Выбрать главу

— Kto to?

— Moi przyjaciele.

Dostrzegł ostatnie nazwisko na liście.

— Kapitan Jaylen Cresida.

— Przyjaciele, którzy odeszli — dodała.

Odwrócił się do niej. Wbiła spojrzenie w tabliczkę, unikając jego wzroku.

— Oby żywe światło gwiazd miało ich w swojej pamięci — mruknął, a potem wyszedł, zamykając za sobą cicho właz.

* * *

Bezsenna noc, której skutkiem była kolejna wyprawa korytarzami „Nieulękłego”. Zachowywanie się w taki sposób, aby załoga nie zauważyła niczego niepokojącego w nagłym pojawieniu się admirała, i to w środku nocnej wachty, wymagało wielkiego kunsztu aktorskiego. Co ja mam, u licha, zrobić z Jane Geary? Tania miała rację. Mimo że próbuję uczynić z tej floty profesjonalny związek taktyczny, jej dowódcy wciąż mają skłonności do szarżowania i agresywnych zachowań. Robią wszystko, byle dopaść wroga i zniszczyć go. Jane nie wykonała wydanego jej rozkazu, ale przeprowadziła śmiały atak, dzięki któremu zneutralizowała spore zagrożenie ze strony nieprzyjaciela. Postąpiła nadzwyczaj słusznie, jeśli traktować tę sprawę w kategoriach ochrony naszych oddziałów desantowych i ludności cywilnej.

Z tego też powodu nie mam zbyt wielkiego pola manewru, jeśli chodzi o ukaranie jej. Nie mogę przecież udzielić nagany za wykazanie się tak skuteczną inicjatywą, nie wysyłając jednocześnie złego komunikatu pozostałym dowódcom. Ale jeśli nagrodzę ją za złamanie rozkazu, stworzę niechybnie podwaliny pod nowy kult siły, równie bezsensowny jak brak dyscypliny, który zastałem po wybudzeniu. Czy chcę floty pełnej oficerów pokroju kapitana Ventego, któremu trzeba przeliterować każdy rozkaz, aby wiedział, co ma robić? Szukam powodów, które pozwoliłyby mi usunąć go ze stanowiska dowodzenia na „Niezwyciężonym”, ale na razie nie znalazłem niczego takiego.

O tak późnej porze korytarze świeciły pustkami, a ci nieliczni marynarze, którzy przebywali poza własnymi kajutami, pełnili wachty na stanowiskach bojowych. Nic więc dziwnego, że Geary natychmiast zwrócił uwagę na postać, która wyszła zza rogu tuż przed nim.

Rione.

Zawahała się, ale szła dalej, dopóki nie stanęli twarzą w twarz.

— Jak się miewasz? — zapytał John.

— Bywało gorzej.

Poczuł ukłucie winy.

— Czy mogę coś dla ciebie zrobić?

— Wątpię. Ta sytuacja jest efektem tego, co zrobiłeś, co my zrobiliśmy. — Odwróciła wzrok. — Nie ma w tym twojej winy. I nie byłoby, gdybyś nawet zawlókł mnie do łóżka siłą. Prawda wygląda tak, że to ja ciebie uwodziłam, a nie ty mnie. Wyznałam to szczerze mojemu mężowi. Ale tutaj nie chodzi tylko o naszą przeszłość. — Rione spuściła wzrok i posmutniała. — On strasznie się zmienił. Jest teraz poważniejszy, twardszy, bardziej porywczy.

— Wielu byłych jeńców ma poważne problemy, z którymi musi się uporać — stwierdził Geary.

— Wiem. Ale z nim jest gorzej. Nawet wasi lekarze są tym zaniepokojeni. — Pokręciła głową. — Bez przerwy mówi o zemście. Na Syndykach, na ludziach z Republiki Callas, którzy kiedyś zaszli mu za skórę, no i oczywiście na tobie. Doktorzy twierdzą jednak, że na razie jego gniew mieści się w granicach normy. — Ostatnim słowom towarzyszył ironiczny, ale też gorzki grymas.

— A co z tobą?

— Ze mną? — Rione wzruszyła ramionami. — Nie wiem. Z litości dla człowieka, którym kiedyś był, nadal będę próbowała do niego dotrzeć. Stracił już iluzję, że będę tolerowała takie wyskoki jak ten dzisiejszy. Ma jednak problem z przyjęciem do wiadomości, że nie jestem już tą samą kobietą, że byłam senatorem, a potem współprezydentem Republiki Callas i zrobiłam tak wiele od momentu, gdy nas rozdzielono. W jego marzeniach siedziałam cały czas w domu, taka jak w dniu rozstania, i tęskniłam za nim. Ale nie mogę go chyba winić za to, że kurczowo trzymał się tej wizji w ponurej rzeczywistości obozu pracy. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie potrafi pojąć, że nigdy bym nie siedziała w pogrążonym w ciszy domu, rozpaczając po nim, że musiałam wyjść na zewnątrz i zająć się czymkolwiek…

— Przyzwyczajenie się do myśli, że świat, który znałeś, nie jest już taki sam, może być naprawdę trudne — stwierdził Geary, wolno cedząc słowa.

— Ty to wiesz najlepiej. — Wyraz jej twarzy i ton głosu wydawały mu się odległe, choć Rione stała tuż obok niego. — Ale świat zawsze się zmieniał, aczkolwiek jak się zastanowić, wciąż jest taki sam. Nigdy nie ufaj politykom, admirale.

— Nawet tobie?

Milczała długą chwilę, zanim odpowiedziała:

— Zwłaszcza mnie.

— A co powiesz o senatorach z Wielkiej Rady? — Od dawna pragnął poznać jej opinię na ten temat.

Tym razem potrzebowała jeszcze dłuższej chwili na zastanowienie.

— Żywy bohater może być bardzo niewygodny.

— Czy rządzący nadal tak o mnie myślą? — zapytał, pozwalając sobie na ton głosu równie bezpośredni jak słowa.

— Rządzący? — Rione zaśmiała się krótko, ale głośno, przy czym jej twarz nadal pozostała bez wyrazu. — Mówisz o tych ludziach, jakby byli gigantyczną monolityczną bestią o setkach rąk i tylko jednym mózgu, który nimi kieruje. Spójrz na to z innej perspektywy, admirale. Wyobraź sobie, że nasz rząd jest tak naprawdę potworem z jedną wielgachną łapą, której ruchami próbują kierować setki mózgów. Widziałeś Radę w działaniu. Sam pomyśl, która wizja jest bliższa prawdy.

— Co tam się teraz dzieje? Dlaczego poleciałaś z nami?

— Jestem emisariuszem rządu Sojuszu — oświadczyła bezbarwnym tonem.

— Kto mianował cię emisariuszem? Navarro?

— Navarro? — Znowu spoglądała mu prosto w oczy. — Uważasz, że on by cię zdradził?

— Nie.

— I masz rację. Choć tylko przez przypadek, jak sądzę. Navarro jest już zmęczony, wykończyło go długie przewodniczenie Radzie. Rozejrzyj się, admirale. Dzisiaj nic nie jest już proste.

— Nie przylecieliśmy na Dunai z powodu twojego męża. Nie wiedziałaś, że on tu jest. Po kogo więc nas wysłano?

Znowu długa przerwa.

— Sądzisz, że chodziło o jedną osobę? — mówiąc to, Rione minęła go i ruszyła w głąb korytarza.

— Masz zamiar ukrywać przede mną fakty, które mogą mi przeszkodzić w bezpiecznym dowiezieniu was, ciebie i twojego męża, do domu? — zawołał za nią Geary.

Nie odpowiedziała, oddalała się od niego wolnym krokiem.

* * *

Geary zdołał się wymówić od części niezliczonych próśb o osobistą rozmowę z uwolnionymi jeńcami, zrzucając wszelkie kontakty na generała Charbana do chwili skoku. Gdy „Nieulękły” znalazł się w nicości nadprzestrzeni, admirał spotkał się tylko z kilkoma oficerami, nie kierując się jednak przy doborze rozmówców starszeństwem ani stażem. Każda z tych rozmów była dla niego trudna, ponieważ musiał odmówić prośbom i żądaniom tych ludzi, a oni, chociaż byli tego świadomi, i tak wysuwali nierealne roszczenia.

Chyba po raz pierwszy poczuł ulgę, trafiając do izolującej go od reszty świata pustki nadprzestrzeni.

Na pokładzie „Nieulękłego” wciąż prowadzono remonty, niemniej zauważalne spowolnienie w zamykaniu coraz to nowych przejść uświadomiło Geary’emu, że prace mają się już ku końcowi. Ekipy omijały szerokim łukiem te miejsca, w których usuwano wcześniej zniszczenia po trafieniach pociskami, ponieważ tam niemal wszystko zostało zastąpione nowymi elementami.

— Odnowiliśmy już pięćdziesiąt jeden procent „Nieulękłego” — zadeklarował z nieskrywaną dumą kapitan Smythe tuż przed skokiem — ale kolejne czterdzieści dziewięć będzie dla nas nie lada wyzwaniem. Na początek zajęliśmy się łatwiejszymi zadaniami.