— Chcecie uczyć honoru i tradycji kogoś takiego jak Black Jack?
— Nie wiemy nawet, czy on naprawdę jest…
— Weź ty sobie poczytaj o wydarzeniach z ostatnich miesięcy — poradził jej któryś z siedzących obok mężczyzn, także admirał.
Tym razem do rozmowy włączyła się ponad setka innych oficerów. Wtedy z miejsca zerwała się generał Carabali, zwracając na siebie uwagę zebranych.
— Oddziały korpusu piechoty przestrzennej będą wykonywały wyłącznie rozkazy admirała Geary’ego. — Usiadła, a jej krótkie oświadczenie natychmiast uciszyło zebranych.
— Niektórzy z was zapewne mnie znają — ciszę przerwał dopiero generał Charban. — Zapewniam was, że Wielka Rada i admiralicja także staną murem za admirałem Gearym.
— A nas akurat obchodzi, co oni zrobią — rzucił ktoś.
I znowu setki ludzi mówiły jednocześnie, ale widać było jedynie poruszające się bezgłośnie usta pokrzykujących na siebie wzajemnie generałów i admirałów.
Tulev spojrzał na Geary’ego, a potem przeszedł na prywatny kanał.
— To nie do opanowania. Może pan spędzić tydzień, przemawiając do tych ludzi, a i tak niczego pan nie osiągnie.
Carabali przytaknęła.
— Zbyt wielu samców alfa mamy w tej gromadzie. Powinien ich pan upchać na „Habuba” i odciąć wszelką łączność.
— Popieram — usłyszał głos Desjani.
Spojrzał na Rione i Charbana.
— Co rząd zamierza z nimi zrobić?
— Nie otrzymałam żadnych wytycznych w tej sprawie — odparła Wiktoria.
Generał rozłożył bezradnie ręce.
— Ja także.
Geary przełączył swój mikrofon tak, by tylko oni dwoje mogli z nim teraz rozmawiać.
— To Rada kazała nam uwolnić tę bandę. Otrzymałem polecenie sprowadzenia całej floty do tego systemu. Dlaczego? Do czego rząd potrzebuje tych ludzi? I dlaczego musieliśmy ich uwalniać w drodze na terytoria zajmowane przez Obcych?
— Nie otrzymałam żadnych wytycznych w tej sprawie — powtórzyła Rione, zachowując kamienną twarz.
Tego mu było trzeba.
— Zatem Rada uznała, że załatwienie tej sprawy pozostaje w mojej gestii. Żadne z was nie piastuje aktualnie oficjalnej funkcji. Czyli poza granicami Sojuszu, zgodnie z obowiązującym prawem, to dowódca floty posiada pełnię władzy nad cywilami pracującymi dla rządu albo innej instytucji państwowej. Pani i generał zostaliście przysłani, aby pełnić funkcje łączników pomiędzy mną a uwolnionymi jeńcami. Zatem staniecie na pierwszej linii i będziecie rozwiązywali wszystkie problemy, jakie możemy mieć z ich powodu. Macie mi meldować o wszystkich próbach łamania prawa albo zagrożeniach dla mojej floty. W przeciwnym razie rząd może dostać ich w swoje ręce znacznie szybciej, niż tego pragnie.
Spojrzał na nich ponownie. Charban gapił się na niego przerażony, a Rione poczerwieniała lekko na twarzy, ale oprócz tego nadal sprawiała wrażenie osoby, po której ta reprymenda spłynęła. Wyłączając blokady, Geary przemówił do wszystkich zgromadzonych.
— Dziękujemy za wasze poświęcenie i wierną służbę Sojuszowi. Od tej pory emisariusze naszego rządu, pani Rione i generał Charban, będą naszymi oficerami łącznikowymi, do nich będziecie się zwracali z wszystkimi problemami. Ja zajmę się bezpiecznym dostarczeniem was do przestrzeni Sojuszu. — Oby to nastąpiło jak najszybciej, na żywe światło gwiazd, dodał w myślach. — Dziękuję za przybycie. Na honor naszych przodków. — Odłączył siebie oraz kanały Carabali i Tuleva, tak by zniknęli oni z pola widzenia pozostałych zgromadzonych, a potem wymaszerował z sali odpraw.
Dłuższą chwilę krążył korytarzami śródokręcia, nie chcąc się zamykać we własnej kajucie i pozostawać tam sam na sam ze swoimi myślami, a był nazbyt zdenerwowany, by usiąść na dłużej gdziekolwiek indziej. Rozmowy ze spotkanymi przy pracy marynarzami działały na niego kojąco, czuł się w takich momentach, jakby nie stracił całego stulecia podczas snu hibernacyjnego. Może ich narzędzia wyglądały inaczej, ale marynarz zawsze będzie marynarzem.
W pewnym momencie dogoniła go Tania. Szła przez chwilę obok, nic nie mówiąc, ale w końcu nie wytrzymała.
— Przekazanie ich w ręce emisariuszy było genialnym posunięciem, ale nie załatwiło problemu.
— Wiem. Niektórzy nadal mogą narobić niezłego bajzlu.
— Masz o wiele większą kontrolę nad tą flotą niż za czasów incydentu z kapitanem Falco. W dodatku zostałeś oficjalnie wyznaczony na dowódcę, a to coś więcej niż tymczasowe piastowanie tej funkcji. Z tego, co wiemy, dzisiaj żaden kapitan okrętu nie spiskuje już przeciw tobie.
— Z tego, co wiemy — powtórzył Geary.
Nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż pojawiła się przed nimi Rione nadciągająca z przeciwnej strony korytarza z wyraźną intencją przejęcia ich po drodze. Stanęła przed nimi, zagradzając im przejście.
— Musimy porozmawiać, admirale.
— Pani i generał powinniście dać sobie radę z problemami, jakie stwarzają…
— Nie o tym. — Zaczerpnęła głęboko tchu, jakby grała na zwłokę, szukając właściwych słów, co było tak niespotykane w jej przypadku, że nawet Desjani nie zdążyła się nachmurzyć, jak miała w zwyczaju. — Mój… Komandor Benan. Ktoś powiedział mu o stosunkach… jakie nas kiedyś łączyły.
Nagle Geary poczuł potrzebę zadania istotnego pytania.
— Czy coś pani grozi?
— Nie! Mnie nie.
— Nie pani… — W takim razie pozostawała tylko jedna osoba. Ale Rione pokręciła głową.
— Wątpię, aby spróbował…
Słysząc ciche syknięcie Desjani, Geary odwrócił się i zobaczył zbliżającego się spokojnym krokiem Benana.
Dziewięć
Desjani przesunęła się o krok, stając pomiędzy Benanem a swoim mężem i Rione.
— Ma pan jakiś problem, komandorze?
— Muszę… porozmawiać z admirałem. — Twarz miał kredowobiałą, a głos ostry. — Mamy do omówienia sprawę honoru. Muszę…
Desjani przerwała mu, podnosząc głos. Mówiła teraz jak dowódca okrętu.
— Komandorze, czy zna pan regulamin floty?
Paol przeniósł na nią płonący wzrok.
— Nie będzie mnie pouczała jakaś…
— Wie pan więc, co się stanie, jeśli nadal będzie pan podążał tą drogą — przerwała mu Desjani; ton jej głosu stawał się z każdym słowem zimniejszy. — Nie pozwolę łamać dyscypliny na pokładzie mojej jednostki.
— Na pokładzie pani jednostki? Po tym, co razem zrobiliście? Zhańbiła pani swoje stanowisko. Powinni panią z niego usunąć i postawić pod sąd za… — Członkowie załogi zatrzymali się, patrząc na tę scenę, a gdy padły ostatnie słowa, z grupki gapiów zaczęły dochodzić coraz groźniej brzmiące pomruki. Były na tyle znaczące, że komandor Benan wolał przełknąć zakończenie tego oskarżenia.
Jeden z matów wystąpił z tłumu i oznajmił stanowczym tonem:
— Sir, gdyby istniały jakiekolwiek podstawy do kwestionowania honoru naszego kapitana, wiedzielibyśmy coś o tym. Ani ona, ani tym bardziej admirał Geary… żadne z nich nigdy nie uczyniło niczego niezgodnego z regulaminem floty.
— Ich honor jest bez skazy — dodał stojący za nim chorąży.
Nie dowiedzieli się, jaka miała być riposta Benana, bowiem Rione nie dała mu dojść do głosu. Przepchnęła się obok Desjani, zgromiła go wzrokiem, a potem odezwała się doń, nie kryjąc wściekłości:
— Porozmawiamy. Na osobności. Już.