Выбрать главу

— Ile czasu zostało do podjęcia ostatniego promu? — zapytał Geary.

— Czterdzieści minut, sir.

Wszyscy mieszkańcy planety gdzieś zniknęli. W powietrzu nie unosił się żaden pojazd. Nie było nikogo na drogach i otwartych przestrzeniach, nawet z dala od miasta.

— Zdaje się, że w końcu do nich dotarło, iż zadzieranie z flotą Sojuszu nie jest zbyt dobrym pomysłem — stwierdziła Desjani, wywołując uśmiechy na twarzach Wachtowych.

Geary wstał z fotela.

— Kapitanie Desjani, idę powitać załogę tego wahadłowca. Wrócę za pół godziny. Muszę porozmawiać z uwolnionymi VIP-ami. Może dzięki temu dowiem się w końcu, po co nas tutaj przysłano.

Desjani tylko skinęła głową. Patrzyła w zamyśleniu na jeden z ekranów wyświetlacza, marszcząc coraz mocniej brwi.

Szedł szybkim krokiem, starając się nie okazywać zdenerwowania przed członkami załogi, których co chwilę mijał na korytarzach. Wszyscy byli znów rozanieleni zwycięstwem, o którym mówiono już na każdym okręcie floty. Przed dokiem zatrzymał się na moment, aby przepuścić oddział marynarzy — z jednej strony będących strażą honorową, a z drugiej mających przydzielić przybywającym jeńcom zakwaterowanie i zapewnić niezbędną opiekę medyczną.

— Znowu się spotykamy — mruknęła Rione, stając obok niego.

— Co sprowadza emisariusza Rady na najniższe pokłady? — zapytał Geary.

— Może nie jestem już senatorem, ale nadal mam obowiązek oddania honorów ludziom, którzy walczyli za nasz rząd i zostali z tego powodu uwięzieni.

A może raczej masz nadzieję spotkać kogoś, kto wie coś o twoim mężu? Nie wypowiedział tego zdania na głos, wiedząc, że na jej miejscu zachowałby się podobnie.

Wahadłowiec zbliżał się do hangaru — widzieli go wyraźnie przez pole siłowe utrzymujące atmosferę w wewnętrznej części doku — a w końcu ostrożnie wylądował mniej więcej w tym samym czasie, gdy zamknięto grodzie i usunięto pola siłowe. Geary czekał na wysunięcie trapu i otwarcie włazu, a potem przyjrzał się spokojnie ludziom, którzy wychodzili kolejno z wnętrza maszyny. Mimo wyższego statusu wyglądali tak jak wszyscy jeńcy, jakich flota uwalniała na przestrzeni minionych miesięcy. Byli wśród nich młodsi i starsi wiekiem, kilku zostało schwytanych tak dawno, że byli już starcami. Mieli na sobie podniszczone mundury uzupełniane częściami cywilnej syndyckiej odzieży. Wychudli od ciężkiej pracy i niedożywienia. Rozglądali się z radością, ale i niepokojem, jakby obawiali się, że to sen, z którego ktoś ich zaraz obudzi.

Jedyna różnica polegała na tym, że większość miała wysoką szarżę. Z tego, co Geary widział, w grupie znajdowało się tylko kilku komandorów i majorów. Pozostali jeńcy nosili na mundurach dystynkcje kapitanów floty i pułkowników, a prawie połowę zdobiły admiralskie supernowe i generalskie lampasy. Iger nie przesadzał, opisując sytuację.

Geary przyglądał się przechodzącym, licząc, że dostrzeże w tłumie twarz Michaela, chociaż było mało prawdopodobne, by jego krewniak przeżył starcie w Systemie Centralnym. Oderwał wzrok od trapu, gdy usłyszał jęk Rione. Było to raczej ciche westchnienie, ale usłyszeli je chyba wszyscy obecni w doku. Także kilku jeńców zwróciło na nie uwagę, obracali się, szukając zdziwionym wzrokiem źródła tego dźwięku. Jeden przepchnął się na zewnątrz, a potem zataczając się lekko, ruszył biegiem w kierunku byłej senator.

— Wik! Na żywe światło gwiazd, to naprawdę ty?

Geary musiał odsunąć się o krok, gdy oboje padli sobie w ramiona. Czuł się lekko zażenowany, widząc tak wylewne powitanie, a zwłaszcza łzy w oczach rozkładającej ramiona Rione. Uciekł spojrzeniem, ale zaraz znowu skupił wzrok na twarzy Wiktorii. Czyżby oprócz szczęścia i zdziwienia dostrzegł także przerażenie? Jak to możliwe?

Dostrzegła go w tym momencie i odwróciła się, by nie mógł jej obserwować. Gdy znów pokazała mu twarz, były na niej wyłącznie uczucia, które powinny towarzyszyć takiemu spotkaniu po latach.

Wyswobodziła się z uścisku, potem obróciła do Geary’ego, odzyskując dawną żelazną samodyscyplinę, którą emanowała podczas wcześniejszej podróży.

— Admirale, pozwoli pan, że przedstawię Paola Benana, mojego męża.

Geary czekał na salut, który jednak nie mógł nastąpić — co zrozumiał ze sporym opóźnieniem — jako że ci oficerowie przebywali w niewoli w czasie, gdy on przywracał we flocie ten pradawny zwyczaj.

Benan uśmiechnął się szeroko.

— To naprawdę pan? No tak, jakżeby inaczej. Komandosi powiedzieli nam, że dowodzi nimi Black Jack. Kto inny sprowadziłby całą flotę tak głęboko w przestrzeń Światów Syndykatu? Musi pan ich pogonić jak najdalej. Teraz damy im radę, rozbijemy w pył, aby już nigdy nie stanowili zagrożenia dla Sojuszu! Skoro opuściliśmy tę planetę, możecie ją zbombardować wszystkim, co macie w arsenałach!

Oboje, Rione i Geary, potrzebowali dłuższej chwili, by zrozumieć, o co mu chodzi. Syndyckie władze w kolejnym przejawie okrucieństwa nie poinformowały jeńców o niedawnym zakończeniu wojny.

— Paol — odezwała się Wiktoria. — Wojna już się skończyła. Wygraliśmy.

— Co takiego? — Benan przez moment wyglądał na całkowicie skonfundowanego. — Kiedy? Jak?

— Admirał Geary rozgromił ich połączone floty i zmusił do podpisania pokoju.

— Pokoju? — Benan powtórzył to słowo z taką niepewnością, jakby usłyszał je po raz pierwszy w życiu i nie miał pojęcia, co może oznaczać. — Ale… zaatakowaliście tę planetę. Komandosi zdobyli obóz.

— Tutejszy DON nie chciał wypełnić postanowień traktatu pokojowego — wyjaśnił Geary. — Musieliśmy podjąć stosowne działania, by uwolnić pana i resztę jeńców.

— Tak… — Benan nadal wydawał się nieprzekonany. — Możemy pomóc przy wybraniu celów kolejnych bombardowań. Mają tutaj kilka dobrze ukrytych kompleksów, których położenie poznaliśmy.

— Nie będziemy już bombardować tej planety, komandorze.

— Ale… tam są centra produkcyjne… podziemne miasta…

— Ta flota nie walczy już z ludnością cywilną. — Geary mimowolnie użył ostrzejszego tonu. — Atakujemy wyłącznie cele militarne, komandorze, i to tylko po to, by wymusić na Syndykach przestrzeganie zapisów traktatu.

Benan spoglądał na niego, jakby słyszał przemówienie w obcym języku.

Rione ujęła męża delikatnie pod ramię i kierując swe słowa do nich obu, powiedziała:

— Mój mąż wymaga opieki lekarzy i przeprowadzenia niezbędnych badań. Skorzystam z okazji i uzupełnię w tym czasie luki w jego wiedzy o ostatnich wydarzeniach. Mam nadzieję, że wybaczy nam pan, admirale?

— Oczywiście. — Zawstydził się niedawnego okazania gniewu. Benan i jego towarzysze wciąż byli wycieńczeni długą niewolą i oszołomieni niespodziewanym oswobodzeniem. Ktoś musiał im powiedzieć, jak się teraz rzeczy mają i że flota powróciła do respektowania honorowych tradycji przodków.

Spoglądając na pozostałych uwolnionych jeńców, Geary dostrzegł, że obserwuje go dwóch mężczyzn: admirał i generał. Czas się oddalić, zanim zostanę ponownie przyszpilony, pomyślał.

— Muszę wracać na mostek — rzucił w przestrzeń na tyle głośno, by wszyscy go słyszeli. Pomachał ręką uwolnionym, uśmiechnął się do nich i wymaszerował, zanim ktokolwiek zdążył wyłamać się z szyku.

Znalazł się ponownie w swoim fotelu niespełna dwadzieścia minut po wstaniu z niego, a gdy sprawdził odczyty, okazało się, że operacja nadal przebiega bez problemów. Mógł co prawda kierować działaniami z każdego miejsca na „Nieulękłym”, ale ludzie od wieków byli przyzwyczajeni, że ich przełożeni są zawsze na widoku i osobiście wydają rozkazy w miejscach, które są do tego celu przeznaczone. Geary odkrył niedawno, że pewna stara — ale jak najbardziej prawdziwa — anegdota o admirale, który zwykł kierować załogą podczas bitwy ze swojej kajuty, gdzie popijał w tym czasie piwo, jest wciąż żywa.