Uczestnicy ekspedycji czekali, aż słowa Minotaura zapadną im w świadomość, aby mogli w pełni je zrozumieć. Lekki podmuch wiatru zawodził wśród kamiennych ścian sali niczym echo żałosnej skargi na okrutny los tych nieszczęsnych stworzeń.
W oczach Indry i Shiry zakręciły się łzy. Sol w milczeniu kiwała głową. Ona dobrze wiedziała, co to znaczy być w głębi duszy dobrą, lecz skazaną na bycie złą.
– Och, rozumiemy, i to jak! – wykrzyknęła zdławionym głosem. – Byłam taka jak wy, zresztą nie tylko ja, również wielu członków mego rodu, na przykład Mar, który jest tu z nami, i Heike, ale on został przy naszych pojazdach. Och, rozumiemy was, uwierzcie!
Mar przyznał jej rację. Armas usiłował wczuć się w sytuację osoby znienawidzonej przez wszystkich, uznawanej za łotra, odsuniętej przez otoczenie i spotykającej się jedynie z obrzydzeniem, osoby, która jednocześnie rozpaczliwie szuka kontaktu z innymi, by wspólnie z kimś śmiać się i cieszyć. Tak totalne odepchnięcie…
Spontanicznie wyciągnął rękę i ujął dłoń Córki Żony. Popatrzyła na niego zdumiona, ale uśmiechnęła się leciutko. Przez moment pozwoliła mu potrzymać się za rękę, ale potem przyciągnęła ją do siebie.
Gospodarze podziękowali za zrozumienie i zachęcili do zadania kolejnego pytania.
Faron chwilę się wahał. Szeleszczący wiatr rozwiewał mu czarne włosy, Indra wiedziała, jakie są w dotyku włosy Obcych, to takie uczucie, jakby się muskało jedwab, choć gruby jak sznurek…
– To będzie trudne – zaczął potężny przywódca ekspedycji. – Lecz pragniemy się tego dowiedzieć. Dlaczego upiory z tej doliny tak strasznie się bały naszych wilków? A może raczej powinienem był powiedzieć: waszych wilków?
Zapadła cisza. Tylko Geri i Freki warknęły ostrzegawczo.
– Te wilki nie należą do nikogo – stwierdził mężczyzna, który najwyraźniej musiał być złym wezyrem z „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. – Są bardzo niezależne.
Tak musiało być w istocie, skoro zdołały stąd uciec, pomyślał Armas. Tęsknił trochę za dotykiem drobnej, lecz silnej ręki siedzącej obok dziewczyny, ale się zawahał.
Minotaur odpowiedział:
– Historia z mieszkańcami doliny to bardzo czuły punkt wilków. Jeśli one wam niczego nie wyjaśniły, tym bardziej my nic nie powiemy.
– No cóż, nie będziemy więc dalej pytać.
Ale Freki podjął już decyzję.
– Prędzej czy później prawda i tak wyjdzie na jaw – zaczął chrapliwie. – Musicie nam wierzyć, że cała ta historia ani trochę nas nie cieszy. To my, Geri i ja, zostaliśmy zmuszeni przez złych władców, by pozbawić życia wszystkich po kolei mieszkańców doliny.
Armas poczuł wzbierające mdłości. W wietrznej sali we wnętrzu góry zapadła kompletna cisza. Nikt nie śmiał się odezwać.
Freki mówił dalej:
– To się stało dawno temu. Dużo wcześniej, jeszcze zanim doszło do nieszczęścia, Geri i ja próbowaliśmy uciekać. Wtedy się nam nie udało i za karę zmuszono nas do popełnienia tego strasznego czynu. Na naszą obronę należy tylko wspomnieć, że podano nam mnóstwo środków oszałamiających, nie wiedzieliśmy więc, co robimy. Byliśmy do tego stopnia odurzeni, że funkcjonował jedynie nasz pradawny odwieczny instynkt, ten sam, który skłania wilki do zabijania ofiary i rozrywania jej na strzępy.
Freki na chwilę przerwał.
– Kiedy się ocknęliśmy, było już za późno.
– Nie wolno was o to obwiniać – oświadczył z mocą Faron.
– Może i tak, ale rana w sercu pozostała i dręczy nas dniem i nocą.
– Łatwo to zrozumieć. No cóż, teraz ostatnie już pytanie, a potem wasza kolej. Czy potraficie wskazać nam drogę do źródła z jasną wodą?
Po długiej chwili milczenia Minotaur, podniósłszy ciężki łeb, spytał:
– Po co?
Faron starał się to wyjaśnić, a ponieważ musiał wytłumaczyć wiele szczegółów, zajęło to sporo czasu. Gospodarze chcieli się wszystkiego dowiedzieć, już sam fakt, że choć władali tak różnymi językami, to jednak mogli się porozumieć, bardzo ich zaintrygował. Goście z radością chwalili się przyjaźnią z mądrymi Madragami. Chcieli także koniecznie uzyskać odpowiedź na pytanie, dlaczego jasne źródło życia płynie akurat tutaj, w tych ponurych górach. Powiedziano im, że źródła były tu wcześniej, dopiero później pojawili się źli ludzie, natrafili na źródło zła i napili się ciemnej wody. Oczywiście drugie źródło jest władcom cierniem w oku, uważają jednak, że jego bliskość jest także pewną zaletą, gdyż dzięki temu dotarcie do jasnej wody jest niezwykle trudne.
– Shira wie wszystko na ten temat – stwierdził Faron i przytoczył kilka historii z kronik Ludzi Lodu.
Postacie z baśni z najgłębszym szacunkiem schyliły głowy przed Shirą.
– Tym razem to nie ona ma się udać do źródła – wyjaśniał dalej Faron. – Wybranym jest teraz Oko Nocy. Powiedzcie, którędy tam dojść, w zamian za to was uwolnimy.
Minotaur zaśmiał się głośno, inni mu zawtórowali.
– Uwolnić nas? Łatwo powiedzieć! My w to nie wierzymy.
Faron popatrzył na Dolga.
– Wśród nas jest co najmniej jedna osoba, która z pewnością zdoła tego dokonać. Pozostaje tylko pytanie, czego spodziewacie się po dalszym życiu. Was i tych nieszczęsnych niewolników, których jeszcze nie widzieliśmy, jest tak wielu, że zabranie wszystkich do Królestwa Światła może nastręczyć wiele trudności…
– Och, ależ my wcale tego nie chcemy! Gdybyśmy zostali uwolnieni, w co w najwyższym stopniu wątpimy, to chcielibyśmy po prostu zniknąć, zupełnie przestać istnieć. Już dostatecznie długo żyjemy we wstydzie i hańbie.
– Nie chcecie się wcześniej zrehabilitować w oczach dzieci i dorosłych na świecie?
– Och, oczywiście! – śmiał się Minotaur drwiąco. – Ale czy zdołamy się zrehabilitować wobec tych wielu tysięcy, którzy już nie żyją? Niektórzy z nas są bardzo, bardzo starzy, a tych, którzy pierwsi o nas usłyszeli, dawno już nie ma. Sprawiłoby nam jednak wielką radość, gdyby pokolenia, które przyjdą później, nie miały o nas tak złego wyobrażenia.
– To trochę trudne – przyznała Indra. – Spróbujcie napisać bajkę albo ciekawe opowiadanie, w którym nie byłoby czarnego charakteru!
Minotaur kiwnął głową.
– Teraz jednak ta reguła, w myśl której postacie z opowieści stają się żywe, już nie obowiązuje. Gdybyście więc mogli zanieść wieść ludziom ze świata o tym, jak niesprawiedliwie nas potraktowano, o nic więcej nie będziemy prosić.
Wysłannicy z Królestwa Światła przyrzekli, że się o to postarają.
Armas zaczął nagle uważnie się wsłuchiwać w westchnienia wiatrów przemykających przez tę siedzibę niepocieszenia. W szumie wychwytywał fragmenty osobliwych opowieści, prastarych legend i mitów oraz nowszych baśni.
Jakiś głos mówiący po rosyjsku z ową szczególną melodią charakterystyczną dla rosyjskich bajarzy. Przejmujące rytmiczne dźwięki… Wplotło się w nie angielskie Once upon a time *, norweski trzeźwy głos Asbjörnsena **, bogactwo baśni braci Grimm, niekiedy dość okrutnych. Bajki Babci Gąski Perraulta, i czyż to nie coś o Sinobrodym? On zresztą znajdował się tu, wśród więźniów. Bajki La Fontaine’a zawirowały w powietrzu, stare, trudne do zrozumienia francuskie słowa. I bajki Ezopa, wymieszane z legendami indiańskimi i antycznymi eposami o bohaterach. I jeszcze owe tajemnicze, romantyczne powieści o rycerzach i zjawach, zwane gotyckimi… Jego matka uwielbiała historie, w których pojawiają się zjawiska nadprzyrodzone, opowieści mocno działające na uczucia. Armas nie spodziewał się, że jest tutaj miejsce dla gotyckich powieści, lecz tak właśnie było. Napłynęły też prawdziwe rycerskie romanse o Tristanie i Izoldzie, Lohengrinie i wiele, wiele innych. Nie zdążył wyłapać wszystkiego, co przelatywało wśród kamiennych ścian.