— To wielka pochwała.
— Wiem. — Spojrzała na niego. — Ale nie dla wszystkich. Są ludzie, którzy będą jej mieli za złe taką postawę. Jak zamierzasz wytłumaczyć Badayi i jego stronnikom opuszczenie przestrzeni Sojuszu, skoro dla nich jesteś osobą, która rządzi teraz wszystkim?
Tak nagła zmiana tematu wytrąciła go z równowaga zrozumiał właśnie, że nie zna odpowiedzi na to pytanie.
— Jestem otwarty na wszelkie sugestie.
Spojrzała na wiszący przed nią wyświetlacz. — Mamy dwadzieścia minut do lądowania na „Nieulękłym”. Wolałabym spędzić ten czas, przytulając się do swojego męża, zwłaszcza że tylko żywe światło gwiazd wie, kiedy znowu będzie mi to dane, ale wychodzi na to, że musimy poświęcić te chwile na rozwiązywanie problemów.
— Podzielam twój żal. — Geary włączył własny wyświetlacz. — Zobaczmy, czy znajdę jakieś pomysły. Poszukajmy… przywódca… nie, wódz walczący poza granicami… — Zobaczył niekończący się ciąg trafień. — Świetnie. Jak ja mam się w tym rozeznać?
Pochylając się, Desjani wskazała jeden z tekstów.
— Marek Aureliusz? Dziwne nazwisko. Spójrz, jak stary jest ten cytat. Cezar Rzymu. Kim jest cezar Rzymu?
— Kim był cezar Rzymu — poprawił ją Geary, czytając treść notatki. — To taki władca ze starożytności, jeszcze za czasów Starej Ziemi. Ale co to ma wspólnego z moim pytaniem…? Władał imperium, lecz większość czasu spędzał, walcząc za jego granicami.
— Chyba czegoś takiego szukaliśmy.
— Miejmy nadzieję. — Geary nie przestawał czytać. — Był też kimś w rodzaju filozofa. „Jeśli coś jest złe, nie czyń tego, jeśli coś jest kłamstwem, nie mów tego” — zacytował.
— Łatwo powiedzieć — burknęła Desjani. — Robiąc co trzeba, musisz bardzo uważać na słowa. Może wtedy, za czasów imperium rzymskiego, świat był prostszy. W końcu wszystko działo się na planecie, i to w dodatku nie na całej. Ówcześni ludzie nie mogli mieć poważnych problemów.
— Wydaje mi się, że problem polega raczej na tym, jak bardzo ludzie zmienili się od tamtych czasów, o ile w ogóle zaszła jakaś zmiana. Weźmy takiego Aureliusza, on także musiał walczyć na granicach imperium, by zapewnić mu bezpieczeństwo… — zastanawiał się na głos Geary. — A jego zaufani pilnowali interesu w stolicy. To nasza odpowiedź. Skoro wszyscy uważają, że tylko ja mogę dać sobie radę z Obcymi, mówimy im, że musiałem wyruszyć na rubieże, pozostawiając swoich zaufanych agentów w przestrzeni Sojuszu.
— Sprytne — przyznała Desjani. — A tożsamość owych agentów musi pozostać tajemnicą?
— Oczywiście. — Odpowiedział jej tak kwaśnym tonem, że natychmiast obrzuciła go ostrym spojrzeniem.
— Admirale Geary, okłamuje pan tylko tych ludzi, którzy mogliby narobić sporo problemów nam wszystkim, nie wyłączając nawet ich samych. A teraz proszę poprawić mundur.
— Przecież dobrze leży…
— Jesteś admirałem i musisz wyglądać lepiej niż dobrze. Poza tym nie chcę wysiadać z tego wahadłowca z mężczyzną, który wygląda, jakbym się do niego dobierała podczas lotu.
— Tak jest.
Słysząc tę odpowiedź, spojrzała na niego z irytacją, przewróciła oczami i westchnęła ciężko.
Gdy wahadłowiec przycumował bezpiecznie do doku na pokładzie „Nieulękłego”, Geary zszedł po trapie, mając w pamięci wszystkie wydarzenia, jakie rozegrały się w tym miejscu. To tutaj rozmawiał po raz ostatni z admirałem Blochem tuż przed jego śmiercią. Tutaj też witał jeńców uwolnionych z syndyckich obozów pracy. Stąd też odleciał w pośpiechu niemal cztery tygodnie temu, Próbując umknąć przed awansem oraz kolejnymi rozkazami i dogonić Desjani. Mimo zaskoczenia, jakim było nagłe pojawienie się admirała na pokładzie, załoga „Nieulękłego” nie wyglądała na spanikowaną. Gdy Geary opuszczał prom, powitał go salutem oddział wystrojonych galowo marynarzy. We wszystkich pomieszczeniach okrętu rozbrzmiały też słowa: „admirał na pokładzie”. Uniósł natychmiast rękę, oddając salut, choć wciąż jeszcze czuł ból po poprzedniej uroczystości.
Gdy na trapie za nim pojawiła się Desjani, cała ceremonia została powtórzona raz jeszcze, tyle że zmienił się nieco komunikat z radiowęzła. Tym razem nadano: „Nieulękły na pokładzie”. To była stara tradycja dotycząca dowódców okrętów wojennych. Ich nazwiska zastępowano nazwami okrętów, na których służyli.
Geary zatrzymał się i poczekał na nią, przyglądając się stojącym w szeregu oficerom oraz licznie zgromadzonym marynarzom i komandosom zajmującym miejsca w dalszych rzędach. Wyglądali dobrze, można nawet powiedzieć, że doskonale. Nagle uświadomił sobie, że uśmiecha się na tę myśl. Pozwolił sobie na tę oznakę zadowolenia, wiedząc, że oni także ją dostrzegą.
Desjani stanęła obok niego z idealnie obojętną miną, by skinąć głową swojemu zastępcy.
— Widzę, że załoga nadal wygląda znośnie.
— Dziękuję, kapitanie.
— Admirał i ja udajemy się na specjalną odprawę dla dowódców floty. — Dokonam inspekcji okrętu po jej zakończeniu.
— Tak jest. — Pierwszy oficer odebrał z rąk jednego ze swoich podwładnych prostokątny przedmiot mierzący pół metra szerokości i jakieś dwadzieścia pięć centymetrów wysokości. Podał go Tani, mówiąc: — Proszę przyjąć szczere gratulacje od oficerów i marynarzy „Nieulękłego”. Życzymy wszystkiego najlepszego pani i admirałowi Geary’emu.
Desjani nachmurzyła się lekko, przyjmując prezent, ale zaraz uśmiechnęła się półgębkiem i pokazała stojącemu obok Johnowi, co dostali. Była to tabliczka z prawdziwego drewna, do której przykręcono metalową płytkę przedstawiającą mapę gwiazd i szlak przebyty przez flotę podczas powrotu z Systemu Centralnego Światów Syndykatu. Linia biegła przez kolejne systemy, których nazwy zostały także wygrawerowane, i kończyła się na Varandalu w przestrzeni Sojuszu. Nieco niżej przyklejono do drewna sznureczek uformowany w nazwiska obojga małżonków, a łączył je mocno zaciśnięty węzeł. Geary widział marynarzy ćwiczących wiązanie takich węzłów jeszcze za czasów swojej młodości, ktoś kiedyś powiedział mu, że ta uprawiana od starożytności sztuka wciąż jest popularna, jako że i dzisiaj mocowanie ładunków na okrętach ma równie wielkie znaczenie jak na żaglowcach pływających po ziemskich oceanach.
— Piękna rzecz — stwierdził. — Dziękuję.
— Tak — poparła go Desjani. — Dziękujemy wam wszystkim — dodała, podnosząc głos, by usłyszał ją każdy z obecnych na pokładzie hangarowym. — Proszę zanieść tę tabliczkę do mojej kajuty — zwróciła się do pierwszego oficera znacznie ciszej i oddała w jego ręce dar załogi. — Admirał i ja udajemy się teraz na odprawę.
— Tak jest, kapitanie. Witamy ponownie na pokładzie.
W końcu i ona się uśmiechnęła.
— Miło wrócić na stare śmieci. Zapewne już pan to wie, ale powtórzę z nieustającą przyjemnością, tym razem już oficjalnie, że admirał Geary po raz kolejny uczynił „Nieulękłego” swoim okrętem flagowym. Proszę poinformować o tym resztę załogi.
Gdy opuszczali doki, tłum za ich plecami poszedł w rozsypkę, a w całym hangarze słychać było szmer komentarzy po ostatniej wypowiedzi Desjani. John pozwolił sobie na ciche westchnienie. On też się cieszył z możliwości przechadzki znanymi korytarzami. Nie sposób było się tu zgubić, wszędzie było blisko, wszystkie części okrętu miały ze sobą połączenia, ale czuł się naprawdę świetnie, wiedząc, że nikogo nie będzie musiał pytać o drogę.