Выбрать главу

Opowiadająca o mnie baśń wciąż żyje na świecie, czytana przez mniejsze i większe dzieci, które radują się moim upadkiem. Najpierw mnie nienawidzą i gardzą mną, potem zaś cieszą się, że tak źle mi się ułożyło. „Dobrze jej tak, skoro jest taka podła!” – mówią, gdy spotyka mnie kara.

Kari zamknęła oczy w bolesnym wstydzie.

Czy musiałam być taka brzydka, skoro już i tak byłam zła? Albo odwrotnie, czy musiałam być taka niedobra, nie wystarczyło, że jestem brzydka?

Tyle tu pięknych kobiet, dlaczego on miałby patrzeć na mnie? To bardzo życzliwe z jego strony, że trzymał mnie za rękę, ale tak się bałam, że wyczuje bicie mego serca w pulsowaniu tych drobnych cienkich żyłek. Drżącego serca, które właśnie się przebudziło.

Wolałabym go wcale nie mieć, bo już wiem, że to będzie bolało.

Poproszono go, by towarzyszył mojej grupie, ma nas wyprowadzić z tego przedsionka piekła. Najpierw tak strasznie się ucieszyłam, teraz sama już nie wiem… Cierpienie będzie tym dotkliwsze, im dłużej będę patrzeć na jego obojętność, na to, jak rozmawia z innymi, z kobietami i z mężczyznami, jak zapomina o moim istnieniu. To nastąpi bardzo prędko, przecież ja tak okropnie wyglądam! W dodatku ten balast, który dźwigam jako złośliwa i rozpieszczona bogata córka z wciąż jeszcze żywej baśni…

Rozmawiają o unicestwieniu, o tym, że wszyscy pragniemy całkiem zniknąć.

Czy ja tego pragnę? Czy teraz, kiedy przez moment dane mi było doznać odrobiny zainteresowania ze strony drugiej osoby, będę chciała zniknąć, gdy tylko zobaczę świat znajdujący się poza Górami Czarnymi?

Rozmawiają teraz właśnie o tym. Och, co to takiego? To Minotaur mówi: „Jeśli zostaniemy odkryci przez którąś z tych dwóch istot, o których wspomniałem, Niezwyciężonego albo Łowcę Niewolników, cóż, jeśli w ogóle zostaniemy odkryci podczas naszej ucieczki, poprosimy o unicestwienie, i to natychmiast”. Ten piękny książę pyta: „Ale w jaki sposób zdołacie zniknąć?” „Sami nie jesteśmy w stanie tego zrobić”, odpowiada Minotaur. „Myślicie, że nie zrobilibyśmy tego już przed wieloma stuleciami? Potrzeba do tego kogoś z zewnątrz, kogoś, kto jest dostatecznie potężny, by był w stanie zniweczyć moc baśni, a raczej tej siły, która powołała nas do życia”.

Teraz ci, którzy przybyli nas uwolnić, najwyraźniej spoważnieli i milczą. Minotaur widocznie boi się tej ciszy, bo przerywa ją słowami: „Ty to potrafisz, szlachetny książę”. „Może i tak, lecz mnie nie będzie w waszej grupie”. „A młody Dolg? Opiekun cudownych kamieni?” „Jego też z wami nie będzie”.

Wygląda na to, że Minotaur traci nadzieję. Książę Marco patrzy na grupę, która ma nam towarzyszyć. „Faron jest dostatecznie silny, jego poproście, jeśli zapragniecie natychmiast zniknąć”.

Minotaur dziękuje i oświadcza, że ta świadomość sprawia nam wielką ulgę na wypadek, gdyby unicestwienie okazało się konieczne.

Nie wiem, czy tego chcę. I tak, i nie. To skróciłoby moją udrękę, a mam na myśli nie tylko tortury, jakich doznawałam w niewoli w Górach Czarnych. Lecz jednocześnie oznacza to, że już więcej go nie zobaczę. Wszystko jest dla mnie takie nowe! Gdzieś we mnie, w środku, budzi się takie cudowne uczucie, wystarczy, że na niego patrzę! Lecz jednocześnie to rozpala tęsknotę, która łatwo może przemienić się w smutek.

Nie potrafię więc się zdecydować.

Zaczęła uważnie przysłuchiwać się dyskusji przywódców.

Mówił Ram:

– Nie bardzo potrafię pojąć, dlaczego trzymają was tutaj jako więźniów. Jaki jest tego cel?

Minotaur wzruszył ramionami.

– Nic ich nie kosztujemy. Nie potrzebujemy jedzenia ani opieki, po prostu tu jesteśmy. Myślę, że dręczenie nas sprawia im przyjemność, a poza tym nasze żałosne krzyki przerażają i odstraszają ewentualnych intruzów. Być może źli władcy uważają, że kiedyś w przyszłości będą nas mogli wykorzystać do realizacji jakichś swoich celów. Słyszałem kiedyś coś takiego. Uważają nas wszak za złe istoty, nieprawdaż?

Armas zerknął z uśmiechem na Kari, a ona oblała się rumieńcem.

Nieszczęsna dziewczyna w popłochu starała się sprawdzić, jak wygląda. Właściwie dobrze o tym wiedziała, lecz właśnie teraz… Teraz tak bardzo chciała wyglądać ładnie! Włosy, rozczochrane? Czy też splecione w porządne warkocze? Nie, chyba raczej nie są w porządku, wszędzie sterczą jakieś kosmyki. Czy odważy się je teraz zapleść? Czy w ogóle ma jakiś grzebień?

Nic jednak nie zdążyła zrobić, bo nagle wszyscy powstali. Nadszedł czas rozstania.

Kari ogarnęła panika.

Dlaczego nie dano im choćby odrobiny czasu na zastanowienie się, czy konieczny jest aż taki pośpiech?

W głębi duszy jednak wiedziała, że muszą się spieszyć, i to z całych sił.

Pożegnanie, życzenia szczęścia i powodzenia. Nie bardzo mogła słuchać, czuła, że zaraz wybuchnie płaczem.

Grupa, której celem było oswobodzenie niewolników, na razie miała iść tą samą drogą co ci, którzy podążali w głąb Góry Zła do źródła jasnej wody.

Odeszli… Piękny książę Marco uzyskał przybliżony opis drogi prowadzącej do źródła, nikt przecież nie znał jej w całości. Wraz z nim Indianin, ogromnie spięty, nieduża krucha Shira i jej olbrzymi, budzący przerażenie towarzysz Mar.

Powędrowali wraz z drugą grupą, ze Strażnikami Ramem i Jorim, z tą sympatyczną dziewczyną Indrą i niezwykłym Dolgiem, którego Kari nie bardzo potrafiła zrozumieć. I jego towarzyszem, potężnym duchem zwanym Cieniem.

Nie zdążyła ich nawet bliżej poznać, a teraz odchodzili już na spotkanie z nieznanym losem, by wypełnić śmiertelnie niebezpieczne zadanie.

Usłyszała, jak Marco wypowiada hasło, i hermetycznie zamykane drzwi otwierają się same z siebie, przepuszczają ich, a potem znów się zamykają.

Teraz pozostała olbrzymia gromada tak zwanych złych postaci z baśni, które z nadzieją, lecz nie bez lęku patrzyły na swych przewodników: potężnego Obcego, Farona, dwóch Strażników, Kira i Armasa, na piękną czarownicę Sol i Yorimoto. Wróżka wzięła samuraja pod rękę.

Kari zapragnęła uczynić to samo z Armasem, lecz oczywiście nie starczyło jej odwagi.

Była wszak jedynie chimerą, wytworem ludzkiej wyobraźni, skazanym na istnienie przez innych. W każdej chwili mogła zniknąć.

Nie, nie teraz, jeszcze nie. Proszę jeszcze o krótką chwilę!

Boże, uczyń mnie piękną, daj zwykłe ludzkie życie!

Lecz w świecie baśni Bóg nie istnieje, są w nim jedynie wiedźmy i czarownicy, a oni nie umieją dokonać tego, co potrafi Bóg: ocalić życie, powstrzymać powódź, uchronić ludzi przed utratą najbliższych.

Wszystko to Bóg potrafi.

Jeśli tylko zechce.

7

W sali na wieży na szczycie najwyższej góry, gdzie rezydowali źli władcy, świętowano zwycięstwo.

Jeden z najpotężniejszych podszedł do okna i wyjrzał na dolinę.

– Nigdy nie było tu tak spokojnie – zagruchał z zadowoleniem. – Te ich żelazne puszki stoją i rdzewieją. Niech tak tkwią ku przestrodze, na wypadek gdyby z tego przeklętego Królestwa Światła poważył się przybyć tu ktoś jeszcze.

– Pewnie nie mają już kogo wysłać – stwierdził inny. – To była na pewno elita.

Pozostali nie bez zgrozy przyznali mu rację. Ich królestwo przez straszny moment zatrzęsło się w posadach.

– Ale wygraliśmy, jak zwykle – zarżał trzeci. – Zobaczmy, co pokazuje ściana!

Skierowali uwagę na ekrany, które pokrywały całe ściany.

Dolina leżała pogrążona w mroku i spokoju. W oddali dało się dostrzec stado ptaków, wielkie czarne ptaszyska z rodzaju tych, jakie ekspedycja napotkała w Dolinie Róż. W istocie niektóre z nich były tymi samymi stworzeniami, teraz powróciły do domu, do Gór Czarnych. W Dolinie Róż nie było już przyjemnie, odkąd zła moc została zniszczona przez niegodziwych intruzów.