Wciąż jednak pozostawało około stu pięćdziesięciu istot rozmaitego rodzaju, którymi należało się zająć. I teraz proszek Tsi naprawdę się przydał. Przyniosły go Sol i Siska. Księżniczka powiedziała, że Tsi bardzo się cieszy, iż może pomóc, ale gdyby udało im się oszczędzić kilka ziarenek, to byłby bardzo wdzięczny.
Faron obrzucił spojrzeniem gromadę i zadrżał. Czy starczy dla wszystkich?
– Nawet jeśli staną się niewidzialni, to i tak nie mogą tu zostać – zauważył. – Wkrótce przecież czar przestanie działać.
Sol przyszedł do głowy kolejny pomysł.
– Pozwól mi ich wyprowadzić z Gór Czarnych – poprosiła z ożywieniem. – Ja przecież potrafię stać się niewidzialna, gdy tylko zechcę, a dzięki proszkowi Tsi nikogo z nas nie zobaczą. Jeśli będziemy maszerować szybko, w ciągu dwóch, trzech dni zdołamy się stąd wydostać.
– Nie! – wykrzyknął Kiro. – Ty nie, nie wolno ci!
Sol, słysząc ten protest, rozpromieniła się jak słoneczko.
– Wzrusza mnie twoja troska, Kiro, ale to rozsądna propozycja, nieprawdaż, Faronie?
– Owszem – musiał przyznać, choć nie bez wahania, Obcy. – Będąc niewidzialnymi na pewno lepiej sobie poradzicie, lecz czy znasz drogę na zewnątrz?
– Nie, ale wystarczy chyba…
– Ja znam drogę – odezwał się straszliwy Grendel. – Starałem się ją zapamiętać, gdy nas tu prowadzono.
Jego matka nie miała już sił na dalsze życie, lecz sam Grendel nie chciał przestać istnieć. Biedaczysko, pomyślała Sol. Jak też ktoś taki jak on zostanie przyjęty w Ciemności?
– Doskonale – powiedziała jednak. – Wobec tego ty będziesz nas prowadził, a ja będę odpowiedzialna za całą grupę. Muszę wam towarzyszyć, potrzebujecie bowiem kogoś żywego, zresztą jako tako znam Ciemność. Czy możemy dostać teraz proszek Tsi?
Kiro nie krył wzburzenia. Nie chciał puścić Sol samej, uparł się, że będzie jej towarzyszyć.
– To bardzo kusząca myśl – uśmiechnęła się szeroko czarownica. – Ale ty jesteś widzialny!
– Nie będę, jeśli i ja użyję proszku elfów.
Rzeczywiście, był to pewien pomysł i Faron wreszcie, acz niechętnie, wyraził zgodę. Minotaur wybrał unicestwienie, uściskawszy uprzednio Madragów, Faron więc musiał samodzielnie podejmować decyzje.
Gdy od strony Złej Góry rozległ się wrzask wściekłości, wszystkim zaczęło się bardzo spieszyć.
Każdy ze zbiegów musiał wziąć ziarenko proszku elfów i położyć je na języku. Sol, Siska, Heike i Yorimoto pomagali rozdzielać magiczny środek. Jedna po drugiej baśniowe postaci zaczęły znikać. Wreszcie Sol także stała się niewidoczna i ująwszy Kira za rękę, zawołała wesoło:
– A więc idziemy!
Niewidzialni mogli się widzieć nawzajem – całe szczęście, inaczej mogłyby powstać naprawdę wielkie kłopoty – za to Faron, Yorimoto, Heike, dziewczęta, Madragowie i wilki zostali sami, nie widząc kompletnie nic. Usłyszeli natomiast ciche westchnienie Kira: „Och, nie, to znowu ty”, i zrozumieli, że znów depcze mu po piętach wielki smok, który chciał zaznać prawdziwego życia i zobaczyć świat.
Wreszcie oddalili się na tyle, że nie było ich już nawet słychać.
Siska zajrzała do skórzanego woreczka Tsi.
– Nie bardzo jest się z czego cieszyć – stwierdziła. – Ale z tuzin ziarenek na pewno został. Tsi będzie zadowolony.
Właśnie w tym momencie zjawił się rozgorączkowany Armas.
– Gdzieś ty był? Już się o ciebie niepokoiliśmy!
– Kawałek dalej. A co się stało ze wszystkimi?
Faron opowiedział o potwornym ptaku, który odkrył ich obecność, i o rozstaniu z całą wielką gromadą.
– Ale my oczywiście musimy zostać tutaj – oświadczył. – To nasz obowiązek, zaszczyt i pragnienie, czekać tu na przyjaciół… i niewolników, jeśli uda im się ich oswobodzić.
Armas miał w oczach szaleństwo.
– To znaczy, że te bestie się tu zbliżają? Muszę natychmiast przyprowadzić Kari!
– Pospiesz się, bo ich wrzaski słychać coraz bliżej.
– Dobiegały już, kiedy tu szedłem. Wszędzie w tej dolinie muszą istnieć jakieś potajemne korytarze.
Jedna dodatkowa osoba bez kłopotów zmieści się w J1, nie był to absolutnie żaden problem. Jeżeli Faron bez entuzjazmu myślał o nowej fascynacji Armasa, to na pewno nie z tego powodu. Zresztą czy można mówić o nowej fascynacji? Wszak Armas dotychczas nie interesował się żadną dziewczyną! Jak też się to skończy? Faron jeszcze nie zapomniał o Talorninie, który chciał zmusić Rama do poślubienia Lenore i tak bardzo się opierał przed tym, by szef Strażników związał się z Indrą. Gdy powrócą do domu, Faron będzie musiał poważnie rozmówić się z ojcem Armasa, Strażnikiem Góry.
Jeśli w ogóle tam wrócą.
Rozejrzał się za Armasem, lecz chłopak dawno już zniknął. Pognał jak wicher, żeby ocalić Kari.
– Chodźcie – powiedział Faron do pozostałych przyjaciół. – Musimy wejść do pojazdów, ale ty, Yorimoto, staniesz przy drzwiach i wpuścisz tych dwoje, kiedy przyjdą. Madragowie, Heike, przygotujcie Juggernauty do walki!
Wsiedli do pojazdów, z oczu Siski i Sassy biło przerażenie. Co się teraz z nimi stanie?
Armas pędził, jakby to była sprawa życia i śmierci. Życia Kari.
Gdzie oni się schowali? Tam, pod tamtym nawisem?
Rozwścieczone hordy złych mocy słychać już teraz było znacznie bliżej, nikogo jednak jeszcze nie widział.
Kari, gdzie ona się podziała? Jest wreszcie ten nawis, dzięki Bogu! Pobiegł tam co sił w nogach.
I stanął jak wryty.
Jama okazała się pusta.
– Nie – szepnął. – Nie, och, nie!
Płytką grotę pod skalnym nawisem łatwo dało się przeszukać, Armas rozglądał się dokoła jak szaleniec. Nie, niemożliwe, żeby Kari ukryła się gdzie indziej.
Zniknęła.
Zniknęła?
W jednej chwili straszna prawda dotarła do jego świadomości.
Potworni niewolnicy nie mogli jej uprowadzić, wszak jeszcze tu nie dotarli.
Faron?
Tak, to Faron zaklęciami spowodował jej zniknięcie.
Nie, nie mogło tak być, to niemożliwe, to nie mogło się stać!
Ogarnęła go silna nienawiść skierowana do Farona. Musi to odwołać, Kari przecież nie chciała…
Ale przecież to właśnie powiedziała na głos, w dodatku zaledwie na chwilę przed odejściem Armasa. Chciała zniknąć ze względu na niego!
I Faron to zrobił, sprawił, że zniknęła, tymi rytuałami przeznaczonymi dla innych. Kari także porwał wir, który wciągnął tamtych.
Nie!
Żal przytłoczył Armasa tak mocno, że zapomniał o własnym bezpieczeństwie. Nie miał już ochoty żyć teraz, kiedy Kari nie było, winien był jednak ojcu i matce, a także wszystkim innym uczestnikom ekspedycji, wyjaśnienie, co się stało z Kari i z nim.
Dlatego zawrócił do Juggernautów. Biegł, by nie narażać na niebezpieczeństwo życia przyjaciół, możliwe wszak, że wyruszyliby go szukać. Nie bardzo jednak widział, gdzie jest, płacz ściskał go w gardle, gniew rozsadzał piersi. Rozumiał, że nie może obwiniać Farona za to, co się stało, musiał jednak znaleźć kogoś, kto był temu winien. Kogoś, przeciwko komu mógł skierować gniew, kogo mógłby ukarać.
Można mówić wiele złego o zemście, lecz myśl o niej przynajmniej na pewien czas jest w stanie przytłumić żal.
Dotarł do J1 i Yorimoto wpuścił go do środka. Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem.
– Nie, nie zamykaj tak starannie – zaprotestował Armas. – Bo może ona przyjdzie.
Wiedział jednak, że tak się nie stanie, przecież nigdzie jej nie było.
Pojawił się Faron z resztą przyjaciół. Pytania, zdziwienie.
Armas zasypał Farona oskarżeniami. Dlaczego nie przewidział, że Kari…