Выбрать главу

Ale on chce mnie taką, jaką jestem, przynajmniej tak mówił, pragnie prawdziwej Sol, muszę więc być sobą. I niech się dzieje, co ma się dziać!

On jest taki wspaniały, szlachetny, zarówno z wyglądu, jak i usposobienia, wszyscy go podziwiają, a ja, muszę przyznać, mam słabość do autorytetów, to znaczy do prawdziwych autorytetów, takich, które wprost jaśnieją dobrocią, ciepłem, siłą, bezpieczeństwem… Byleśmy tylko mogli już niedługo zostać sami! Ale przed nami jeszcze długa, bardzo długa droga do Królestwa Światła, nie wiemy nawet, gdzie jesteśmy.

Zobaczyła, że Kiro rozmawia przez telefon, i podeszła bliżej.

Najwyraźniej znów skontaktował się z Faronem, usłyszała, jak mówi:

– Rozmawialiśmy z Sol o tym, czy nie powinniśmy wrócić do was teraz, kiedy wszyscy są już tu bezpieczni. Nie? Ale przecież powinniśmy pomóc? No cóż, rozumiem.

– Co on powiedział? – spytała Sol, gdy rozmowa dobiegła końca.

Kiro uśmiechnął się.

– Stwierdził, że nie chce mieć jeszcze więcej powodów do zmartwień, staliśmy się przecież z powrotem widzialni i gdybyśmy mieli pokonywać całą tę długą drogę jeszcze raz, to jesteśmy wręcz skazani na kłopoty. Faron będzie się cieszył z każdego, kto cały i zdrowy zdoła dotrzeć do Królestwa Światła.

Sol bardzo się zmartwiła.

– Wyczuwam w tych słowach cień rozpaczy.

– Owszem – przyznał Kiro z wielką powagą. – Ja też się obawiam, że naszych przyjaciół w Górach Czarnych czekają bardzo trudne chwile. Nie mogłem się skontaktować z dwiema pozostałymi grupami, ani z Ramem, ani z Markiem.

– To nie wróży nic dobrego – stwierdziła Sol przygnębiona.

Przez chwilę milczała, a potem zagadnęła niepewnie:

– Kiro…

– Tak?

– Wiem, że nie jesteś żonaty – odwróciła głowę, żeby na niego nie patrzeć.

– Nie jestem, ale skąd ty o tym wiesz?

– Spytałam Siskę, która spytała Indrę, a Indra spytała Rama.

– Rozumiem, że się dowiadywałaś – odparł z drwiącą miną, lecz wyraźnie zadowolony.

– Oczywiście – odparła trzeźwo. – Ale nie mam pojęcia, jak się przedstawia sprawa z twoimi ewentualnymi kochankami.

– Moimi co?

– Słyszałeś, co powiedziałam.

– Kochana Sol, jestem znacznie młodszy od innych Strażników, nie zdążyłem jeszcze rzucić się w wir przygód miłosnych.

– Świetnie, w takim razie nasza sytuacja jest podobna.

Kiro popatrzył na nią i zaczął się cicho śmiać, a Sol pomyślała: Doprawdy, to będzie niesamowicie ekscytujące!

14

Kiro zarządził kilka godzin snu dla wszystkich, co przynajmniej oswobodzeni niewolnicy przyjęli z wdzięcznością.

Dla siebie i dla Sol znalazł odpowiednie miejsce, w którym mogli bez przeszkód rozmawiać, mając jednocześnie widok na całą wielką grupę. Smok długo patrzył za nimi tęsknym spojrzeniem, Kiro jednak udawał, że tego nie zauważa, i wskazał mu miejsce w sporej odległości od nich, za to niedaleko od Grendela.

Kiro ułożył się na plecach i podpierając się łokciami przyglądał się zgromadzeniu, które z wolna ogarniał spokój. Sol siedziała przy nim z kolanami podciągniętymi pod brodę, twarz opierała na rękach.

– Co się stało, Sol? Wyglądasz mi na zmartwioną.

Odwróciła się w jego stronę.

– Chyba rzeczywiście tak jest. Tak bardzo się przejęłam nowymi uczuciami, które się we mnie przebudziły, że znajdowałam się cokolwiek jakby poza rzeczywistością, nie uczestniczyłam w wydarzeniach tak, jak powinnam.

– Och, zrobiłaś, co do ciebie należało.

– Nie – odrzekła zamyślona. – Zabijaliśmy, Kiro, a to sprawiło, że staliśmy się bardzo podatni na oddziaływanie zła w Górach Czarnych. To było bardzo niebezpieczne, bez najmniejszego trudu mogliśmy paść ofiarą złych mocy, w dodatku budzi to we mnie wstręt. A jednak to zrobiłam.

– Ale wyszliśmy z opresji cało i zdrowo. Ja traktuję to jako najwyższą konieczność, nie mogliśmy przecież stać i przyglądać się, jak bestie znęcają się nad nieszczęśnikami. Innego wyjścia niż zgładzenie tamtych strażników nie było.

– Wiem o tym, ale mimo wszystko! Zresztą dopiero teraz obudził się we mnie ten wstręt… Wtedy znaczenie miałeś dla mnie jedynie ty i właściwie działałam automatycznie.

Kiro uśmiechnął się.

– To znaczy, że już teraz nie znaczę dla ciebie tak wiele?

Sol roześmiała się i przelotnie pogładziła go po policzku. Kiro zrozumiał, że nie chce być zbyt natarczywa ani okazywać zbyt dużej śmiałości. Ujął ją za rękę i na moment przytulił do swojej twarzy. Był teraz bardzo poważny.

– Podzielam twoje zmartwienie, Sol, chociaż jesteśmy teraz już bezpieczni. Widzisz, rozmawiałem z jednym z tych niewolników, który sprawiał wrażenie, że ma trochę rozumu. Twierdził, że powinniśmy się cieszyć, iż tak łatwo się z tego wywinęliśmy. Podobno w Górach Czarnych jest istota, która z każdego potrafi zrobić niewolnika. I jeśli ma się bodaj odrobinę słabości, potrafi wedrzeć się w duszę.

– Wiem o tym, słyszałam o nim już wcześniej.

– No właśnie. Zabiliśmy, a to z naszej strony było słabością, mimo to jednak nic nam się nie stało. Ten człowiek powiedział natomiast coś jeszcze.

– Tak?

– Wszyscy trzydzieścioro więźniów, których zabraliśmy ze sobą, miało styczność z tym, którego nazywają Łowcą Niewolników. Oparli mu się, ale ten człowiek, wieśniak z Ciemności, podejrzewa, że przynajmniej u niektórych zaczęły się rozwijać… niedobre skłonności. Nie wiadomo, co by się z nimi stało, gdyby zostali tam dłużej. Dobrze więc, że i im udało się uciec z niewoli. Tu już nie grozi im dalsze oddziaływanie złych sił.

Sol poczuła ciarki na plecach.

– Domyślam się, o których może chodzić. To ci, którzy tak narzekają i tak wiele wymagają. Nie są zadowoleni z tego, co dla nich zrobiliśmy.

– Tak, on także sugerował coś podobnego. No, ale teraz powinnaś troszkę się zdrzemnąć, kochana.

– Chyba masz rację. Czy nie będziesz miał pretensji, jeśli położę się kawałeczek dalej od ciebie?

– Ależ skąd! – roześmiał się. – Byle nie za daleko!

– O to się nie bój. – Sol skuliła się na bladym mchu. – Kiro, jak zdołamy pomieścić ich wszystkich w Królestwie Światła? Stu osiemdziesięciu nowych przybyszy? W dodatku wielu z nich to bardzo szczególne istoty. Jak zostaną przyjęte?

– Przypuszczam, że dobrze. Przynajmniej dopóki nie trafią do miasta nieprzystosowanych, bo tam by się to nie udało. Spróbujemy im pomóc się zaaklimatyzować. Wciąż jest sporo miejsca na łąkach i w lasach Królestwa Światła, a niektórzy być może poczują się dobrze nawet między ludźmi.

– Może i tak. Kiro, a może zaadoptujemy smoka? – parsknęła śmiechem.

– Bardzo przyjemny pomysł. Świadczy o tym, że bierzesz pod uwagę czekającą nas wspólną przyszłość.

– Och, czyżbym przypadkiem ci się teraz oświadczyła?

– Ja zrobiłem to już wcześniej, tak więc ty ze swej strony nie popełniłaś żadnego nietaktu. Ale tym, co powiedziałaś, sprawiłaś mi wielką radość.

Sol usiłowała sobie przypomnieć, kiedy to Kiro się jej oświadczył, lecz doszła do wniosku, że czynił to właściwie każdym wypowiadanym przez siebie słowem.

Życie w jednej chwili stało się takie cudowne. Na niebie Sol nigdzie nie było widać ani jednej chmurki.

Zmęczeni, zasnęli bardzo prędko.

Sol obudziła się na ostry krzyk Kira. Usiadła gwałtownie, zmarznięta i mokra z jednego boku, z mchem we włosach i odciśniętym wzorem na policzku.