– To wcale nie twoja zasługa – warknęła kobieta. – Jak mogłeś dopuścić, aby tak wielu naszych wiernych niewolników zostało zabitych razem z Łowcą?
Wy nie zrobiliście nic, siedzieliście tylko na tyłkach, pomyślał Nardagus z wściekłością. Ze ściągniętą twarzą zaś odparł:
– Oni mają jakąś tajemniczą broń, jakiej my nie znamy. Czerwoną, niesłychanie groźną broń.
– Dlaczego więc nie użyli jej wcześniej? Tak nas oszukać! Do tej pory tchórzliwie unikali walki, jak gdyby bali się zabijać. To żałosne, czego oni chcą?
W drzwiach pojawił się onieśmielony, wystraszony niewolnik. Najpotężniejszy z władców ze złością spytał, o co chodzi.
Niewolnik wręcz bał się powiedzieć to na głos:
– Otrzymaliśmy właśnie meldunek. Zabrali wszystkich naszych niewolników, tych od ciężkich prac. W ogóle wszystkich niechętnych nam niewolników. Oczywiście nie nas, lojalnych, ale całą resztę.
– Co? Co masz na myśli, mówiąc, że ich zabrali?
– Zostali, na pewno wbrew własnej woli, uprowadzeni z sali sypialnej. Ale wierne nam służby już ich ścigają.
Przywódcy pospieszyli do ekranów.
– Są tom, przy pojazdach!
– Rzucić do walki ciężkie oddziały!
– To już zrobione. To one ich ścigają, pod ziemią.
– Włączyć szary batalion!
– Już został rozbity.
– A więc sprowadzić Niezwyciężonego!
– Nie, nie – zaprotestowała kobieta. – Nasze oddziały szturmowe bez trudu sobie z nimi poradzą. Powiedziałeś, że już maszerują przez tunel? Możemy wobec tego spokojnie siedzieć i czekać
Niewolnik odszedł, uszczęśliwiony, że udało mu się przeżyć nawet przyniesienie takiej wiadomości. Ale, doprawdy, następnym razem pójdzie kto inny.
Farangil został umieszczony w niewielkiej szafce razem z jednym ze Świętych Słońc, które z sobą zabrali, a z których tylko jedno dotychczas wykorzystali, wtedy w osadzie rybackiej, zanim jeszcze wjechali w Dolinę Róż.
Potem Faron zebrał przyjaciół na krótką naradę.
– Chor i Tich, teraz musicie się rozdzielić. Chor poprowadzi J1 w stronę Ciemności i zabierze wszystkich niewolników. To będzie niezwykle niebezpieczna przeprawa. Po pierwsze, będziecie narażeni na niebezpieczeństwo z zewnątrz, ze strony złych władców Gór Czarnych. Po drugie, przez cały czas będziecie musieli się wystrzegać niebezpieczeństwa grożącego wam wewnątrz – wśród niewolników mogą znaleźć się tacy, u których rozwinęły się złe skłonności, dlatego musi was być więcej. Yorimoto, Jori, Heike, Geri i wilk Czerwonego Kapturka, wy będziecie towarzyszyć temu transportowi. Nie, nie chcę słyszeć żadnych protestów, to naprawdę ogromnie niebezpieczne przedsięwzięcie. Zabierzecie też do domu, do Królestwa Światła, Sassę. Czy tam dotrzecie, zależy wyłącznie od waszej odwagi i rozsądku.
– A Tsi? I Siska? Czy oni z nami nie wyruszą? – zdziwiła się Sassa.
– Jedyna możliwość, aby Tsi przeżył, to jasna woda – odrzekł Faron ze smutkiem. – Dlatego musi tu zostać. Wobec tego zostanie i Siska, inaczej się nie da.
Teraz zaprotestował Chor.
– Ale przecież ja nie zmieszczę blisko tysiąca ludzi w J1?
– Wiem o tym – odparł Faron. – Weźmiesz do środka wszystkich tych, którzy nie mają siły iść, plus tych, którzy się zmieszczą. I bardzo ważne, nikt poza tobą i naszymi ludźmi nie ma wstępu do wieżyczki kontrolnej. Reszta pójdzie za J1. Dopilnowanie ich będzie zadaniem Heikego. Wy inni będziecie czuwać na pokładzie. Na najmniejszy znak, że coś jest nie w porządku, podniesiecie alarm. To dotyczy również ciebie, Sasso.
Dziewczynka kiwnęła głową. Podczas tej strasznej ekspedycji bardzo dojrzała.
Faron ciągnął:
– Będziecie ich zmieniać. Tak, żeby ci idący piechotą mogli chociaż trochę odpocząć w J1, i odwrotnie. Wyruszacie natychmiast. Musimy założyć, że pościg za niewolnikami już się rozpoczął.
Dolg zadał pytanie:
– Co z Armasem i Kari?
Faron popatrzył na niego zasmucony.
– Zobaczymy, co da się zrobić. Akurat w tej chwili nie widzę żadnego wyjścia, może ktoś z was ma jakiś pomysł?
Wszyscy bardzo chcieli pomóc, ale co mogli zrobić? Najgorsza była myśl, jak zdołają zanieść Strażnikowi Góry wieść o śmierci jedynego syna.
Wreszcie Sassa odezwała się żałośnie:
– Czy Indra też nie wraca z nami do domu?
Faron uśmiechnął się lekko.
– Nam, którzy tu zostajemy, potrzebny będzie Ram, a wydaje mi się, że powinniście już się nauczyć, że tych dwojga nie można rozdzielać.
Te słowa przywołały uśmiech na twarze zebranych.
– Ktoś musi tu zostać, żeby zaczekać na grupę Marca – ciągnął Faron. – Będę to ja, Ram, Indra, Dolg i Cień, musimy mieć jednego ducha. Poza tym Tich, Siska, Tsi i Freki. Wydaje mi się, że to dość sprawiedliwy podział. Jakieś protesty?
Jeśli nawet komuś nie podobała się taka organizacja, i tak się z tym nie zdradził. Faron zdecydował, a jego należało słuchać.
A potem ze schronu przybiegła Siska.
– Tsi się obudził!
Popatrzyli na siebie. Być może nie wszyscy od razu zrozumieli, co to oznacza, lecz ci, do których to dotarło, rozjaśnili się niczym Święte Słońce nad Królestwem Światła.
22
Od bardzo dawna Tsi-Tsungga przy pasku nosił niedużą skórzaną sakiewkę. Był to dziękczynny podarek od jego przyjaciół elfów za uratowanie ich kiedyś, gdy były w potrzebie. W skórzanym woreczku znajdował się drobny proszek; jedno jego ziarenko położone na języku powodowało, że człowiek stawał się niewidzialny, trzy położone na sercu umożliwiały przywołanie do siebie wszystkiego wedle własnego życzenia. Podczas tej wyprawy proszek okazał się wielką pomocą.
– Prędko, Sisko – poprosił Faron. – Połóż trzy ziarenka na piersi Tsi, a wy, którzyście tam byli, Ram, Indra, Jori, Dolg i Cień, pójdziecie ze mną. Reszta ma czekać tutaj, wypatrujcie, czy wróg się nie zbliża!
Odezwał się Heike:
– A czy my, którzy wybieramy się w dalszą drogę, możemy zaczekać i zobaczyć, jaki będzie efekt?
– Dobrze, ale zaraz potem wyruszacie jak najprędzej!
Faron zabrał wszystkich tych, których wyznaczył, do schronu, gdzie leżał Tsi. Leśny elf nie spał, powitał ich uśmiechem i błyskiem zielonych oczu. Oddychał z trudem, lecz poza tym wydawał się w niezłej formie.
– Już mu wytłumaczyłam, o co chodzi – rzekła Siska z ożywieniem. – Potrzebny mu jest tylko dokładniejszy opis tego miejsca.
Ci, którzy byli w złej dolinie, starali się jak najdokładniej przekazać Tsi wszystkie szczegóły. Możliwie skrupulatnie opisali pałac, do którego niestety nie weszli, starali się nie zapomnieć o żadnym drobiazgu. Ram pamiętał także raport Armasa i on oczywiście był najcenniejszą wskazówką.
– Spróbuję – rzekł Tsi z wysiłkiem. – Czy księżniczka jest tutaj?
Od dawna już nikt nie myślał o Sisce jak o księżniczce, ale przecież nią była.
– Zawsze jestem przy tobie. Stoję tutaj, z tyłu.
Elf uspokojony pokiwał głową.
Potem usiłował się skupić.
– To nie będzie proste – oświadczył. – Nie mam wcale wyraźnego obrazu.
– Wiemy – odparł życzliwie Faron. – Zrób, co możesz, przyjacielu.