Выбрать главу

Usiadła, ale nadal była spięta.

— Nie dokończyłam jeszcze swojej misji — wyszeptała. — Jeśli Michael żyje, odnajdę go. — Przed panem, admirale, stoi wiele innych, poważniejszych zadań. Ja mogę zająć się tym jednym.

— Dlatego zostałaś we flocie? By szukać Michaela?

Jane się zawahała.

— Są też inne powody.

— Zrobiłaś już swoje — rzucił John. — Ja tu utkwiłem. Ty możesz robić, co zechcesz.

— Nazywam się Geary — oświadczyła, nie podnosząc głosu, ale wkładając w te słowa całą swoją siłę.

Przyglądał się jej, przez dłuższą chwilę nie mogąc wydobyć głosu.

— Ja naprawdę uważam, że masz prawo zacząć nowe życie. Nie zostawaj we flocie z mojego powodu. Wystarczająco wiele zła wyrządziłem naszej rodzinie. Ale jeśli zechcesz zostać, muszę mieć pewność, że mogę na tobie polegać.

— Może pan na mnie polegać, sir. — Spoglądała na niego z powagą, nie mrugnąwszy ani razu.

— Wiedziałem o tym. Zawsze wiedziałem. — Tym sposobem nie dojdziemy do niczego. — Jane, jako twój przełożony liczę na to, że będziesz mnie informowała o wszystkim, co może wpływać na twoją zdolność bojową, którą tak sobie cenię. Jako twój wuj mam nadzieję, że będziesz rozmawiać ze mną całkowicie szczerze o bardziej prywatnych sprawach.

Jane nie odpowiadała przez dłuższą chwilę, potem pokręciła głową.

— Jestem od ciebie starsza, wuju. Przespałeś całe stulecie, prawie się nie starzejąc.

— Zmagam się z tym problemem od momentu wybudzenia. I mam wrażenie, jakby każdego miesiąca przybywało mi po kilka lat. — Ten żart nie poprawił jej humoru, dlatego machnął ręką. — To wszystko, co chciałem ci powiedzieć.

— Dziękuję.

Wstała, zasalutowała przepisowo, chociaż to było nieformalne spotkanie, potem jej hologram zniknął. Geary wciąż jednak wpatrywał się w pustkę, którą pozostawiła. Co to miało znaczyć, u licha? „Nazywam się Geary”. Przecież całe życie uciekała od tego nazwiska. Dlaczego tak kurczowo trzyma się go teraz? I jak…

A niech to szlag. Czyżby zaczynała wierzyć w moją legendę? Chce mi teraz dorównać? Przecież nawet ja tego nie potrafię.

Chyba nie wierzy w to, że zostanie kolejnym Black Jackiem.

Ale czy to, co zrobiła z „Dreadnaughtem” podczas niedawnej awantury o sądy polowe, nie było przypadkiem działaniem w stylu Black Jacka?

Obym się mylił. Mit niezwyciężonego Black Jacka jest ostatnim, czego tej flocie dzisiaj trzeba.

* * *

W końcu mógł się ukryć choć na kilka minut w zaciszu swojej kajuty, ale nie potrafił w niej usiedzieć. Uznał więc, że przespaceruje się po okręcie. Gdy trafił ponownie na znajome korytarze, nastrój od razu mu się poprawił. „Nieulękłego” zbudowano w podobnie surowy sposób jak nowsze sektory stacji Ambaru, ale ten okręt liniowy miał coś, czego brakowało wiszącemu na stałej orbicie molochowi. Tutaj Geary czuł się jak w domu.

Nie zdziwił się, gdy ujrzał idącą obok Desjani. Zadaniem kapitana było dokonanie inspekcji jednostki. Przed jej przybyciem na pokład we wnętrzu „Nieulękłego” było głośno jak w ulu, cała załoga rzuciła się z pewnością do sprzątania, by dowódca nie dostrzegł nawet jednej drobinki kurzu na wypolerowanych powierzchniach czy urządzenia leżącego nie tam gdzie trzeba bądź nie działającego przynajmniej poprawnie.

— Dobry wieczór, kapitanie Desjani.

— Dobry wieczór, admirale Geary — odparła takim tonem, jakby spędzili ostatnie tygodnie, pracując w normalny sposób.

Zwolnił nieco, by mogli iść dalej obok siebie, ale utrzymywał rozsądny dystans. To był jej okręt, więc z pewnością nie życzyła sobie, by załoga dostrzegła jakiekolwiek nieprofesjonalne zachowania dowódcy.

— Dziwna sprawa. Ledwie wszedłem do kajuty, nabrałem poczucia, że wydarzenia minionego tygodnia są wytworem mojej wyobraźni albo snem.

Spojrzała na niego, unosząc lekko brew, a potem uniosła lewą rękę, pokazując mu wierzch dłoni, na której połyskiwała obrączka.

— Zazwyczaj nie noszę błyskotek otrzymanych we śnie.

— Ja również.

— Coś musiało wytrącić cię z równowagi. Jak przebiegło to prywatne spotkanie?

— W sumie dobrze, aczkolwiek też nieco dziwnie. — Posłała mu kolejne pytające spojrzenie, gdy opisał wrażenia z rozmowy, którą przeprowadził z Jane Geary. — Nie mam pojęcia, co ją ugryzło. Kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy, dała mi wyraźnie do zrozumienia, że musiała wstąpić do floty z powodu nazwiska. Ale wojna już dobiegła końca. Spełniła swój obowiązek, i to z naddatkiem. Nic już jej nie trzyma we flocie.

— Moim zdaniem coś ją jednak trzyma.

— Powiedziałem jej wprost, że może odejść i zająć się własnym życiem.

Desjani uśmiechnęła się krzywo.

— Życie nigdy nie jest takie, jak je sobie planujemy. Bez względu na to, czego Jane kiedyś pragnęła, musiała spędzić całe dorosłe życie na okręcie wojennym. Może w końcu zrozumiała, że to właśnie było jej pisane? Może nie ma bladego pojęcia, co innego mogłaby robić? A może…

— Mów dalej — ponaglił ją Geary.

— Wspominałeś mi kiedyś o problemach swojej rodziny, o tym, jak prześladował ją mit Black Jacka… — Desjani przygryzła lekko dolną wargę, zanim dodała jeszcze: — Może do niedawna nie była w stanie identyfikować się z Black Jackiem, ponieważ żywiła do niego tak wielką nienawiść i wiedziała, że nie jest w stanie dorównać legendzie. A teraz zobaczyła na własne oczy, jaki naprawdę jest Black Jack.

— Black Jack nigdy nie istniał.

— Czy ty zawsze będziesz temu zaprzeczał? Problem polega na tym, że Jane Geary próbuje na nowo odkryć, kim chce teraz być. Kwestia: „nie będę Black Jackiem” jest już nieaktualna. Teraz musi znaleźć coś dla siebie.

Skrzywił się.

— Zacząłem się obawiać, że ona chce teraz dorównać legendzie Black Jacka. Nie prawdziwemu mnie. Chciałbym z nią o tym porozmawiać. Ale najpierw skontaktuję się z przodkami. Może oni podpowiedzą mi coś rozsądnego?

— Baw się dobrze i przekaż im pozdrowienia ode mnie — rzuciła Desjani. — Ja muszę dokończyć inspekcję okrętu. Zejdę do komnat przodków na sam koniec, aby im Podziękować — dodała, rzucając mu znaczące spojrzenie — za wszystko to, co skończyło się dobrze, i za całą resztę, która mogła pójść znacznie gorzej.

— Polecenie przyjęte, kapitanie Desjani. — Byli ze sobą, nawet jeśli ich związek musiał mieć tak wiele ograniczeń, a tylko szaleniec nie dziękowałby za to, że tego dnia nie wydarzyło się najgorsze.

* * *

Instrukcje z admiralicji nadeszły dokładnie w takiej formie, jak przepowiedzieli Duellos i Desjani, tydzień po tym, jak Geary objął oficjalnie dowodzenie flotą, i cztery dni po zakończeniu przeprowadzonej na własną rękę reorganizacji. Początkowo nie uznawał naigrawania się tej dwójki ze szczegółowości wytycznych admiralicji, ale gdy zerknął do wiadomości, jęknął z wrażenia, widząc, że zawarto w niej chyba wszystkie szczególiki, jakie mógł sobie wyobrazić.

Wcielenie „Inspiracji” i „Lewiatana” do tego samego dywizjonu? Dlaczego u licha miałbym pakować Duellosa i Tuleva do tej samej jednostki, skoro obaj udowodnili niejednokrotnie, że są niezależnymi dowódcami? Po co łączyć dywizjony pancerników, skoro te okręty współpracują tak świetnie z dotychczasowymi towarzyszami broni?

Odmówiono też jakichkolwiek dalszych awansów. Nawet tych sugerowanych przez Geary’ego, a dotyczących najdłużej służących we flocie i najwaleczniej sprawujących się oficerów. Nawet nowo przydzieleni dowódcy nie mieli szans. W sytuacji, gdy wojna dobiegła końca, a wielkość floty miała być zamrożona, wszelkie wnioski o promocję szły prosto do kosza. Ten nagły zastój mocno zdenerwował wszystkich oficerów, przyzwyczajonych do nieustannych awansów w związku z poważnymi stratami, jakie ponoszono w każdej bitwie. Nowych dowódców należało mianować natychmiast, by uzupełniać niedobory w kadrze. Oprócz przyznania Geary’emu stopnia admirała i nadania pułkownik Carabali rangi generalskiej nikt inny nie otrzymał awansu. Nawet porucznik Iger. „Niesprawiedliwość” była najłagodniejszym z określeń, jakie cisnęły się człowiekowi na usta, niemniej system był tak skonstruowany, że nikt nigdy nie był pewien promocji, więc nie miał podstaw do zaskarżenia decyzji odmownej. Geary zastanawiał się, ile czasu trzeba, by jego podwładni zaczęli się zżymać na ten nagły zastój, uznając jednocześnie, że admiralicja przestała kojarzyć sukcesy w walce z koniecznością awansowania prymusów.