Wszyscy byli zdania, że akcja bardzo się przeciąga.
– Poradziliśmy sobie z nimi – oświadczył ochrypły, nie nawykły do mówienia głos. Brzmiało w nim zadowolenie. – Fala powodziowa i potworni mieszkańcy doliny zrobili z nimi koniec.
– Dobrze, kiedy można wykorzystać nieprzyjaciół do unicestwienia jeszcze straszniejszych wrogów – zaniósł się śmiechem inny z potężnych władców Gór Czarnych.
W poczuciu triumfu zapomnieli o oglądaniu wielkich ekranów na ścianie, siedzieli tylko i radowali się swoim sukcesem.
Trzeci ostrzegł:
– Ale w tych idiotycznych żelaznych skrzyniach pozostało jeszcze kilkoro. Ich także musimy wyeliminować.
– Będziemy się tym martwić, kiedy przyjdzie odpowiednia pora. Na razie cieszmy się ze zwycięstwa.
W tym czasie Faron i jego drużyna pięli się w górę po stromej skalnej ścianie. Musieli wykorzystać cały sprzęt wspinaczkowy, który z sobą zabrali. Najtrudniej szło wilkom, ponieważ jednak ich obecność była podczas tej wyprawy absolutnie niezbędna, każdy obrał sobie za punkt honoru, by im pomóc.
Wreszcie Sol przyszło do głowy najprostsze rozwiązanie:
– Przecież one nie muszą wcale wspinać się po tym okropnym zboczu. Do jakiego właściwie stopnia można być niemądrym? Shira i ja oczywiście zostaniemy z nimi na dole aż do chwili, gdy dacie nam z góry sygnał, a wtedy wzbijemy się w powietrze z prędkością atomowej błyskawicy.
Sol uwielbiała wyrażać się nowocześnie, chociaż żargon, jakiego używała, na Ziemi brzmiałby zapewne staroświecko. Nic przecież nie starzeje się równie szybko jak nowe wyrażenia w slangu.
– To niegłupi pomysł – przyznał Ram, który zdążył już nieco wyprzedzić pozostałych. – Uważajcie tylko na siebie, żeby nie zaskoczyły was żadne wrogo nastawione istoty.
– Będziemy mieć patrzałki otwarte – odrzekła Sol przekonana, że jest bardzo na czasie.
Indra drapała się w górę za Ramem i czuła się jak Tygrys z „Kubusia Puchatka”. Tygrysowi łażenie po drzewach wydawało się rzeczą, jaką tygrysy najlepiej potrafią, aż do chwili, gdy spadając ze złamanej gałęzi odkrył, że równie łatwe jest złażenie z góry na dół.
Właśnie tak czuła się teraz Indra.
Czego, u diabła, szukam tu na tej górze, mruczała zgnębiona pod nosem. Za nic w świecie nie odważę się spojrzeć w dół. Czy nie mogłam dosiąść któregoś z wilków zamiast Shiry albo Sol, przecież one i tak bez najmniejszego trudu potrafią się przemieścić tam, gdzie chcą?
Doskonale jednak zdawała sobie sprawę, że właśnie dzięki pomocy duchów wilki mogły unosić się w powietrzu i stawać niewidzialne. Bez Sol i Shiry nie zdołałyby wznieść się w górę, gdyby więc Indra dosiadła któregoś, oznaczałoby to praktycznie marsz w miejscu.
Do diaska, ależ to trudne! Chyba cierpię na lęk wysokości, nigdy o tym nie wiedziałam. A może po prostu rozwinął się podczas wszystkich tych idiotycznych przepraw, tutaj, w centralnym punkcie Ziemi? Kto wymyślił, że trzeba piąć się w górę po goluteńkiej, niechętnej do jakiejkolwiek współpracy skale? Na pewno nie był to mój pomysł. Ram, zaczekaj na mnie, nie bądź taki nieznośnie zwinny, naprawdę nie masz żadnej słabej strony? Musisz umieć wszystko?
No, dzięki Bogu, ktoś się poślizgnął i zleciał kawałek w dół. Na szczęście nie wszyscy są tacy doskonali, a już zaczął mnie dręczyć kompleks niższości.
Indra nie była osobą słynącą z kompleksu niższości, lecz akurat w tej sytuacji naprawdę marnie sobie radziła.
To Armasowi obsunęła się noga i musiano nawet przyjść mu z pomocą. Indra bardzo mu współczuła, po pierwsze dlatego, że był na tyle miły, by okazać swoją słabość, a po drugie dlatego, że zdawała sobie sprawę, iż młody Strażnik nie może być w olimpijskiej formie po tak bliskim spotkaniu z nieproszonym gościem w swoim ciele. Jakiż straszliwy szok musieli przeżyć obaj, on i Oko Nocy! Indra była przekonana, że ona nie wytrzymałaby czegoś podobnego. Już na samą myśl o takiej ewentualności zaczęła się trząść, i to tak gwałtownie, że palce, które starała się wczepić w małą ukośną szczelinkę, omal się nie ześlizgnęły. Skoro jednak Ram umiał się wspinać, to i ona musi.
Ach, Boże, jakże ona tego nienawidziła! Czuła obrzydliwe pulsowanie w palcach, stopy poszukiwały kolejnych niepewnych punktów podparcia, bała się sprawdzić, jak wysoko nad ziemię już się wspięła, bała się też spojrzeć w górę, żeby nie tracić otuchy. I dlaczego, do diaska, tak tu strasznie ciemno? Czy nie dałoby się zapalić jakiegoś reflektora? Albo w ostateczności maleńkiej kieszonkowej latarki? Nie, to niemożliwe, przecież wtedy byłoby ich widać. A czy nie widać ich i tak? Przecież wyglądają jak rój much na gołej skalnej ścianie. Nie, już raczej jak musze odchody. W każdym razie nie więcej będą warci, jeśli ktoś ich zobaczy. Na pewno stanowią idealny cel do strzelania z procy albo na przykład do użycia packi na muchy.
Boże, jak ja sobie z tym poradzę!
Dolg wspina się obok mnie, w każdym razie wydaje mi się, że to Dolg, wszyscy mamy poczernione twarze i ręce. Musieliśmy też włożyć najciemniejsze ubrania, wyglądamy chyba jak kominiarze w kominie.
Tak, to Dolg, wspina się bardzo lekko i nie jest ani trochę zdyszany. A to spryciarz, czy nie mógłby się choć odrobinę zmęczyć? Albo wykonać jakiś niezgrabny ruch, tak żeby człowiek nie musiał się czuć jak zdesperowana krowa? Och, nie mam już więcej sił, a teraz jeszcze Ram się ode mnie oddala, zaraz lina się napnie i wtedy on się zorientuje, jaka jestem bezradna. To straszne.
W tym samym momencie Faron zarządził postój.
– Wspinacie się jak stado małpek – rzekł z uznaniem. Indra gotowa była go pocałować, gdyby nie to, że znajdował się w odległości ładnych kilku metrów ponad nią z lewej strony. A całować skały zamiast niego nie miała zamiaru. – Czy ktoś ma jakieś problemy?
Ponieważ nikt inny się nie odezwał, Indra zaczęła z goryczą:
– Nie, oprócz tego, że zostawiłam płuca i przyssawki na dole. Może ktoś ma zapasową parę, którą mógłby mi pożyczyć?
Wszyscy się roześmieli, a gdy znowu zapadła cisza, Kiro powiedział:
– Myślisz, że obce nam to uczucie, Indro? Naprawdę doskonale sobie radzisz.
– Winna jestem wam teraz obu, i tobie, i Faronowi, całusa za te piękne słowa. Szczerze powiedziawszy, czuję się jak zwłoki, które właśnie odkryły, że cierpią na lęk wysokości. Mam świadomość, że usłyszawszy odpowiedź mogę się załamać, ale mimo to ośmielę się spytać: czy już niedługo będziemy w połowie?
– W połowie? – uśmiechnął się Faron. – Czy ty nie patrzysz ani w górę, ani w dół?
– Ja wpatruję się w skałę, omal nie dostając przy tym zeza, i to mi wystarczy, a nawet bardziej niż wystarczy.
– No, dobrze, ale teraz spójrz w górę, w dół nie musisz.
– Och, serdecznie dziękuję!
Kiedy Indra odważyła się leciutko zadrzeć głowę, zobaczyła koniec liny zachęcająco kołyszący się w powietrzu.
– Tak, tak – radośnie śmiał się Ram nad jej głową. – Zostaliśmy zauważeni, już na nas czekają.
– Czy mogę szepnąć pokorne „hura”?
– Na pewno nie ty jedna.
Ale do liny wciąż jeszcze pozostawał kawałek. Kiro w pewnym momencie się zaklinował, droga, którą sobie obrał, kończyła się ślepo i zarówno jemu, jak i wszystkim, którzy wspinali się za nim, trzeba było pomóc przesunąć się na ścieżkę Farona. Zabrało to nieco czasu i momentami kosztowało naprawdę wiele nerwów, na przykład w sytuacji, gdy jedna ręka wyciągała się do drugiej, lecz dotykały się jedynie koniuszki palców. Ale to doprawdy niewiarygodne, jak bardzo potrafią wydłużyć się ręce, gdy naprawdę się tego chce! Wreszcie wszyscy znaleźli się na bezpiecznym gruncie i mogli kontynuować wspinaczkę.