Выбрать главу

To mi przypomina opis codziennego życia w każdej armii, pomyślał Geary.

— Ale musimy pamiętać o czymś jeszcze. W czasie ich odosobnienia wiele się zmieniło. Nie toczymy już wojny. To ogromna zmiana w ich ustabilizowanej rzeczywistości. W odróżnieniu od nas, którzy uczestniczyliśmy na żywo w stopniowych przemianach, na nich spadają one w jednej chwili. Dowiedzieli się w dodatku o istnieniu obcej inteligentnej rasy poza granicami przestrzeni zajmowanej przez człowieka, co było dla nich zupełnie nieoczekiwane. No i jeszcze pan, czyli Black Jack, człowiek, który wbrew wszystkiemu powrócił między żywych, rzecz jasna mówiąc w przenośni, i dokonał rzeczy, która wydawała się niemożliwa. Ci ludzie czują się, jakby ktoś wyrwał ich z niewoli i umieścił w świecie marzeń, a nie we wszechświecie, którego mieszkańcami byli przed pojmaniem. — Lekarz floty spuścił wzrok i westchnął raz jeszcze, zanim znowu spojrzał na Geary’ego. — Jest jeszcze jeden czynnik, który wyróżnia tych jeńców. Jak pan zapewne wie, spora ich część to armijna wierchuszka. Przed schwytaniem mieli ogromną władzę i posłuch. Wielu z nich wierzyło, że ma ogromny wpływ na przebieg wojny z racji posiadanych umiejętności i talentów dowódczych. Że zostali stworzeni do wyższych celów. Istnieje nawet termin medyczny na określenie tego rodzaju przekonań.

Teraz to John musiał westchnąć.

— Syndrom Geary’ego?

— Tak! Słyszał pan o tym? — zdziwił się doktor, jakby nie potrafił pojąć, że ktoś nie będący lekarzem może się orientować w fachowej terminologii.

— Obiło mi się o uszy.

— Zatem rozumie pan, że muszą się czuć dziwnie, nie mając realnego wpływu na działania tej floty, mimo że stopnie wojskowe upoważniają ich do tego rodzaju zadań. Wielu nadal wierzy, że mimo osadzenia w obozie jenieckim mogło ocalić Sojusz i pokonać Światy Syndykatu. Ta wiara pomagała im przetrwać w niewoli. Ale pan zdążył już wygrać tę wojnę, odbierając im sens dalszego istnienia.

Nie potrzebował dalszych wyjaśnień, by zrozumieć, jak wiele problemów mają ci ludzie prócz zrozumiałej dezorientacji.

— Porozmawiam z nimi wszystkimi. Spotkanie ma się odbyć za niespełna dziesięć minut.

— Oni liczą na spotkania w cztery oczy. Nie potrafię zliczyć, ile razy słyszałem zdania typu: „Jestem pewien, że wkrótce obejmę stanowisko dowodzenia odpowiednie do mojego doświadczenia i rangi”. Więcej niż jeden z admirałów ma ochotę na dowodzenie tą flotą.

— Rozumiem. Nie mam jednak czasu na spotykanie się z każdym z osobna przed wykonaniem skoku na Hasadana. Niemożność nawiązania komunikacji pomiędzy jednostkami w nadprzestrzeni, z wyjątkiem przesyłania króciutkich wiadomości tekstowych, była istotnym utrudnieniem dla floty, ale w tej chwili wydawała mu się błogosławieństwem.

— To może być bardzo interesujące spotkanie — zauważył doktor. — Czy mogę w nim uczestniczyć?

— Oczywiście. — Będziesz siedział i patrzył, jak oryginalny Geary ściera się z ofiarami syndromu, który wziął od niego nazwę. To z pewnością będzie inspiracja dla znakomitego artykułu w piśmie medycznym. — Zaaranżujemy to tak, by nikt inny nie mógł pana widzieć ani słyszeć.

Kilka minut później sala odpraw rozrosła się do ogromnych rozmiarów, gdy pojawiło się na niej ponad dwustu uwolnionych oficerów. Nawet ci przebywający na pokładzie „Nieulękłego” musieli skorzystać z wirtualnych łączy, ponieważ faktyczne rozmiary tego pomieszczenia nie pozwalały na fizyczną obecność ich wszystkich. Geary chciał porozmawiać z nimi bez świadków, lecz gdy czekał na rozpoczęcie odprawy, zauważył w tłumie hologramy generał Carabali, kapitana Tuleva, Rione i Charbana.

— Kapitan Desjani przekazała mi, że chciał pan, abym wzięła udział w tej rozmowie — wyjaśniła Carabali, a pozostała trójka zgodnie skinęła głowami, potwierdzając jej słowa.

Niech ci będzie, Taniu. Może przyda mi się to wsparcie. W przypływie podejrzliwości sprawdził wszystkie łącza i zobaczył, że Desjani także jest podłączona, tyle że w trybie niewidocznego dla innych obserwatora.

Geary omiótł wzrokiem zgromadzonych. Wiedział już, że nie ma wśród nich jego krewniaka, Michaela, mimo to nie potrafił po raz kolejny powstrzymać odruchu szukania.

Wstał, by przemówić, ale ubiegł go jeden z admirałów.

— Uważam, że kwestia zmian w dowodzeniu powinna być niezwłocznie omówiona…

Geary widział rozmaite warianty tej rozmowy podczas długiego powrotu z syndyckiego Systemu Centralnego. Był więc przygotowany na podobne wybryki i od razu wyciszył mikrofon przemawiającego.

— Nazywam się admirał Geary — zaczął, gdy zrozumiał, że nikt inny mu nie przerwie — i ja dowodzę tą flotą.

Rione uniosła na moment dłoń, jakby nie potrafiła się powstrzymać przed zrobieniem podobnego gestu, a Geary zareagował nań krótką przerwą w przemowie. Jak się okazało, to nagłe zamilknięcie pomogło mu w podniesieniu wagi tego oświadczenia. Czyżby starała się pomóc?

Przeszedł do dalszej części odprawy, witając uwolnionych oficerów i wyjaśniając im szczegóły misji.

— Przykro mi, gdyż zdaję sobie sprawę, że zasługujecie na to, by jak najszybciej znaleźć się w przestrzeni Sojuszu, ale flota przebywa teraz w głębi terytorium Światów Syndykatu. Nie mogę więc oddelegować któregoś z transportowców, byście na jego pokładzie wrócili do domów, ponieważ wymagałoby to wyprawienia sporej liczby okrętów wojennych do jego eskortowania, a nie mając dokładnych danych na temat zagrożeń, jakie mogą na nas czekać w przestrzeni Obcych, wolałbym nie dzielić tej floty. Nie mogę też, co podkreślam z wielkim żalem, rozmawiać z każdym z was osobiście. Wkrótce wykonamy skok na Hasadana, a potem, korzystając z syndyckiego hipernetu, na Midway, więc jak sami rozumiecie, łączność pomiędzy okrętami przez większość czasu będzie mocno ograniczona. — W końcu nadszedł czas na słowa, których wolałby nie wypowiadać. — Czy ktoś ma jakieś pytania?

Ponad dwieście osób zaczęło mówić jednocześnie. Oprogramowanie automatycznie wyłączyło im mikrofony, pozwalając Geary’emu na wybranie tego, kogo chciał wysłuchać.

— Proszę zgłaszać się kolejno. Jedna osoba na raz — oznajmił głośniej, niż było trzeba, ponieważ nie musiał ich już przekrzykiwać. Przygotowując się na nieuniknione, wskazał ręką admirała, który wyrwał się do głosu na samym początku spotkania. — Chciał pan o coś zapytać?

Wskazany oficer wstał, potoczył wzrokiem po zebranych ze srogą miną i zaczął przemawiać raczej do nich niż do Geary’ego.

— Procedur regulaminu floty należy przestrzegać bez względu na okoliczności. Jesteśmy dowódcami jednostek bojowych, wysoko wykwalifikowanymi i powszechnie szanowanymi. Pierwszym naszym zadaniem powinno być ustalenie, kto będzie dowodził tą flotą…

W tym momencie przerwał mu inny były jeniec, także admirał, wskazując palcem Geary’ego.

— Chelak, użyłbyś kiedyś głowy nie tylko do wydawania bezsensownych dźwięków. To Black Jack. Jest admirałem, dowodzi tą flotą, a każdy marynarz i oficer, z którym ostatnio rozmawiałem, wskoczyłby za nim w ogień.

— Ja wcześniej od niego zostałem mianowany admirałem! Zasłużyłem sobie na ten stopień jak wy wszyscy! — upierał się Chelak.

— On też zasłużył sobie na szacunek — zauważyła kobieta w stopniu generała. — Nadal nie dowiedziałam się o wszystkim, co miało miejsce od mojego uwięzienia, ale jedno wiem: nikt z nas nie jest gotowy stanąć na miejscu człowieka, który jest na bieżąco. — To jednak nie musi oznaczać, że zaczniemy ignorować zasady honoru i tradycji — wypaliła w odpowiedzi kobieta w mundurze admirała.