Potrzebowali niemal trzech dni, by rozwijając dziesiątą część prędkości światła, dotrzeć do punktu skoku na Atalię, ale jedyne zaskoczenie przeżyli nazajutrz, gdy z nadprzestrzeni wyłoniły się dwie cywilne jednostki i natychmiast zaczęły nadawać sygnały na szerokim paśmie. Flota odebrała je kilka godzin później.
— Nie eksportujmy ludzkiej agresji!
— Eksploracja, nie podboje!
— Trzymajmy pieniądze z podatków i naszych żołnierzy blisko domów!
— Rozumiem te postulaty i nawet je podzielam — przyznał Geary. — Może poza tym, że to my szukamy zwady z Obcymi.
Desjani nie skomentowała od razu jego słów, co było dość niezwykłe jak na nią. Wzruszyła za to po dłuższej chwili ramionami.
— To była naprawdę długa wojna. Wiesz doskonale, jak się czuliśmy. Większość z nas walczyła, ponieważ nie widziała lepszego wyjścia. Straciłam wielu przyjaciół, więc rozumiem, dlaczego niektórzy pragną wprowadzenia innych rozwiązań. Ale chcieć nie znaczy móc. Nadal…
Pokiwał wolno głową.
— To prawda. Sam chciałbym znać dobrą alternatywę dla lotu przez pół znanej człowiekowi przestrzeni, a potem skoku prosto między uzbrojonych po zęby Obcych. Niestety, z tego, co już wiem, żadna z tych alternatyw nie byłaby lepsza od tego, co zrobimy.
Uśmiechnęła się krzywo.
— Ciekawe, jak by się zachowali ci krzykacze, gdyby natknęli się osobiście na Obcych, których ich zdaniem lecimy zaatakować… — Naszym zadaniem jest zrobienie wszystkiego, by do tego nie doszło, a jeśli już kontakt będzie konieczny, żeby opierał się na rozmowach i współistnieniu.
Tym razem Desjani roześmiała się, cicho i krótko.
— Co oznacza, że jeśli nam się uda, ci protestujący nawet tego nie zauważą.
— Ktoś niedawno zapytał mnie, dlaczego wierzę w sprawiedliwość — odparł Geary. — Kiedy pomyślę o sprawach, o których przed momentem wspomniałaś, od razu nasuwa mi się myśl, że to doskonałe pytanie. Szczerze mówiąc, obawiam się, że jeszcze nigdy nie miałem do czynienia ze sprawiedliwością w czystej postaci.
— To, że czegoś nie widziałeś, nie oznacza jeszcze, iż tego nie ma.
Wciąż zastanawiał się nad tym problemem, gdy usłyszał meldunek wachtowego.
— Nadają te komunikaty na wszystkich częstotliwościach, kapitanie, oficjalnych i nieoficjalnych. To zdaje się norma w tego rodzaju protestach.
Desjani pokręciła głową.
— Idioci. Blokują nawet częstotliwości awaryjne. Tutejsza ludność nigdy nie była przyjaźnie nastawiona do tego rodzaju aktywistów, ale teraz przebrała się miarka. Mam nadzieję, że siły porządkowe Varandala schwytają tych głupców.
Jeden z wachtowych wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Ten złom nie wymknie się widmom, kapitanie.
Desjani nie odpowiedziała mu w podobnym tonie, tylko spojrzała na niego stanowczo.
— Nie strzelamy do pokojowo nastawionych demonstrantów, poruczniku. Jeśli ci ludzie nadają na otwartych częstotliwościach, mogą to robić, jak długo zechcą. To Sojusz, nie Światy Syndykatu.
— Tak jest — odparł skarcony oficer, czerwieniejąc ze wstydu na twarzy. — Ja tylko żartowałem.
— Rozumiem. Proszę jednak pamiętać, że kontrolując tak potężne arsenały, trzeba ostrożniej dobierać tematy do żartów.
Geary skinął w jej kierunku głową, potem sprawdził komunikator.
— Większość moich kanałów jest nadal wolna.
— Tylko dlatego, admirale, że nasze transmitery mają tak wielką moc, iż bez trudu przebijają się przez sygnały nadawane z odległych jednostek — wyjaśnił natychmiast wachtowy z komunikacyjnego.
— Świetnie. Sugeruję zatem, abyśmy zignorowali protestujących. Nie stanowią dla nas żadnego zagrożenia i nie powiedzą niczego, o czym sami nie pomyśleliśmy wcześniej.
Następnego dnia kilka niszczycieli pozostawionych do obrony Varandala wciąż uganiało się za protestującymi, ale w tym czasie flota docierała już do punktu skoku na Atalię.
Geary zaczerpnął głęboko tchu, zastanawiając się, czy uda mu się ponownie przywyknąć do wchodzenia w nadprzestrzeń czy też jest już dożywotnio skazany na zamartwianie się tym, co ujrzy po wyjściu z tunelu czasoprzestrzennego.
— Do wszystkich jednostek, wykonać skok, czas jeden zero.
Wieczna czerń kosmosu zniknęła z ekranów obrazujących widok zewnętrzny, zastąpiła ją niekończąca się szarość nicości. Przed nimi, niemal dokładnie na wprost dzioba „Nieulękłego”, pojawiło się jedno z tych tajemniczych światełek, jakie napotykali w nadprzestrzeni. Wydawać się mogło, że wyleciało im na powitanie. W absolutnej nicości trudno było jednak powiedzieć, czy znajduje się blisko czy też nieskończenie daleko. Rozbłysło tylko na moment, by po chwili roztopić się w pochłaniającej wszystko szarości.
Dopiero teraz Geary zauważył, że kiedy przyglądał się temu niezwykłemu zjawisku, oczy wszystkich obecnych na mostku były zwrócone na niego. Gdy ludzie zdali sobie w końcu sprawę z tego, że admirał wie o tym, natychmiast wrócili do przerwanych czynności. Wszyscy oprócz Desjani, ona bowiem nadal gromiła podwładnych morderczym wzrokiem, aby na koniec spojrzeć na Geary’ego, ale już zupełnie spokojnie.
— Oni wciąż się zastanawiają, czy nie byłeś jednym z tych światełek, gdy zniknąłeś na niemal sto lat.
— Gdybym był, wiedziałbym coś na ten temat — burknął gniewnie. — Przecież tyle razy ci mówiłem, że tkwiłem w zepsutej kapsule ratunkowej.
— Powiedziałeś tylko, że nie pamiętasz niczego z tamtego okresu.
Dalsze spieranie się z nią nie miało najmniejszego sensu, ponieważ żadne z nich nie mogło wytoczyć argumentu na poparcie swoich tez. Musiał więc ustąpić, wiedząc, że odpowiedź na to pytanie będzie go prześladowała aż po kres życia.
— Jak widzę, są sprawy, przed którymi nigdy nie ucieknę.
Skinęła głową.
— Może nie do końca. Jak tylko pojawimy się na terytorium Światów Syndykatu, ludzie będą mieli wystarczająco wiele roboty, aby o tym zapomnieć.
Atalia niewiele się zmieniła od czasu, gdy kilka miesięcy temu przelatywali przez ten system. Mimo że nowe budowle nie były równane z ziemią zaraz po tym, jak powstały, a Sojusz i Światy Syndykatu nie wykorzystywały tego układu planetarnego do prowadzenia kolejnych bitew, wszędzie było widać ślady ogromnych zniszczeń. Tutejsze władze nie posiadały wystarczających środków, by zająć się kompleksową odbudową. Chociaż kiedyś był to kwitnący system, stulecie nieustannych działań wojennych odarło go z wszelkich bogactw.
Jedyna różnica polegała na tym, że w pobliżu punktu skoku czekał dzisiaj statek kurierski floty Sojuszu, gotowy zanieść na Varandala wieści o tym, że ktoś dopuścił się ataku. Na razie był to jedyny efekt podpisania traktatu, na mocy którego Rada zobowiązała się do roztoczenia opieki nad Atalią.
Desjani przyglądała się obrazom zarejestrowanym przez skanery, oparłszy brodę na dłoni.
— Dziwnie się czuję, przelatując przez ten system bez namierzania kolejnych celów.
— Nie ma tu już nic wartego zniszczenia — odparł Geary, nie odrywając wzroku od własnych wyświetlaczy. — Wojna odcisnęła swoje piętno na tym systemie.
— Szczerze mówiąc, obeszła się z nim całkiem łagodnie. — Jej głos stał się nagle ostrzejszy. — W porównaniu do kilku innych.
— Wiem. — Smutny temat. Mnóstwo systemów ucierpiało znacznie bardziej w trakcie działań wojennych. Wiele należało do Sojuszu. Geary nie szukał nawet informacji, ile miliardów ludzi poległo po obu stronach frontu, nie miał ochoty poznawać tych danych. Ale Tania, podobnie jak całe jej pokolenie, dorastała w cieniu tych ponurych statystyk i rok w rok obserwowała, jak nieustannie rośnie liczba zabitych. Czas zmienić temat, uznał. — Mają teraz ŁZę.