— Zatem wiesz, o czym mówię. Nasze rządy wolą trzymać zagrożenie płynące ze strony tych załóg daleko od własnej przestrzeni, ale tylko nieliczni będą na to narzekać, ponieważ mało kto odczuje na własnej skórze ich nieobecność. Z drugiej strony, obecność tych okrętów w twojej flocie pozwoli rządzącym na składanie dumnych deklaracji, że nadal wspierają wielkiego bohatera Sojuszu Black Jacka Geary’ego.
— Nadal jestem przez nich wykorzystywany — mruknął Geary.
— Owszem, jesteś. Co zamierzasz z tym zrobić?
— Mogę złożyć rezygnację…
Ta wypowiedź sprowokowała bardzo emocjonalną reakcję Rione.
— Znasz kogoś, admirale, kto będzie w stanie ocalić tych ludzi? Odejdź, a na ich czele stanie kretyn pokroju Otropy. Chcesz, żeby ich wymordowano?
— To było zagranie nie fair!
— Nadal wierzysz w sprawiedliwość? — zdziwiła się.
— Owszem. Choć wydaje ci się to dziwne, wierzę. — Wiedział jednak, że to ona ma rację. Wygnały ich własne rządy. Ktoś musi się nimi zaopiekować, pomyślał. I dopóki nie znajdę takiej osoby, to zadanie będzie spoczywać na moich barkach. — Zrobię co w mojej mocy, aby ich ocalić.
— Wykonując wydawane ci rozkazy? — zapytała nieco cichszym, ale wcale nie mniej napiętym tonem.
— Tak — wyszczerzył zęby w uśmiechu. — Tak, jak je rozumiem. To oznacza, że będę chronił moich ludzi każdym sposobem, który nie narusza obowiązującego prawa. — A co z Obcymi?
— Ty masz swoje instrukcje, ja swoje. Kazano mi reagować nie tylko na bieżące zagrożenia i problemy, ale też szukać rozwiązań długoterminowych. Jeśli Rada bądź jej emisariusze mają z tym jakiś problem, mogą znaleźć sobie kogoś innego do roli ołowianego żołnierzyka.
Rione nadal się uśmiechała, aczkolwiek wyglądała teraz na o wiele starszą i bardziej zmęczoną.
— Nikt cię nie docenia. Nikt prócz mnie.
— I Tani.
— Ale ona cię wielbi. A ja nie. — Wiktoria wstała. — Muszę odpocząć. Charban pojawi się najprędzej jutro rano. Do tego czasu możesz czuć się wolny od polityków.
— Jestem pewien, że twoja kajuta została już przygotowana. — Zmierzył ją wzrokiem, utwierdzając się w przekonaniu, że wygląda nieco inaczej niż ostatnio. — Wszystko w porządku?
— Tak, tak. — Znowu się uśmiechnęła, ale tym razem był to tak pusty uśmiech jak w przypadku syndyckich DON-ów. Jej oczy także niczego nie zdradzały.
Po jej wyjściu siedział przez dłuższą chwilę, analizując raz jeszcze przebieg rozmowy. Niektóre zachowania Wiktorii, jak choćby celowe pominięcie swojej roli w wyswataniu go z Tanią, wydawały mu się nietypowe. Zarazem jednak dała mu do zrozumienia, że toczy teraz znacznie subtelniejszą grę niż w przeszłości, mimo że w tej akurat rozmowie wydawała się całkowicie szczera. Dlaczego wróciłaś do mojej floty, Wiktorio? Czy będziesz nadal moim sprzymierzeńcem, stałaś się poplecznikiem Rady czy zaczęłaś pracować na własny rachunek, cokolwiek tam sobie zaplanowałaś?
No i najważniejsze, ile jeszcze mi nie powiedziałaś, pomimo że tak wiele mówiłaś?
Dużo później tego samego dnia natknął się na Tanię, gdy ruszył w kolejny obchód.
— Widziałaś może te rozkazy, które otrzymałem od Wielkiej Rady?
Mówił o rozkazach przywiezionych przez Rione. Oznaczonych jako „ściśle tajne”. Pieprzyć to, potrzebuję opinii kogoś innego, stwierdził.
Desjani się skrzywiła.
— Tak. Paskudna sprawa.
— Owszem. Za dużo zwrotów typu: „wykonujcie zadanie, dopóki będzie to możliwe” albo „nie ingerujcie, jeśli tylko zdołacie”.
Tania milczała przez chwilę z wzrokiem wbitym w przestrzeń przed nimi.
— Uwierz, że moje odczucia nie mają z tym nic wspólnego. Ta kobieta przywiozła rozkazy dla nas, ale ciekawe, co kazali zrobić jej…
— Sam się nad tym zastanawiam.
— Z pewnością nie jest tylko ich kurierem. Miała jakiś powód albo powody, by ponownie przylecieć na „Nieulękłego”. Dopóki ich nie odkryjemy, powinieneś traktować ją jak potencjalne zagrożenie.
— Dobrze — zgodził się Geary. — Jestem wystarczająco przybity treścią przywiezionego przez nią pisma z admiralicji, a w każdym razie tą jego częścią, która mówi o konieczności lotu do systemu Dunai. Zamierzałem wykonać skok na Indrasa w syndyckiej przestrzeni, stamtąd, korzystając z hipernetu, dotrzeć na Midway i dopiero później wlecieć na terytoria zajmowane przez Obcych. To byłaby najprostsza i najkrótsza droga do celu. Zamiast tego Rada chce, żebyśmy lecieli na Dunai i zabrali z tamtejszych obozów pracy naszych jeńców wojennych. — Był wściekły i zarazem bezradny. Tego rozkazu nie mógł zignorować. — Przez te dodatkowe skoki podróż na Midway potrwa trzy tygodnie dłużej.
— Dlaczego akurat Dunai? — zastanawiała się Desjani. — Dlaczego Rada uznała, że tamtejsze obozy pracy są ważniejsze od wszystkich pozostałych, jakie odkryliśmy na terytoriach Syndyków?
— Rozkazy nic na ten temat nie mówią, a Rione upiera się, że nic nie wie.
— Pozwól mi ją zabrać na pół godziny do pokoju przesłuchań, a…
Geary westchnął cicho.
— Gdybym mógł, wyraziłbym na to zgodę. Niestety, nie mamy powodów, by potraktować w taki sposób cywila, i w dodatku reprezentanta naszego rządu. Musimy lecieć na Dunai, Taniu.
— Dlaczego nie kazali nam zrobić tego w drodze powrotnej? — zapytała. — Będziemy potrzebowali dodatkowego zaopatrzenia dla tych ludzi na czas całego pobytu w przestrzeni Obcych. O wiele rozsądniej byłoby zabrać ich prosto do domu, zamiast ciągnąć ze sobą na kolejną wyprawę wojenną. I to na tak długo.
— Masz rację, ale brak czasu na odwołania, chyba że opóźnimy wylot o kolejne kilka tygodni, a niby jak miałbym to umotywować, skoro skok na Dunai jest tylko niewielkim utrudnieniem, a nie problemem wielkiej wagi? No i nie mogę odmówić wykonania takiego rozkazu. To proste zadanie, admiralicja miała pełne prawo zlecić je naszej flocie, nie niesie też ze sobą zbyt wielkiego ryzyka, z tego, co mi wiadomo. Na pewno nie zagrozi też wykonaniu podstawowej misji. To nie to samo co sprawa sądów polowych.
— Wiem, sir. — Być może istnieją dobre powody wysłania nas na Dunai. Może ci się to nie podobać… jak i mnie… ale racz pamiętać, że to rozkaz od moich bezpośrednich zwierzchników.
— Nie omieszkam. — Uśmiechnęła się przepraszająco. — Wiem, że znajdujesz się pod sporą presją. Nie mówiąc już o tym, jak parszywe nastroje panują na okrętach Federacji Szczeliny i Republiki Callas. Możesz mi wierzyć, że gdyby na czele tej floty stał ktoś inny, już dawno doszłoby do buntu i te jednostki odleciałyby do domu na własną rękę. No i nie zapominaj, kto przywiózł rozkazy. Mamy co najmniej jeden dobry powód, by nienawidzić tej jędzy. — Akcje Rione we flocie, choć nigdy nie były wysokie, dzisiaj spadły znacznie, zbliżając się niebezpiecznie do zera absolutnego. — Załogi naszych okrętów także nie są zachwycone, liczą jednak na to, że dzięki tobie wrócą do domów.
— Wiem. — To był akurat stały element presji, ta niezachwiana pewność podwładnych, że ich życie jest dla niego najważniejszym z czynników. On jednak wiedział doskonale, że bez względu na okoliczności będzie musiał ich posyłać na śmierć, i dlatego był pewien, że nie wszyscy wrócą do domów.
— Przepraszam, ale jest jeszcze coś, o czym powinieneś wiedzieć. Pewna sprawa doprowadza mnie do pasji. I nie ma to nic wspólnego z politykami. Tak sądzę. Niemniej to dziwne. „Nieulękły” stracił dzisiaj kolejny łącznik zasilania.