Obrzuciła go jednym z charakterystycznych dla niej niepokojąco pewnych spojrzeń.
— Owszem, wiesz, bo nazywasz się Black Jack. Kierujesz się nadal tymi samymi ideami, dzięki którym mogłeś przejąć dowodzenie nad flotą. Będziesz postępował honorowo i sprawiedliwie, gdyż wierzysz w te same ideały, które przyświecały kiedyś naszym przodkom. A to oznacza, że wiesz, iż warto nas ocalić. Jesteś jedyną osobą, która może nas poprowadzić w przyszłość, cokolwiek nam ona przyniesie. To powód, dla którego nie tylko ja, ale i wielu innych ludzi będzie gotowych poświęcić wszystko, by pójść za tobą. Ta przyszłość nie jest jasno sprecyzowana — dodała. — Masz mnóstwo opcji do wyboru. Ale wybierzesz najtrudniejsze, najbardziej honorowe, a przez to najsłuszniejsze. Dlatego jesteśmy dzisiaj ze sobą.
— Nie zrobiłabyś…
— Zrobiłabym i doskonale o tym wiesz. Zgodziłabym się, ponieważ sądziłam, że tego właśnie potrzebujesz, a to, co masz zrobić, jest o wiele ważniejsze od mojego życia i honoru. Myliłam się jednak, a ty miałeś rację. — Uśmiechnęła się. — Co oczywiście nie znaczy, że od czasu do czasu możesz nie mieć racji. Ale bez obaw, będę przy tobie i nie omieszkam wytknąć ci każdego błędu, gdy tylko go popełnisz.
Minęli śluzę statku i wydostali się na pirs stacji Ambaru, idąc ramię w ramię. Oboje starali się wyglądać na odprężonych mimo ogromnego wewnętrznego napięcia i czujności, z jaką wypatrywali ewentualnych problemów.
Czekał na nich szpaler żołnierzy sił naziemnych z bronią uniesioną jak do salutu. Równe szeregi tych chłopców tworzyły długi korytarz, którym musieli kroczyć. Czy była to honorowa eskorta? Czy raczej nieudolnie maskowana próba kolejnego aresztowania? Tym razem Geary’emu nie towarzyszyli w pełni uzbrojeni komandosi gotowi chronić go przed przesadnymi reakcjami rządzących.
Witający ich żołnierze nie mieli na sobie pancerzy bojowych, tylko mundury wyjściowe. Jeśli faktycznie była to próba pojmania admirała, oprawcy zamierzali zrobić swoje z pompą.
Za plecami stojących w szpalerze gromadzili się zwykli marynarze i żołnierze stłoczeni w przejściach pomiędzy dokami. Tłumy te nieodmiennie wiwatowały, gdy tylko Geary pojawiał się w zasięgu wzroku. To był dobry znak. Tylko szaleniec poważyłby się aresztować go na oczach tych ludzi. Co by się stało, gdyby ci wystrojeni żołnierze spróbowali go zatrzymać albo skuć? Czy to wydarzenie byłoby ostatnią kroplą, która przepełnia czarę? Czy doprowadziłoby do rozpadu Sojuszu?
Pomimo zdenerwowania i irytacji, które czuł na widok powszechnego uwielbienia, Geary zmusił się do uśmiechu i pomachał ręką w stronę tłumu. Uspokoił się nieco, gdy na końcu rampy dostrzegł sylwetkę czekającego na nich admirała Timbale’a. Mimo że ten stary oficer był równie mocno rozpolitykowany jak reszta sztabu generalnego, cechowało go także poczucie honoru i lojalność, którą wykazał się wobec Geary’ego, zanim ten opuścił Varandala. Teraz zasalutował zbliżającemu się przełożonemu, potem odwzajemnił salut Tani z niezdarnością charakterystyczną dla kogoś, kto dopiero uczy się tego gestu.
— Witam ponownie, admirale Geary. Miło mi poznać panią osobiście, kapitanie Desjani.
— Dziękuję, sir — odparła. Jej salut był jak zwykle bez zarzutu. Tym razem, przynajmniej zdaniem Geary’ego, postarała się bardziej, jakby chciała pokazać, że dla niej takie gesty są chlebem powszednim. — Zaskoczył mnie widok tylu cywilów, sir — dodała, wskazując głową na wiwatujący tłum.
Powitalny uśmiech na twarzy Timbale’a zamarł.
— Nie miało ich tu być. Wasz przylot miał się odbyć bez żadnych uroczystości, aby uniknąć poważniejszych zakłóceń. Tak mi przynajmniej powiedziano. Ktoś jednak musiał się wygadać. Gdy ludzie zaczęli się gromadzić przy dokach, by na własne oczy ujrzeć Black Jacka, postanowiliśmy zorganizować oficjalne powitanie. — Rozejrzał się wokół. — Dwa tygodnie temu otrzymaliśmy instrukcje z dowództwa floty. Mamy za wszelką cenę unikać niewłaściwego rozgłosu wokół pojedynczych oficerów i robić wszystko, by zwycięstwo zostało uznane za sukces możliwy dzięki wielkiemu wysiłkowi całego personelu.
— Nie mam zamiaru protestować — zapewnił go Geary. — Szczerze mówiąc, uważam, że to znakomity pomysł.
— Zupełnie jak ja — przyznał Timbale, nie kryjąc ironii. — Aczkolwiek kiedy człowiek wie, jak chętnie jego przełożeni przypisywali sobie udział w każdym dotychczasowym zwycięstwie, może mieć problem z zaakceptowaniem u nich tak nagłej pokory. — Timbale odwrócił się, skinąwszy uprzednio dowódcy eskorty honorowej. — Proszę za mną, admirale, kapitanie Desjani.
Geary ruszył jego śladem, zastanawiając się, czy witający ich żołnierze także będą mu towarzyszyć. Oni jednak pozostali na miejscu, łypiąc tylko oczami za oddalającym się bohaterem.
Timbale skinął głową, jakby czytał mu w myślach.
— Tym razem nic równie ostentacyjnego — wyszeptał Geary’emu do ucha. — Z uwagi na świadków.
— Co się dzieje? — zapytał John.
— Tego niestety nie jestem pewien. — Timbale zachmurzył się, gdy wchodzili do korytarza oczyszczonego z pasażerów, zarówno cywilnych, jak i wojskowych. Byli zupełnie sami pomiędzy grodziami ze stali i stopów. Za czasów Geary’ego pokryto by je powłokami imitującymi naturalne materiały albo zakryto wyświetlaczami przedstawiającymi planetarne krajobrazy. Te jednak były kompletnie nagie, widać było każdy spaw i każdą łatę. To kolejny znak czasu, unaoczniający mu, jak destrukcyjny wpływ na gospodarkę Sojuszu miała ciągnąca się dziesięcioleciami wojna. — Wprawdzie na Varandalu nie wprowadzono jeszcze stanu wyjątkowego, ale niewiele nam do niego brakuje. Rada doszła chyba do wniosku, że skoro ma dojść do eksplozji, pierwszym ładunkiem, jaki zostanie odpalony, będzie ten właśnie system. Nie muszę chyba dodawać, kto jej zdaniem ma pełnić rolę detonatora.
— Mimo to pozostawili tutaj niemal całą flotę — zauważyła Desjani.
— Tak, kapitanie — potwierdził Timbale. — Bali się zostawiać ją w jednym miejscu, ale czuli jeszcze większą obawę przed rozproszeniem okrętów i utratą kontroli nad nimi. W końcu musieliby pilnować nie jednego, lecz wielu systemów. Doszli więc do wniosku, że lepiej nic nie robić w tej sprawie. — Posłał jej krzywy uśmiech. — Proszę mi wybaczyć ten brak manier. Gratuluję państwu młodym z całego serca. Wiem, że musieliście się spieszyć, by zdążyć wziąć ślub w tym krótkim czasie, kiedy oboje byliście kapitanami i żadne z was nie podlegało drugiemu. Nawiasem mówiąc, wkurzyliście tym dowództwo, że hej.
— Dziękuję — odparł Geary, Desjani tylko się uśmiechnęła. — Dobrze wiedzieć, że chociaż tyle udało mi się osiągnąć. Dokąd idziemy?