Wahadłowiec Carabali wylądował w hangarach „Tsunami” ostatni.
— Wszystkie maszyny dotarły do celu, nie straciliśmy ani jednego człowieka i oswobodziliśmy wszystkich jeńców — meldowała Geary’emu. — Nie odnotowaliśmy żadnych uszkodzeń sprzętu, straty własne to tylko kilka zwichnięć nóg podczas twardego lądowania.
— Znakomita robota, generale. — Geary zaczerpnął tchu tak mocno, jakby wstrzymywał oddech przez długie godziny. — Do wszystkich jednostek, szyk November, czas cztery zero.
Flota uformowała pięć prostopadłościanów zwróconych szerszymi bokami do kierunku lotu. „Nieulękły” leciał w centrum największego z nich. Flota, opuściwszy orbitę syndyckiej planety, skierowała się prosto na punkt skoku, by wrócić na Hasadana. Tym razem po dotarciu na miejsce mieli skorzystać z wrót hipernetowych i udać się na Midway.
Geary znowu wstał i przeciągnął się, by rozprostować drętwiejące plecy.
— Myślę, że odpocznę chwilę u siebie, kapitanie Desjani.
— Zjedz coś przy okazji — poradziła.
Oparł się pokusie, by powiedzieć „tak jest, psze pani”, i zasalutował przepisowo na oczach wachtowych, a potem ruszył w stronę kajuty, zahaczając po drodze o mesę, by pobrać przydziałowy baton energetyczny. Nie było to może najlepsze jedzenie — a dyskusje na temat tego, czy w ogóle można je określać mianem żywności, trwały w admiralicji od dawien dawna i powoływano się w nich chyba na wszystkie znane definicje tego słowa — ale nie dysponowali na okrętach niczym innym, a racje przynajmniej dostarczały ludziom kalorii i minerałów potrzebnych do wydajnego funkcjonowania.
Zanim dotarł do włazu, zobaczył Desjani zbliżającą się z przeciwległego końca korytarza. Minę miała zaciętą. Wskazała ręką, nie mówiąc słowa, kajutę, a gdy otworzył ją, przepuściła go przodem i sama poszła jego śladem. Natychmiast zamknęła szczelnie właz, spojrzała, nie kryjąc już wściekłości, tym bardziej przerażającej, że w jej oczach widział lodowate płomienie.
— Proszę o pozwolenie na szczerą rozmowę, sir.
— Nie potrzebujesz na to pozwolenia — odparł, starając się zapanować nad głosem.
— Właśnie zostałam poinformowane, że jeden z oswobodzonych jeńców jest jej… mężem.
— Zgadza się. — Początkowo sądził, że wściekła się na niego za to, że nie on ją o tym poinformował, ale teraz zaczynał dostrzegać, iż jej wściekłość jest skierowana w zupełnie inną stronę.
— Co za zadziwiający zbieg okoliczności. Przybyła na nasz pokład z nowymi rozkazami, kazała nam zboczyć z kursu, ponieważ otrzymała polecenie zbadania obozu jenieckiego w odległym systemie, gdzie zupełnym przypadkiem przebywał jej małżonek. — Tania wypluwała słowa z siłą wyrzutni kartaczy. — Przylecieliśmy tutaj, by załatwić jej osobistą sprawę.
— To możliwe, ale…
— Możliwe? Ona cały czas wykorzystuje tę flotę do swoich celów…
— Posłuchaj mnie, Taniu! — Poczekał, aż nabrała powietrza do płuc, a płomienie w jej oczach nieco przygasły. — Miałem czas, żeby przemyśleć tę sprawę. Po pierwsze, gdy zobaczyła męża, była naprawdę zaszokowana. Ale znam ją dobrze i wiem, że potrafi się maskować, więc nie uznaję tego za kluczowy argument.
— Ona…
— Bardziej niepokoi mnie to, co zrobimy z resztą tych ważniaków.
Desjani znowu zaczerpnęła tchu, tym razem wolniej. Nadal była wściekła, ale kontrolowała już gniew.
— Są tacy jak Falco.
— Pomnóż ten problem stukrotnie.
Zmrużyła oczy, przez moment były wąskimi szparkami, przez które sączył się blask rozpalonego do białości żaru.
— Ale dlaczego? Ona nigdy nie lubiła Falco. Rada też miała go dosyć. Dlaczego więc ściągają sobie na głowę kilka tuzinów podobnych osobników?
— Tego nie wiem. — Usiadł, trzymając jedną rękę na czole, jakby myślał, że tym sposobem da się ujarzmić gniew i frustrację. Odłożył baton, jakoś przestał być głodny. — Wiem tylko, że mamy ich wszystkich na karku i lecimy z takim ładunkiem prosto w przestrzeń zamieszkaną przez Obcych.
— Setki napaleńców. — Teraz dotarło to do Desjani. — Co ktoś chciał tym sposobem osiągnąć?
— Wydaje mi się, że Rione wiedziała, dlaczego po nich lecimy.
— To były te jej tajne rozkazy. Dziwi mnie tylko, dlaczego Rada chciała przyspieszyć uwolnienie tych wszystkich falcopodobnych bohaterów. Dlaczego tak nalegano na ich jak najszybsze oswobodzenie?
— Tego nie wiem. — Geary skupił wzrok na obracającej się powoli nad stołem holograficznej mapie sektora, którego centralnym punktem był system Dunai. — Gdyby nawet Rione wiedziała, że jej mąż będzie tutaj, to czy Rada pozwoliłaby jej na zmianę planów całej floty, by go uwolnić? Ona nie ma aż takich wpływów. Dopiero co usunięto ją z urzędu i senatu. Co mogłoby skłonić rządzących do wyrażenia zgody na tę akcję, gdyby wiedzieli, że przebywają tutaj wszyscy najwyżsi oficerowie pojmani podczas tej wojny?
— Musiała dostać coś w zamian — upierała się Desjani. — Coś, czego zażądała za zgodę na wyruszenie z nami i wykonanie owych tajemniczych rozkazów. — Miała taką minę, jakby zamierzała wydać rozkaz natychmiastowego aresztowania Rione. — Ona nadal jest pełnoprawnym przedstawicielem naszego rządu, Taniu. Jeśli nawet udało jej się skłonić Radę do posłania nas tutaj w prywatnym celu, nie naruszyła przepisów. Rząd miał prawo podjąć taką decyzję.
Desjani także usiadła, wbijając w niego twarde spojrzenie.
— Jesteś pewien, że nie chcesz zostać dyktatorem?
— Jestem. — Jej słowa podsunęły mu kolejną myśl. — Wiemy, że Rada obawia się tej floty. A raczej tego, co możemy zrobić. A teraz podesłali mi masę wyższych dowódców, którzy mogliby wesprzeć przewrót. Albo to totalnie niedorzeczne posunięcie, albo jest w nim coś tak bizantyjsko przebiegłego, że nie potrafimy tego dostrzec.
— A jeśli jej rozkazy mówią o sprowokowaniu zagrożenia dla floty?
— Tego nie możemy być pewni…
— Niczego nie możemy być pewni. — Desjani zerwała się z fotela, podeszła do włazu i otworzyła go na całą szerokość. — Zupełnie jak w przypadku Obcych.
— Uczucie dezorientacji nie jest niczym niezwykłym — wyjaśnił Geary’emu starszy oficer medyczny floty. — W tym przypadku mamy jednak do czynienia z nieco większym stopniem niedostosowania niż zazwyczaj. Pomysł, aby zgromadzić większość ocalonych na pokładzie „Mistrala”, gdzie będę mógł prowadzić dalsze badania, oceniam jako bardzo dobry. — Geary uśmiechnął się i pokiwał głową, jakby o to mu właśnie chodziło, gdy podejmował decyzję. — Może mnie pan nazwać człowiekiem staromodnym — kontynuował tymczasem lekarz — ale i tak będę twierdził, że najlepsze nawet oprogramowanie konferencyjne nie pozwala na ocenę wszystkich aspektów badań. Może to tylko drobiazgi, niemniej są niezwykle cenne przy wydawaniu ostatecznej opinii.
— Mógłby pan przedstawić w skrócie swoje wrażenia? — poprosił Geary.
— Już to zrobiłem — odparł zdziwiony medyk. — Chociaż może rzeczywiście powinienem doprecyzować kilka myśli. Jak już wspomniałem, taka dezorientacja jest typowa. Ci ludzie przebywali w syndyckiej niewoli od wielu lat, czasem dekad. Przywykli więc do pozostawania w zamkniętych pomieszczeniach i do restrykcyjnych zasad panujących w miejscach odosobnienia. Krótko mówiąc, do wykonywania poleceń ludzi, których zwierzchnictwa nie mogli kwestionować.