Выбрать главу

Faron słuchał spokojnie, aż wreszcie powiedział:

– Armasie, zaczekaj chwilę, czy sam nie ponosisz przynajmniej w pewnym stopniu winy za to, co się stało?

Armas wiedział o tym, miał świadomość, że powinien był uprzedzić, iż zabiera Kari i oddalają się od pojazdu. Nie powinien był też zostawiać jej samej w dolinie, zresztą w ogóle w sytuacji takiego zagrożenia nie powinni wypuszczać się nigdzie tylko we dwoje.

Gniew ustąpił, zastąpiło go zmęczenie.

– Przepraszam – rzekł cicho.

– Idź do siebie, Armasie – rzekł Faron. – Rozumiemy, że przez jakiś czas zechcesz zostać sam.

– Nie, wcale nie chcę być sam – zaprotestował chłopak. – Chcę walczyć! Muszę w jakiś sposób zagłuszyć ten straszny smutek.

– Dobrze, idź więc do Chora, wraz z nim będziesz bronił wieży. Yorimoto, ty dołączysz do Ticha, a wy, dziewczynki…

– Nie – przerwała mu Siska. – Za długo już byłam bierna, zajmując się tylko Tsi. Dajcie mi obezwładniającą broń, w ten sposób najlepiej będę nad nim czuwać.

– Tak trzeba mówić – pochwalił ją Faron zadowolony. – A teraz wszyscy na posterunki! Dzika horda już nadciąga.

Ochrypłe wrzaski dobrowolnych niewolników rozlegały się niepokojąco blisko.

Czekali w napięciu.

9

Wrota zatrzasnęły się za dziewięciorgiem uczestników wyprawy, którzy musieli przejść przez Górę Zła by dotrzeć do celu: do miejsca, gdzie przebywali niewolnicy, i do źródła jasnej wody.

Stanęli, usiłując wyczuć panującą tu atmosferę.

Znajdowali się w jakimś korytarzu, otaczała ich ciemność zupełnie jak w grobie. Wyraźnie dało się zauważyć, że ten korytarz jest rzadko używany.

Gdy jednak ich oczy przywykły do mroku, dostrzegli jaśniejszą smugę gdzieś z przodu, najprawdopodobniej szczelinę w skale, przez którą odrobinę jaśniejsza ciemność Gór Czarnych sączyła się do środka.

Marco, znający z opisu tę drogę, poprosił, by ruszyli za nim. Nie dał poznać po sobie, że i on nie czuje się najpewniej.

Znajdował pociechę w tym, że przynajmniej na razie towarzyszą mu przyjaciele obdarzeni potężnymi mocami: Ram, Dolg i Cień… Oko Nocy i Mar też nie byli najgorsi, najsłabszymi w całej tej grupie należało chyba nazwać Joriego, Shirę i Indrę.

Chociaż kto ośmieliłby się nazwać Indrę słabą?

Teraz jednak dziewczyna czuła się zdecydowanie nie na swoim miejscu. Wzięła Rama za rękę, bo nagle zrobiło jej się jakoś strasznie. W istocie to miejsce zasługiwało na takie określenie. Co zrobią, jeśli teraz natkną się na kogoś?

Ale tu chyba rzadko ktoś zagląda.

Niestety, nawet im przez myśl nie przeszło, jak prędko ktoś pokusi się o sprawdzenie, czy więźniowie są na miejscu.

Tymczasem szli dość długo, aż wreszcie stanęli pod kolejnymi drzwiami.

Zatrzymali się, ścieśnili w gromadce, nie bardzo nawet zdając sobie z tego sprawę.

– Nadchodzi ważny moment, drodzy przyjaciele – odezwał się Marco ściszonym głosem. – Wydaje mi się, że teraz zbliżamy się do Złej Góry.

Wszyscy nabrali głęboko powietrza w płuca, jak gdyby chcąc zaczerpnąć wraz z nim otuchy. Indra przycisnęła się tak mocno do Rama, jak gdyby była taśmą klejącą.

– Jak to było? – przypominał sobie Ram. – Mieliśmy kierować się na prawo po wejściu? A później rozdzielić się przy pierwszych drzwiach po tych?

– Nie, przy pierwszych drzwiach za następnymi.

– Nie chcę się rozdzielać – wyrwało się Indrze.

– Ja też się cieszę, że na razie możemy być razem – przyznał Jori.

– I ja – uśmiechnęła się do niego Shira.

Chyba wszyscy byli podobnego zdania, w nieznanej wrogiej krainie nietrudno stracić pewność siebie.

– Jesteście gotowi? – spytał Marco i zaraz potem wymówił hasło.

Wcisnęli się w ścianę tak płasko jak tylko się dało, nie wiedzieli wszak, co ich czeka za tymi drzwiami.

Hasło Sassy zadziałało i drzwi się otworzyły. Usłyszeli teraz szum wielu głosów, lecz nikogo nie było widać. Zaryzykowali więc i prędko wślizgnęli się do środka.

Znaleźli się w czymś w rodzaju wielkiego hallu, oświetlonego pochodniami. Szum dobiegał spoza jednych z wielu drzwi. Niezbyt dobrze się tu czuli, najbardziej dokuczała im niepewność, poruszali się wszak po zupełnie nieznanym terenie, w dodatku ze świadomością, że w pobliżu są tylko wrogowie.

– Na prawo – mruknął Marco do siebie.

Szybkim krokiem, ale na palcach, pospieszyli za nim.

Jeśli ktoś teraz tu przyjdzie, jesteśmy straceni, pomyślała Indra, ściskając Rama za rękę tak mocno, że zapewne nie obeszło się bez pozostawienia śladów.

To musiały być tamte drzwi. Marco ośmielił się jedynie szeptem wymówić hasło, lecz drzwi najwyraźniej miały dobre uszy. Rozsunęły się i przepuściły wędrowców.

Kolejny korytarz.

– Jesteśmy na drodze prowadzącej na drugą stronę góry – cicho powiedział Marco. – Ku jądru Gór Czarnych.

– Sądziłam, że jądrem jest Góra Zła – szeptem wyraziła zdziwienie Indra.

– Tak należałoby przypuszczać – odparł Marco. – Ale nie wolno nam popełnić żadnego błędu. Jeszcze nie wyszliśmy z tej góry.

Stanęli tuż za drzwiami, przez które właśnie przeszli, żeby lepiej się zorientować. Nikomu nie podobał się głuchy dźwięk, wibracje posadzki i ścian.

Z przodu dochodziły jakieś gardłowe głosy, dlatego też nie śmieli się ruszyć. Ten korytarz był ciemny, w każdym razie w tym końcu, gdzie teraz stali. Domyślali się jednak, że kawałek dalej musi skręcać, dlatego postanowili czekać.

Stoimy w bardzo odsłoniętym miejscu, pomyślała Indra. Gdyby ktoś nagle się pojawił, nie mamy nawet gdzie się ukryć.

Powiodła dłonią wzdłuż skalnej ściany i nieoczekiwanie natrafiła na pustkę.

– Ram – szepnęła. – Chyba znalazłam jakąś niszę.

Ram podszedł bliżej i sprawdził.

– Masz rację. Chodźcie, tu będziemy bezpieczniejsi.

W zagłębieniu w skale zmieścili się wszyscy dziewięcioro.

Teraz musieli czekać, aż z przodu zapanuje cisza. Usiedli, plecami opierając się o skałę, i szeptem prowadzili rozmowy. Indra położyła Ramowi dłoń na piersi, on zaś mocno ją objął.

– Rzeczywiście, takie życie warte jest chyba więcej niż wszystkie pieniądze na świecie – powiedziała cicho. – No cóż, może akurat nie takie straszne napięcie jak w tej chwili, tylko w ogóle, nasze życie w Królestwie Światła, przyjaźń, wszystkie przygody, jakie nas spotykają.

Jori szepnął:

– Ja w ogóle nie wiem, co to są pieniądze. Ale ty przez pewien czas przebywałaś w świecie na powierzchni, jesteś więc bardziej zdeprawowana.

– Zdeprawowana? No wiesz! Nie jestem ani trochę zepsuta pod względem moralnym. Ale w świecie na zewnątrz często się zastanawiałam, dlaczego tak wielu ludzi nienawidzi tych, którzy mają pieniądze. Czy sami nie chcieliby być bogaci? A gdyby stali się bogaci, to czy wówczas nienawidziliby samych siebie?

Oko Nocy westchnął:

– To wielkie szczęście, że nie mieszkamy w świecie na powierzchni. Przynajmniej nie musimy rozwiązywać tego rodzaju problemów.

Usiedli wygodniej i zaczęli nasłuchiwać. Coś się działo.

Po hallu, który niedawno opuścili, poniósł się odgłos wielu biegnących stóp. Głosy i kroki nikły w oddali, wyglądało na to, jakby te istoty kierowały się ku sali, gdzie wcześniej przebywali jeńcy.

Dziewięcioro członków wyprawy siedziało, wyczekując.

I zaraz rozległ się odgłos stóp biegnących z powrotem. Zmierzały gdzieś do wnętrza góry, a chwilę później rozległ się piekielny wrzask wściekłości, który dźwięczał zwielokrotnionym złym echem wśród korytarzy we wnętrzu góry.

– Odkryli ucieczkę jeńców – stwierdził Marco lakonicznie.