Znów spojrzał na dziewczynę, która pomogła Sassie i którą tak okrutnie za to potraktowano. Zapragnął opatrzyć jej rany, przemyć je, oczyścić i obwiązać. Wydawała się taka nieszczęśliwa, gdy tak siedziała obok niego. Nie była zbyt urodziwa, miała jednak w sobie coś, co przemawiało do jego rycerskości. Nie mogła mieć łatwego życia nawet wtedy, gdy w świecie baśni żyła na ziemi.
A potem skazano ją na wygnanie tutaj, ponieważ ludzie, którzy stworzyli ją taką złą, nie chcieli jej między sobą.
Cóż to za straszny gorzki los, pomyślał.
Ledwie dotarło do niego, że więźniowie obiecali pomóc ekspedycji w odnalezieniu drogi do źródła z jasną wodą.
– Wobec tego – oświadczył Faron, wstając – wobec tego kolej na ciebie, Dolgu.
5
Syn czarnoksiężnika się wahał.
– Obawiam się, że szafir jest bardzo zanieczyszczony.
– Nie, tu nie chodzi o szafir, Dolgu – odezwał się Marco, a wszystkim obecnym w tej sali nagle jakby otworzyły się oczy i dopiero teraz ujrzeli, jak szczególnego mają gościa. – Farangil!
– Jest jeszcze mętniejszy.
– Nic na to nie poradzimy. Kamień spełni teraz dobry uczynek, może to choć trochę wróci mu przejrzystość.
Dolg z rezygnacją pokręcił głową, lecz mimo wszystko wyjął olbrzymią czerwoną kulę znalezioną w ziemi przez Obcych jeszcze na długo przed pojawieniem się pierwszego człowieka.
Na widok ciemnoczerwonej poświaty, jaka rozlała się po sali, więźniowie wcisnęli się w ścianę, Minotaur zaś poprosił Dolga, by cofnął się jak najdalej w głąb, żeby przypadkiem źli władcy nie dostrzegli światła. Dolg natychmiast usłuchał, chociaż wiedział, że przecież będzie musiał zająć się także tymi, którzy znajdują się w pobliżu zejścia do doliny.
Armas zauważył, że kamień jest niezwykle ciemny i mętny, a bijący od niego promienny ognisty blask ma w sobie teraz jakieś szarobure odcienie. Zmartwiło go to bardzo, dostrzegł też rozpacz Dolga.
Armas widział także niedowierzanie na twarzach uwięzionych. Ten i ów uśmiechał się nawet z politowaniem, widząc taką naiwność. Jak można wierzyć, że zdołają ich uwolnić? Wszak w niewoli czarodziejskich okowów tkwili od tysięcy lat!
– Co to takiego? – spytała Armasa Córka Żony.
Opowiedział jej o świętych kamieniach Królestwa Światła i o Dolgu, opiekunie klejnotów. Dziewczyna słuchała go, nie odrywając oczu od jego twarzy.
– Masz chyba jakieś imię? – spytał ją Armas. – Trochę dziwne wydaje mi się nazywać cię Córką Żony.
Uśmiechnęła się, a jej udręczona, ściągnięta, nieładna twarz stała się przy tym bardziej otwarta i niemal piękna, chociaż baśń zdecydowała, że ta dziewczyna powinna być tak brzydka, jak Córka Męża była piękna. Cóż, w bajkach zwykle piękno utożsamia się z dobrem, brzydotę zaś ze złem.
To chyba najgorsza z reguł rządzących światem baśni!
– O, tak – odparła. – Mam na imię Kari.
– Kari – powtórzył Armas. – Będę pamiętał.
Chłopak nie bardzo wiedział, co myśleć. Wprawdzie przywykł do obcowania z prawdziwymi pięknościami w Królestwie Światła, nie brakowało ich także w najbliższej grupie przyjaciół, nie wywierały jednak na nim szczególnego wrażenia. Od czasu do czasu na widok jakiejś dziewczyny serce zabiło mu mocniej, lecz sam starał się trzymać od nich z daleka, zdawał sobie bowiem sprawę, że te dziewczęta nie są dla niego. Ojciec stanowczo wbijał mu to do głowy setki razy, a Armasowi nieangażowanie się w żaden romans nie sprawiało najmniejszych trudności.
I oto teraz zafascynowała go nieznajoma dziewczyna, której w ogóle nie dało się nazwać ładną, z baśni znana jako wyniosła, zimna i niedobra. Rozpieszczona i nielojalna. Baśniom jednak nie należało ufać, poza tym wiele czasu już upłynęło od tamtej pory, gdy Kari opuściła baśniowy świat i znalazła się w tym piekle. Armasowi patrzenie na nią sprawiało przyjemność, było w niej coś, czego nie potrafił nazwać, a co go pociągało. Nie mógł się nadziwić, że żaden inny mężczyzna nie podziela jego uczuć.
Armas był niedoświadczony, nie pojmował istoty zainteresowania drugą osobą, nie rozumiał, że może ono obudzić się niespodziewanie w dowolnej chwili, że między dwiema osobami może nieoczekiwanie pojawić się coś, czego nigdy nie da się wyjaśnić.
Indra zaskoczona obserwowała małomównego syna Obcego. Co się z nim dzieje? Wygląda, jakby coś niezmiernie go radowało!
Podeszła do niego i mruknęła po cichu:
– Czyżbyśmy zapominali o ojcu, Strażniku Góry, Armasie?
– O co ci chodzi? – obruszył się.
– Nie zapalaj w oczach gwiazd, które z góry skazane są na zgaśniecie, stary przyjacielu – ostrzegła Indra i odeszła, zanim Armas zdążył zaprotestować.
Na pytanie Kari odparł, że Indra plecie jakieś głupstwa.
Teraz do Farona zwróciła się ohydna istota, mająca węże zamiast włosów. Nie mógł to być nikt inny jak Meduza.
– Nie bardzo wiem, co zamierzacie zrobić – powiedziała – lecz ten młody człowiek z czerwoną kulą powinien wiedzieć, że przez setki lat staraliśmy się przepiłować nasze kajdany. Nic się ich nie ima, są zaczarowane, zamknięte za pomocą czarnej magii.
– Pozwólcie mu spróbować – uśmiechnął się Faron. – Dlaczego by nie zacząć od ciebie? Na pewno nie wyrządzi ci krzywdy.
Meduza-Gorgona wyniośle pokręciła głową, zgodziła] się jednak przybrać pozycję, jaką wskazał jej Dolg.
– A więc próbuj, piękny młody człowieku! – powiedziała zalotnie.
Dolg poprosił, żeby wszyscy inni trzymali się z dala, a potem szepnął coś czule do farangila, który natychmiast się rozjarzył. Armas spostrzegł, że moc blasku kamienia nie jest taka jak zwykle, miał jednak nadzieję, że mimo wszystko okaże się wystarczająca. Poprzedniego dnia oglądał też szafir i widział, jak żałośnie mętny stał się niebieski kamień. Jak oczyścić go tutaj, w tej krainie zła? Odpowiedź na to pytanie pozostawała wielką zagadką i troską.
Teraz jednak rzecz dotyczyła farangila.
Dolg skierował wiązkę światła na kajdany, które naciągnęli Cień i Yorimoto, starając się jak najbardziej odsunąć je od Meduzy. Samuraj wyglądał na niezmiernie dumnego z wyznaczonego mu zadania.
Dziwny ten Yorimoto, pomyślał Armas. Nikt wśród nas tak ogromnie się nie stara, by ukryć swoje uczucia. Pragnie pozostać bardziej nieprzenikniony nawet niż Indianie, lecz przez to najłatwiej go też przejrzeć. W tym jego kamiennym obliczu da się czytać jak w otwartej księdze.
Żarzący się ciemnym blaskiem promień bijący od farangila stał się bardziej skupiony. Dolg skierował go na kajdany, które puściły z przytłumionym szczękiem.
– Palnik gazowy najwyższej klasy – trzeźwo zauważyła Indra.
– Żaden palnik na świecie nie poradziłby sobie z tymi kajdanami – zauważył Armas.
– Magia stawia czoło magii – stwierdził Minotaur lakonicznie. – Coś mi się wydaje, że wasza jest silniejsza.
Meduza podniosła się uradowana, obracając w ręku luźny kawałek łańcucha.
– Jestem wolna! – westchnęła w uniesieniu. – Wolna po raz pierwszy od stuleci.
Objęła Dolga i mocno go ucałowała, choć on bronił się jak potrafił przed wijącymi się wężami.