— Takie otrzymałam rozkazy, admirale. Nic dziwnego, że Smythe nie chciał pozostawić śladu po tej rozmowie w systemach floty.
— A jak ja albo ktokolwiek przeze mnie wskazany będzie się orientować w postępach prac?
Jamenson uśmiechnęła się konfidencjonalnie.
— Potrafię także odwracać ten proces, admirale. Dopóki mam do czynienia z prawdziwymi informacjami, mogę uprościć ich odczyt.
Geary uświadomił sobie nagle, że spogląda na tę kobietę z mocno uniesionymi brwiami.
— To naprawdę zadziwiające umiejętności, poruczniku. Gdzie się pani tego nauczyła?
— To naturalny talent, sir. Ojciec powtarzał mi zawsze, że odziedziczyłam to po matce.
— Rozumiem.
W tym momencie Jamenson dodała tonem usprawiedliwienia:
— Kapitan Smythe kazał mi też powtórzyć, że bardzo źle by odebrał moje przeniesienie do pańskiego sztabu.
Kolejny wybuch śmiechu.
— Możecie oboje, kapitan i pani, spać spokojnie, jeśli o to chodzi. W moim sztabie ludzie zajmują się zupełnie innymi rzeczami. Robią to, co ja im każę, nie próbując wykorzystywać wolnego czasu na szukanie zajęć dla siebie i innych.
— Poinformuję o tym kapitana Smythe’a, sir.
— Dziękuję… — Geary przerwał, by raz jeszcze obrzucić ją badawczym spojrzeniem. Ciekawiło go, do czego Smythe używał talentów tej kobiety w niedalekiej przeszłości. Sztuka mamienia biurokratów, tak że nie byli w stanie dojść prawdy, miała bezcenną wartość. — Chcę was zapewnić, że w tej sprawie będziemy działać jak jedna drużyna. Jak pani zdaniem ma wyglądać ta praca?
— Będę robiła co w mojej mocy, by zachować zdolność bojową floty na aktualnym poziomie przy jednoczesnym unowocześnianiu systemów, by mogła ona operować bez przeszkód w dalszych przedziałach czasowych — wyrecytowała Jamenson.
— Świetnie. Ma pani jakieś pytania do mnie?
Zawahała się po raz pierwszy, co wydało się Geary’emu pocieszające. Oficerowie zbyt pewni siebie zazwyczaj bardzo szybko byli łapani na błędach.
— Z tego, co zrozumiałam, zależy panu na takim wykonywaniu tej pracy, by nie doszło do naruszenia regulaminu.
— Zgadza się.
— Czy w pewnych okolicznościach dopuściłby pan do złamania tego zakazu? — zapytała ostrożnie.
— Nie. — Uśmiechnął się przyjaźnie, by nie odebrała tej odmowy zbyt osobiście. — Jeśli dojdzie do tak poważnej sytuacji, ufam, że ludzie pokroju kapitana Smythe’a znajdą sensowne i zgodne z regulaminem rozwiązanie. Jakoś. Nie wiem jak, może kruczek prawny, który będzie można uznać za wystarczające uzasadnienie decyzji. — Geary natychmiast spoważniał, gdy przypomniał sobie, jak niewiele brakowało do katastrofy, gdy ktoś wpadł na pomysł, by oskarżyć masowo oficerów o dopuszczenie do spadku zapasów paliwa poniżej dopuszczalnych norm. — Nie chcę, by ktokolwiek doszedł do wniosku, że pozwolę na łamanie regulaminu. Jeśli będzie to jedyne wyjście, wtedy osobiście postawię sprawę na ostrzu noża i przyjmę na siebie całą odpowiedzialność. Nie będziemy działali takimi metodami, mimo że dopuszczam gmatwanie dokumentacji celem zmylenia biurokratów.
Porucznik Jamenson słuchała go uważnie, kiwając od czasu do czasu głową.
— Rozumiem, admirale.
— Świetnie. Coś jeszcze?
— Kapitan Smythe prosił, bym przekazała panu zaproszenie do złożenia wizyty na „Tanuki”, oczywiście w dogodnym dla pana czasie, sir — powiedziała. — Od siebie mogę tylko dodać, że bary na naszej jednostce oferują najszerszy wybór win, alkoholi i innych destylowanych oraz fermentowanych napojów, jaki można znaleźć w przestrzeni zajmowanej przez człowieka.
To by po części tłumaczyło, czym zajmował się Smythe poza służbą. Geary pomyślał, że wielu dygnitarzy musiało z zaskoczeniem odkryć, iż zamówione przez nich luksusowe trunki nigdy nie dotrą do celu z powodu nieprzewidzianych wypadków w przestrzeni, by trafić potem na pokład „Tanuki” w niemożliwy do wyśledzenia sposób.
— Dziękuję, poruczniku Jamenson. Nie wiem, kiedy uda mi się wygospodarować czas na tę wizytę, ale nie zapomnę o zaproszeniu. Liczę na dobrą i owocną współpracę.
— Myślę, że najczęściej będziemy się spotykali drogą wirtualną — stwierdziła — niemniej kapitan Smythe uznał, że powinnam zaznajomić pana ze szczegółami mojej pracy w tradycyjny sposób.
Desjani miała rację. Smythe był starym cwaniakiem, który potrafił działać tak, by nikt nie dowiedział się o jego ruchach. Wiedział też, kiedy nie zostawiać śladów w systemach floty.
— Świetny pomysł, poruczniku. Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałbym zapytać, ponieważ nie muszę chyba przypominać pani i kapitanowi, że wolelibyśmy, aby ta sprawa pozostała wyłącznie między nami.
— Chodzi panu o moje włosy, sir? — domyśliła się Jamenson.
— Tak. Widziałem parę innych kobiet na okrętach, które miały zielone włosy, ale nigdy żadnej o to nie pytałem, ponieważ nie jest to naruszeniem regulaminu. Uważam jednak, że to nieco krzykliwa moda.
Jamenson uśmiechnęła się pod nosem.
— To naturalny kolor. Pochodzę z Eire.
— Z Eire? — Ta nazwa nic mu nie mówiła, więc zaraz otworzył holograficzną mapę Sojuszu. — To cholernie dalekie rejony, jeden z pierwszych systemów skolonizowanych jeszcze ze Starej Ziemi.
— Tak, admirale. Pierwsi koloniści czuli spory pociąg do wszelkich odcieni zieleni i chyba zbyt swobodnie podchodzili do inżynierii genetycznej. — Dotknęła opuszkami fryzury. — Można odwrócić ten proces, ale wielu z nas nadal uważa, że odrzucanie czegoś, co tak wiele znaczyło dla naszych przodków, byłoby niewłaściwe. To tylko nasze prawie nieszkodliwe dziwactwo, które nikomu nie robi krzywdy.
— Doprawdy? — zapytał, myśląc jednocześnie, że jego zastanowiło, dlaczego oficer floty wybiera tak krzykliwy kolor włosów.
— Nie mogę zmienić odbioru tej barwy włosów przez innych ludzi, admirale. Ale z ich powodu otrzymałam już przezwisko. Od czasu opuszczenia Eire wołają na mnie Koniczynka.
— Koniczynka? To chyba jakaś roślina?
— Zielona roślina. Na Eire rośnie wszędzie. — Kolejny smutny uśmieszek. — To także spadek po naszych przodkach.
Po wyjściu porucznik Jamenson Geary udał się na mostek. Im bliżej było terminu wylotu floty, tym bardziej odczuwał presję chwili i pragnienie natychmiastowego wyruszenia, jakby ruch był warunkiem koniecznym do istnienia jego okrętów, ale nade wszystko chciał się znaleźć jak najdalej od źródła, z którego pochodziły wszystkie te durne wytyczne i wiecznie zmieniające się rozkazy Rady.
Desjani znajdowała się jak zwykle na swoim stanowisku, właśnie kończyła kolejną symulację dla obsługi.
— Spotkanie przebiegło w miłej atmosferze? — zapytała.
— Raczej pouczającej.
— Skoro upierasz się przy tym, bym zapytała wprost, proszę: dlaczego kapitan Smythe przysłał ci tę zielonowłosą dziewczynę?
— Ona zajmuje się komplikowaniem spraw.
Desjani odczekała moment, sprawdzając, czy John sobie z niej nie żartuje.
— Gdybyś potrzebował porucznika znającego się na komplikowaniu innym życia, jestem pewna, że na „Nieulękłym” znalazłabym ci co najmniej jednego pasującego do takiego opisu.
— Wiem. Później wyjaśnię ci, dlaczego ona jest w tej robocie wyjątkowa. — Osłony otaczające ich fotele na mostku były znakomite, ale Geary zdawał sobie sprawę, jak wiele cennych informacji potrafią pozyskać podoficerowie podczas uważnej, acz skrytej zarazem obserwacji rozmawiających ze sobą przełożonych. — Szczerze mówiąc, po tych wszystkich aferach z Wielką Radą, admiralicją i politykami Sojuszu z największą przyjemnością wrócę do rozmów z wiecznie łżącymi Syndykami i krwiożerczymi Obcymi.