Выбрать главу

— Wiem, ale… — Geary zamilkł nagle. Zauważył coś dziwnego na jednym z wyświetlaczy. — Co robi „Dreadnaught”? — Pancernik mknął w dół, opuszczając orbitę znajdującą się tuż nad górnymi warstwami atmosfery. — „Dreadnaught”? Co wy wyprawiacie?

Jane Geary wyglądała na mocno zajętą, gdy mu odpowiadała. Nawet nie patrzyła w jego stronę.

— Dreadnaught przejmuje cele zagrażające oddziałom desantowym i naszym jeńcom, admirale.

Jedynym zagrożeniem, jakiemu mogła przeciwdziałać, były pociski samosterujące.

— „Kolos” i „Ingerencja” zajmą się tymi celami. „Dreadnaught ”, natychmiast wracajcie na wyznaczoną pozycję.

— Jeśli nie zniszczyliśmy choć jednej baterii planetarnych miotaczy strumienia cząstek, „Dreadnaught” może zostać mocno uszkodzony po zejściu na niższą orbitę — stwierdziła Desjani.

— Wiem o tym! — Pancernik nadal nie zmieniał kursu. — Kapitanie Geary, proszę natychmiast wracać na wyższą orbitę i zająć wyznaczoną pozycję.

Jane w ogóle nie zareagowała na te wezwania. Była tak skupiona na tym, co robi, że nie odezwała się słowem.

— „Dreadnaught” odpala piekielne lance — zameldował wachtowy z bojowego.

Syndycy wystrzelili dziesięć pocisków samosterujących. „Dreadnaught” odpalił dziesięć piekielnych lanc. Geary, robiąc maksymalne zbliżenie, obserwował, jak kolejne strumienie cząstek wgryzają się w korpusy rakiet przelatujących nad fragmentami otwartej przestrzeni, takich jak autostrady czy wąskie pasy zieleni.

— Cele zniszczone — zameldowała Jane. — Brak doniesień o stratach wśród ludności cywilnej. „Dreadnaught wraca na wyznaczoną pozycję.

— Świetnie. — Tyle tylko odważył się powiedzieć, gdy zniknęło okienko z wizerunkiem jego krewnej.

Desjani odchrząknęła znacząco.

— Teraz musisz albo odznaczyć ją za odwagę, albo zabrać jej dowodzenie okrętem.

— Taniu, u licha, nie potrzebuję…

— A w tej flocie — nie dała się przegadać — tylko jedno z tych rozwiązań będzie uznane za słuszne.

— Zignorowała wydane przeze mnie rozkazy…

— Ale zrobiła co trzeba. — Desjani wskazała palcem planetę. — I to w starym dobrym agresywnym stylu. Zastanów się dobrze, zanim podejmiesz decyzję w tej sprawie. Sir.

Zaczerpnął głęboko tchu, a potem skinął głową.

— Tak zrobię.

Co ona sobie myśli, u licha? Że jest Black Jackiem, że musi postępować jak on? Ale odwaliła kawał dobrej roboty, do cholery, dokładnie jak powiedziała Tania. Co jednak się wydarzy, gdy po raz drugi zlekceważy moje rozkazy, by pokazać, że jest z tych „prawdziwych” Gearych? Wtedy może dojść do katastrofy, w podobnych okolicznościach straciłem „Paladyna” na Lakocie. Muszę zająć się tą sprawą, ale później. Skup się, John. Masz na głowie wahadłowce z komandosami, które za moment wylądują. Czy ktoś jeszcze robi coś dziwnego?

Na jego wyświetlaczu pojawił się „Niezwyciężony”, ale nie dlatego, że jego działania przyciągały uwagę systemu. Chodziło raczej o to, czego ten liniowiec nie robił. Pozostałe jednostki wykonywały zwroty w losowo dobranych momentach, by zmieniać nieustannie orbitę i nie dać się namierzyć naziemnym wyrzutniom strumieni cząstek. A „Niezwyciężony” po prostu tkwił w miejscu jak przykuty do wyznaczonej mu pozycji w centrum formacji.

— „Niezwyciężony”, dlaczego nie wykonujecie uników zgodnie z wydanymi rozkazami?

Kapitan Vente, człowiek, który nigdy nie zabierał głosu podczas odpraw, teraz wyglądał na rozwścieczonego.

— Nie otrzymałem instrukcji nakazujących mi wykonanie jakiegokolwiek konkretnego manewru.

— Losowo generowane manewry, kapitanie Vente. Macie wykonywać zwroty w zupełnie przypadkowej kolejności — polecił mu Geary.

— Jakiego rodzaju zwroty?

Desjani machnęła ręką, aby zwrócić na siebie uwagę Geary’ego.

— Podprogram manewrów bojowych czterdzieści siedem A.

— Wykonajcie podprogram manewrów bojowych czterdzieści siedem A — powtórzył, przekazując tę informację Ventemu.

— Aha. Wykonuję.

„Orion”, co robi „Orion”? Jeśli jakikolwiek okręt może sprawiać problemy, wykonując zarazem rozkazy… Okazało się, że wspomniana jednostka jest tam, gdzie kazał jej być, a wszystkie systemy wykazują pełną gotowość bojową.

Pierwsze wahadłowce opadały szybko na ziemię w obrębie obozu jenieckiego. Leciały z otwartymi na całą szerokość rampami, aby komandosi mogli wyskoczyć z przedziałów osobowych i ukryć się, gdy tylko maszyny wylądują. Broń pokładowa promów wciąż ostrzeliwała wieżyczki strażnicze i inne umocnienia, aby Syndycy pozostający na swoich stanowiskach nie wychylali nosa z dotychczasowych kryjówek. Pierwszy rzut znalazł się na ziemi moment później. Wahadłowce wzniosły się ponownie na bezpieczny pułap, a komandosi ruszyli w kierunku wskazanych celów, robiąc miejsce dla ludzi z drugiego rzutu.

Zabudowania obozu przypominały raczej wielopiętrowe internaty niż niskie baraki widziane w kilku uprzednio wyzwalanych miejscach służących do przetrzymywania jeńców wojennych. Maszyny lądujące na największym placu między nimi można było obserwować z licznych, ale wąskich okien. Z żadnego nie padł jednak do tej pory choćby jeden strzał.

Geary przyglądał się sytuacji przez dłuższą chwilę. „Dreadnaught” zdążył już wrócić na wyznaczoną pozycję, pozostałe jednostki także wykonywały powierzone im zadania. Zniszczenie wyrzutni zniechęciło obrońców do wystrzeliwania kolejnych pocisków w stronę obozu. Nawet syndycka piechota nie próbowała niczego głupiego. Może i mają durnego przywódcę, ale sami nie są głupcami. Żaden z nich nie chce się mierzyć z potęgą tej floty tylko po to, by ocalić urażoną dumę DON-a.

Otworzył okienka dowódców poszczególnych oddziałów desantowych. Zdziwił się, widząc, jak wiele ich jest na centralnym wyświetlaczu. W chwili obecnej miał niemal dwa razy więcej komandosów niż poprzednio, zatem i dowódcy drużyn musieli być liczniejsi. Dotknął jednego z okienek, a system natychmiast przełączył obraz na plan sytuacyjny, pokazując pozycję wybranego oficera na terenie obozu. Człowiek ten nadal stał w pobliżu lądowiska dla wahadłowców. Kolejna próba była celniejsza — Geary zobaczył kobietę w stopniu porucznika prowadzącą swoich podwładnych do wnętrza najbliższego budynku. Przełączył się na widok z kamery na jej zbroi. Metalowe drzwi znajdujące się tuż przed żołnierzami zapiszczały pod naciskiem i ustąpiły, gdy zamek pękł z głośnym trzaskiem.

We wnętrzu celi znajdowało się dwóch ludzi w wyblakłych mundurach piechoty planetarnej Sojuszu. Obaj znieruchomieli, trzymając ręce na widoku. Mieli tyle oleju w głowach, że nie wykonywali żadnych nagłych ruchów na widok opancerzonych i uzbrojonych po zęby komandosów.

— Gdzie są stanowiska strażników? — zapytała ich porucznik.

— Na parzystych piętrach w końcu korytarza — odparł natychmiast jeden z jeńców. — Zazwyczaj siedzi tam po trzech ludzi.

— Przyjęłam. Nie wychodźcie, dopóki ktoś po was nie przyjdzie. — Porucznik posłała swoich ludzi na wyższe piętro. Wbiegli po schodach, pokonując dzięki siłownikom pancerzy po kilka stopni na raz, a potem rozwalili błyskawicznie kolejne pancerne drzwi na końcu wspomnianego korytarza.

Dyżurka była pusta, na konsoli migało wiele ikonek alarmu i bezsensownych w takiej sytuacji ostrzeżeń.

— Wygląda na to że strażnicy z tego budynku opuścili swoje posterunki — zameldowała porucznik.

— Przyjąłem. — Geary usłyszał głos jej przełożonego, kapitana. — Sprawdźcie dokładnie wszystkie dyżurki. Technicy już do was idą, powinni wyłączyć alarmy i sprawdzić, czy nie zamontowano gdzieś jakichś pułapek. Poinstruujcie podwładnych, aby niczego nie dotykali.