Geary się zamyślił. Znał sposób na utrzymanie w mocy pierwotnej daty wylotu mimo wyraźnych ponagleń ze strony Celu. A w każdym razie taka możliwość istniałaby kiedyś, za jego czasów. Otworzył regulamin floty, odszukał właściwy paragraf i uśmiechnął się na jego widok. Ostateczna odpowiedzialność za bezpieczeństwo okrętów i ich załóg oraz za wykonanie powierzonych zadań spoczywa na osobie dowodzącej daną operacją. Podczas planowania rozkazów dowódca obowiązany jest do uwzględnienia wszystkich potencjalnych zagrożeń.
Przed stu laty Geary i jego koledzy nazywali ten paragraf „przechlapanym”. Wykonanie rozkazu, gdy któreś zpotencjalnych zagrożeń mogło uniemożliwić wykonane misji, zrzucało pełną winę za niepowodzenie na osobę kierującą całą operacją. Niewykonanie takiego rozkazu w identycznej sytuacji było złamaniem regulaminu, ale z powodu „potencjalnych zagrożeń” znów przerzucało winę na dowodzącego akcją. Geary wielokrotnie się zastanawiał, dlaczego tego paragrafu, wymierzonego w przełożonych zapewne wbrew intencjom twórców nie usunięto z regulaminu.
Skoro jednak pozostał na swoim miejscu, Geary mógł go wykorzystać przeciw swoim zwierzchnikom. Wystarczyło napisać niezwykle szczegółowy raport wymieniający wszystkie potencjalne zagrożenia, jakie jego zdaniem uniemożliwiają wcześniejsze zakończenie przygotowań. A tych było wiele. Kolejne remonty, konieczność ściągnięcia większej ilości zapasów, członkowie załóg przebywający na urlopach, którzy nie zdążą wrócić w skróconym czasie, gdyby nawet już teraz wysłano im wezwania. Spisanie tego wszystkiego zajmie mu resztę dnia, a i tak nie miał pewności, czy ktoś w admiralicji zada sobie trud i odczyta coś więcej niż tylko wprowadzenie, i co więcej, czy zechce uznać którykolwiek z przedstawianych argumentów, ponieważ nie pasują do oficjalnej wersji wydarzeń.
Nie powinien jednak kłamać. Flota Potiomkina mogła sobie doskonale radzić z rafami czystej biurokracji, lecz pisanie nieprawdy o stanie przygotowań okrętów wyruszających z tak ważną misją zakrawało już na przestępstwo.
Wszystkie potencjalne zagrożenia. Nowi oficerowie, pomyślał, mieli w zwyczaju narzekać, że nikt nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego, a my wtedy naśmiewaliśmy się z nich i wyjaśnialiśmy, iż o to właśnie chodzi w przepisach. Wszystkie… potencjalne… zagrożenia.
Do tej pory nie wykorzystałem jeszcze ani razu faktu, że jestem niezwykle popularnym bohaterem, Black Jackiem. Nigdy jednak nie lubiłem ludzi pokroju Celu. Mam za dużo spraw na głowie, by zajmować się teraz przekonywaniem do swoich racji bandy sztabowych biurokratów. Nie będę przerywał urlopów ludziom, którzy dopiero co wyjechali i zasłużyli sobie na odpoczynek po całym szeregu bitew. Nie przyspieszę też wylotu, który wymaga jeszcze wielu zasadniczych przygotowań.
Wcześniej niewiele mogłem z tym wszystkim zrobić.
Ale Rada bardzo chce widzieć mnie na stanowisku dowódcy tej floty, a regulamin stanowi wyraźnie, że to ja jestem osobą mającą ostatnie zdanie w tym względzie. Muszę tylko uzasadnić odpowiednio decyzję.
Z wielką starannością zaczął układać treść swojego stanowiska.
W odpowiedzi na Pani wiadomość, powołując się na regulamin floty, paragraf 0215, ustęp 6 alfa, pragnę przypomnieć, że to na mnie ciąży odpowiedzialność za wzięcie pod uwagę wszelkich zagrożeń związanych z wydanymi rozkazami. Wybrany przeze mnie termin wyruszenia poza przestrzeń Sojuszu nie jest przypadkowy, uwzględnia bowiem każdy czynnik, który mógłby wpłynąć negatywnie na realizację planów, w tym: podstawy logistyczne, gotowość bojową, stan napraw, obecność personelu i planowane uzupełnienia zapasów. Szczegółowy spis wspomnianych czynników znajduje się w załączniku B.
Nie zamierzał odstępować na krok od ustalonej przez siebie daty odlotu, chociaż zdawkowy i dość łagodny ton jego odpowiedzi mógł być mylący dla odbiorców. Dokładniejszy opis postanowił zawrzeć w dołączonym dokumencie. Chcą wszystkich potencjalnych zagrożeń? Po tej lekturze odechce im się twierdzić, że moje żądania są bezpodstawne.
Geary polecił systemowi floty wyszukanie w bazach danych każdego pliku na wspomniane tematy, uważane jednak, by nie trafiły do tej puli symulowane dokumenty floty Potiomkina, po czym wrzucił to wszystko w jeden folder i załączył do swojej wiadomości. Nawet tak potężny zestaw obliczeniowy, jaki stanowiła połączona sieć wszystkich okrętów, potrzebował kilku minut na wykonanie tego zadania. Geary, czekając na zakończenie procesu, zaczął się nawet zastanawiać, czy przypadkiem nie doprowadził do przeciążenia łączy, ale zanim spanikował, na jego wyświetlaczu pojawił się komunikat o zakończeniu pracy.
Zawahał się, widząc ogrom plików znajdujących się w folderze załącznika. Było ich tam tak wiele, że nawet czarna dziura nabawiłaby się niestrawności po ich przełknięciu.
Mógł sobie jedynie wyobrażać, co stanie się w admiralicji, gdy do jej i tak rozbudowanych baz danych dotrze zmasowany strumień informacji. Czy tym sposobem uda się zablokować system w stopniu terminalnym, tak że nic już nigdy go nie opuści? Jeśli efektem jego działania będzie chociażby chwilowe powstrzymanie sztabowców od zalewania ludzi bezsensownymi poleceniami, gra warta była świeczki.
Raz jeszcze rzucił okiem na wizerunek Celu, przypominając sobie, że kazała mu działać błyskawicznie, i wcisnął klawisz nadający wiadomości najwyższy priorytet. Prosiła pani o jak najszybszą odpowiedź, pomyślał, więc ją pani dostanie.
Czy jeden statek kurierski będzie w stanie przewieźć tak ogromną ilość danych? Ciekawe też, ile czasu będzie trwało odbieranie ich w sztabie generalnym… Wysłał wiadomość z uśmiechem na ustach, po czym wrócił do przerwanej pracy.
Po tym wydarzeniu poświęcał mało czasu na przeglądanie kolejnych wiadomości i jeżeli nie było w ich nagłówku prośby o pilny kontakt, po prostu je ignorował. Lecz dwa tygodnie później przyszedł komunikat, który wprawił go w zdumienie. Było ono tak wielkie, że przerwał pracę, by doczytać do końca.
Dotyczy całej floty. Proszę wyznaczyć i przygotować do transferu oficerów, podoficerów oraz marynarzy mających formalną bądź nieformalną wiedzę na temat działania wrót hipernetowych. Wyznaczone osoby pozostaną na Varandalu do czasu otrzymania nowych przydziałów. Transfer? Zabieranie najbardziej doświadczonych specjalistów w przeddzień tak ważnej misji? Chwileczkę. Jedną pieprzoną chwileczkę.
Nie miał pojęcia, ilu jego podwładnych dysponuje „formalną bądź nieformalną wiedzą” na temat hipernetu, ale jednego był pewien: w tej grupie znajdował się komandor Neeson, dowódca „Zajadłego”. Miał oddelegować tak doświadczonego oficera na dwa tygodnie przed wylotem i pozostawić w przestrzeni Sojuszu? Ilu innych, równie ważnych ludzi przyjdzie mu zostawić na rozkaz admiralicji?
Szybkie przeszukanie baz danych dało mu niezwykle długą listę nazwisk, było na niej prawie stu ludzi, oficerów i podoficerów mających, jeśli wierzyć wypełnianym przez nich ankietom, pewne rozeznanie w kodowaniu podobnym do tego, które stosowano we wrotach hipernetowych. Oprócz Neesona było tam jeszcze kilku dowódców okrętów, wliczając w to kapitana Hiyakawę z „Nieugiętego” oraz dwóch oficerów z ciężkich krążowników. Problem polegał na tym, że technologie hipernetowe wymagały wiedzy z wielu pokrewnych dziedzin i zostały wpisane w liczne charakterystyki niejako z rozpędu. Sprawdzając ich właściwe wykształcenie, znacznie precyzyjniej udokumentowane, Geary kręcił głową z niedowierzaniem. Nie mogę odesłać ich wszystkich. Gdyby to ode mnie zależało, nie wypuściłbym nikogo. Swoją drogą, na co oni admiralicji?