Выбрать главу

Kiro wcale nie potrzebował aż piętnastu minut na wymyślenie odpowiedzi. Dogonił ją kilkoma krokami i mocno objął.

– Zaraz usłyszysz, co mam do powiedzenia – rzekł cicho. – Ze mną dzieje się dokładnie to samo.

Sol objęła go mocno i poczuła ową niesamowitą siłę przyciągania płynącą od Lemuryjczyka. Miała pewność, ze Kirowi chodzi właśnie o nią, z radością więc napawała się tą chwilą. Niestety, nie trwała ona długo.

– Wołają cię, Kiro – szepnęła.

– Słyszę, musimy iść. Ale nigdy w całym swoim dość długim życiu nie zaznałem takiej radości.

– Ja też nie. Na zastanawianie się czas przyjdzie później, akurat teraz wszystko jest takie cudowne.

– Moja najdroższa – powiedział wzruszony.

Wrócili do innych.

Szybko się zorientowali, że nie dopatrzyli pewnego bardzo istotnego szczegółu. Oto żadna z baśniowych postaci nie była w stanie porozumieć się z oswobodzonymi niewolnikami. Niedawni więźniowie niczego absolutnie nie pojmowali i kiedy czuli na sobie czyjeś niewidzialne ręce, budziło to w nich panicznie przerażenie.

Kiro i Sol, którzy dysponowali aparacikami Madragów, natychmiast zorientowali się w sytuacji i zaczęli na prawo i lewo udzielać wyjaśnień.

Ale niewolnicy przerazili się jeszcze bardziej.

– Potwory z sali wiatrów? – wykrzyknął któryś. – Nie wypuściliście chyba tych złych istot?

Sol wpadła w gniew.

– Czy one wyrządziły wam jakąś krzywdę? Czy tak ma wyglądać wdzięczność za to, że was uwolniły?

– Nie pojmujemy także, kim jesteście wy, którzy rozmawiacie z nami w taki dziwny sposób? Słyszymy przecież, że mówicie zupełnie innym językiem.

– Przybyliśmy z Królestwa Światła – wyjaśnił Kiro. – I jeśli zechcecie, będziecie mogli wraz z nami opuścić Góry Czarne…

Przerwał rozmowę i telefonicznie skontaktował się z Ramem. Przekazał mu, ilu niewolników zdołali ocalić – było ich trzydziestu – i dodał, że niestety pojawił się nowy poważny problem.

– My jesteśmy niewidzialni, Ramie, musimy jednak przedostać się przez granicę, mając wśród nas trzydzieścioro widzialnych. Jak sobie z tym poradzimy?

Ram po chwili zastanowienia odparł:

– No cóż, Kiro, przykro mi, ale to twój problem. Ja mam dosyć własnych tutaj. Czy nie możesz przeprowadzić ich na dwa razy? Najpierw tych, którzy są niewidzialni, a potem wrócić po resztę?

– Nie ma gdzie ich ukryć w tym czasie. Ale cóż, nie będę cię już więcej niepokoił naszymi problemami. Powodzenia z twoimi.

To ci dopiero wyrażenie, pomyślała Sol, gdy Kiro zakończył rozmowę. Powodzenia z problemami? To tak jak wtedy, gdy ktoś pyta: „Co z twoim przeziębieniem?” Co można odpowiedzieć na takie pytanie? Owszem, dziękuję, przeziębienie miewa się doskonale, tyle że mało brakuje, by mnie całkiem złamało.

Sol popatrzyła na grupę wycieńczonych niewolników i poczuła, że sama traci otuchę. Zaraz jednak, gdy przeniosła spojrzenie na Kira, życie wydało jej się jaśniejsze. Na pewno sobie poradzą!

13

Stali na szczycie wzgórza i przyglądali się rozległej panoramie. Po raz pierwszy mogli oglądać przepastne lasy Ciemności

Oswobodzeni niewolnicy, którzy wszak byli widzialni, musieli teraz leżeć płasko na ziemi.

Sol stała razem z Kirem, Grendelem i spragnionym towarzystwa smokiem. Grendel potworną ręką wskazał wąską przełęcz.

– Tam, w dole, jest granica terytorium Gór Czarnych – wyjaśnił. – Właśnie stamtąd przybyliśmy. Wprost roiło się w tym miejscu od straży, pamiętam. Pełno było tych strasznych niewolników o gorejących oczach, akurat tego rejonu powinniśmy unikać.

– Pewnie masz rację – przyznał Kiro i odwrócił się do smoka. – Czy ty trafiłeś tutaj w tym samym czasie?

– O, nie, wcale nie – odparł smok, zawsze chętny do usług. – Przybyłem tu na długo przed Grendelem i przekroczyłem granicę w zupełnie innym miejscu. Ale tam też były straże, olbrzymie larwy.

– Ach, tak, a więc i ty zawarłeś z nimi znajomość? – uśmiechnął się Kiro przyjaźnie, a smok gotów był odwdzięczyć się własnym życiem za okazanie mu takiej życzliwości. – Masz rację, Grendelu, spróbujemy przejść inną drogą.

Wszyscy doskonale wiedzieli, że sytuacja jest trudna. Gdyby byli sami, mogliby próbować przeprawy w dowolnym miejscu. Teraz jednak w ich grupie znalazło się trzydziestu widzialnych zbiegów, nad którymi należało roztoczyć opiekę. Dlatego właśnie musieli bardzo starannie wybrać drogę. Potwory z baśni nagle same przejęły rolę opiekunów.

– Powinniśmy pójść możliwie najtrudniejszą do pokonania drogą – zauważyła Sol. – Tak, by strażom nie przyszło do głowy, że porywamy się na coś do tego stopnia szalonego.

– Świetnie – rzekł Kiro i teraz Sol była gotowa na śmierć dla niego z samej tylko wdzięczności, że ją pochwalił.

Kiro powiódł wzrokiem po niezmiernie ponurej krainie. Wiedział jednak, że za kolejnym niewysokim wzgórzem czeka wolność. Wypatrzył niewielkie zbocze położone z prawej strony przełęczy, na której czatowali wartownicy.

– Jak sądzicie, czy zdołamy się tam wspiąć?

Nikt nie umiał na to odpowiedzieć. Podczas powolnego przemarszu w stronę granicy nie wszystko szło zupełnie gładko. Jeńcom trzeba było opatrywać liczne rany, niektórym z nich okowy otarły skórę i ciało niemal do kości. Nie przestawali też narzekać, wciąż jeszcze nie do końca przekonani, że ktoś naprawdę chce ich uratować. Niewidzialne ręce, które ich prowadziły, mogły wszak być magicznymi mackami zła, wywodzącego się z Gór Czarnych.

Ale i w tej grupie znajdowało się kilkoro mądrych i rozsądnych. Dwóch jeńców pochodziło z Ciemności. To bardzo ułatwiało sytuację, być może będzie ich można zostawić właśnie tam i nie zabierać do Królestwa Światła, które wszak nie mogło pomieścić wszystkich.

Nikt jednak nie wiedział, w jakie miejsce Ciemności trafią, gdy już się wydostaną poza Góry Czarne. Mogli przecież znaleźć się bardzo daleko od zamieszkałych okolic

Bez końca musieli się zatrzymywać, by zająć się tym czy tamtym niewolnikiem. Niektórzy z nich byli naprawdę w ciężkim stanie, na skraju ostatecznego wyczerpania, wygłodzeni. Niestety, Sol i Kiro zabrali żywność tylko dla siebie, bo postacie z baśni nie musiały przecież jeść.

Sol często podczas tej wędrówki traciła cierpliwość i coraz częściej dopadał ją też lęk. Czas nieubłaganie płynął, a oni nie będą niewidzialni przez całą wieczność. Widziała, że Kira również to niepokoi. Trzydzieścioro ludzi zdołają być może przeszmuglować, lecz blisko dwustu? To za dużo.

Kiro wyznał też Sol, że niepokoi się o Rama i jego grupę. Skoro oni mają kłopoty ze swoimi podopiecznymi, a jest to zaledwie trzydziestu dawnych niewolników, to jak Ram zdoła poradzić sobie z ponad tysiącem? W dodatku rozproszonym to tu, to tam.

Istoty z legend natomiast nie sprawiały najmniejszego kłopotu. Wszystkie chciały pomagać, Kiro miał w nich wielką wyrękę, zwłaszcza w Grendelu i Meduzie, ale i w smoku, niezmiernie chętnym do świadczenia wszelkich przysług. Co prawda smok robił wszystko bardzo niezgrabnie ze względu na swoje ogromne ciało i niewielki rozum, oboje jednak, i Sol, i Kiro, polubili go i chętnie wybaczali nie najmądrzejsze nawet posunięcia. Pewną trudność nastręczało wyznaczanie mu zadań, okazało się jednak, że smokowi wystarczy już sam fakt, że Kiro z pełną powagą roztrząsa wraz z nim poważne problemy. Sympatyczny olbrzym niemal na krok nie odstępował swego bohatera, przez co Sol i Kiro nie mogli liczyć na zbyt wiele chwil spędzonych tylko ze sobą. Czy poradzą sobie ze wspinaczką po tak stromej skale? W dodatku z tyloma chorymi, niemal umierającymi niewolnikami?

No cóż, nie było innego wyjścia. Ta droga wydawała się jedyną bezpieczną na przestrzeni wielu mil. W skale widniała niewielka szczelina, mogli się tamtędy wspinać, zdaniem Kira, nie zauważeni przez nikogo. Musieli próbować.