Выбрать главу

— Takie były cele tej prowokacji? — zapytał John, zgrzytając zębami. — Chcieli sprowokować moich dowódców do przesadnej reakcji? Z początku myślałem, że to akcja wymierzona bezpośrednio we mnie, ponieważ większość tych oficerów była bardzo lojalna wobec mnie, niemniej…

Admirał Timbale zdołał się już opanować, choć nie przyszło mu to łatwo.

— Możliwe. Możliwe. Ale proszę pamiętać, że gdyby znalazł się pan w strefie zagłuszania, my także nie moglibyśmy sprawdzić, co się z panem dzieje. Gdyby ktokolwiek pomyślał, że został pan pojmany przez Radę…

— Tak, to byłoby straszne — przyznała Desjani. — Ma pan rację, admirale Timbale. Taką sytuację można zaaranżować bez większego trudu, ale nie wierzę, że w Radzie jest ktoś tak głupi, by zaryzykował podobny chaos.

— Albo — dodał Geary — tak głupi, by nie przewidzieć konsekwencji.

Timbale potakiwał nerwowo.

— To mi pasuje do całego szeregu innych posunięć sztabu. „To my tu rządzimy!” Zapewne dostali kilka odpowiedzi z okrętów negujących poprzednio wydane polecenia i postanowili zareagować, eskalując konflikt.

— Zatem to nie sprawka rządu? — Navarro, zdaniem Geary’ego, nie był człowiekiem zdolnym do aż takiej niegodziwości, ale czy ktoś nie parający się polityką może pojąć jej wszystkie niuanse?

— Nie. — Timbale spojrzał w głąb korytarza na żołnierzy, którzy starali się udawać, że nie widzą grupki wyraźnie podenerwowanych oficerów. — Rada nic by z tego nie miała. Rząd obawia się buntów, a takie wydarzenie mogłoby je zainicjować. Nie mam najlepszej opinii o intelekcie polityków, ale nawet ktoś taki jak ja nie zaprzeczy, że kiedy stawką w grze jest przetrwanie, nie ma lepszych zawodników od senatorów. A sprowokowanie floty do buntu jest z ich punktu widzenia czystym samobójstwem. Navarro siedzi teraz w sali konferencyjnej, czekając na pana, całkowicie odcięty od wiadomości, więc i on nie miałby pojęcia o rozwoju sytuacji na zewnątrz, i to aż do końca spotkania.

Desjani zmrużyła oczy.

— To doskonała wymówka.

— Dla kogoś, kto stoi na czele rządu? Twierdzenie, że o niczym nie miał pojęcia, w niczym by mu nie pomogło. Raczej by go pogrążyło. O ile flota nie rozwaliłaby wcześniej tej stacji z nim na pokładzie. — Męczeńska śmierć wzmocniłaby jego szanse na reelekcję — zasugerowała Desjani. — Nawet ja byłabym skłonna oddać głos na martwego polityka.

— Martwi bohaterowie przejawiają ostatnio tendencje do powracania z zaświatów — przypomniał jej Timbale, wskazując głową Geary’ego.

— Co zatem robimy? — Tania wbiła wzrok w swojego męża, biorąc przykład ze starego admirała.

Nic się nie zmieniło. Nie miał nawet przydziału na stanowisko dowodzenia, a i tak wszyscy patrzyli w niego jak w obrazek, czekając, że powie im, co mają robić.

— Wszyscy zgadzamy się co do jednego po tych wyrokach we flocie dojdzie do rokoszu. Rozkazy zostały wydane przez sztab główny. Jedynym więc sposobem na ich anulowanie jest dostanie się jeszcze wyżej, czyli do Rady. Muszę udać się na to spotkanie. To najlepszy, a kto wie, czy nie jedyny sposób na szybkie rozwiązanie tego kryzysu.

— Niepokoje we flocie na pewno już się rozpoczęły — zauważyła Desjani.

— Wiem — mruknął i skrzywił się, widząc, że na ekranie miga ikonka braku zasięgu. — Dlaczego nie mogę wysłać stąd wiadomości? Minutę temu wszystko jeszcze działało.

— To pewnie przez konstrukcję stacji — podpowiedział Timbale. — Mamy tu tyle grodzi i pokładów, które mogą blokować sygnał nie gorzej od urządzeń stosowanych do zagłuszania. Dlatego strefa bezpieczeństwa może się okresowo rozszerzać. Nie wiem jednak, jak bardzo musielibyśmy się cofnąć, by odzyskać zasięg.

— Nie mamy na to czasu. — Wcisnął klawisz nagrywania i zaczął przemawiać spokojnym tonem. — Do wszystkich okrętów wojennych stacjonujących w systemie Varandal, mówi admirał John Geary. Właśnie otrzymałem wiadomość o wysunięciu oskarżeń przeciwko bardzo wielu oficerom floty. Jestem w trakcie załatwiania tej sprawy. Rozkazuję wam pozostać na wyznaczonych orbitach i powstrzymać się od jakichkolwiek nieautoryzowanych działań. Na honor przodków. Bez odbioru.

Podał komunikator Desjani.

— Zajmiesz się gaszeniem tego pożaru. Wyjdź ze strefy zagłuszania i roześlij tę wiadomość do wszystkich. Dopilnuj, aby nikt nie zrobił niczego głupiego.

— Ja nie jestem wybrańcem żywego światła gwiazd — pożaliła się. — A nawet on nie potrafi powstrzymać wszystkich od zrobienia czegoś głupiego.

— Wystarczy, że powiesz, iż wiem o sprawie i załatwiam cofnięcie tych wyroków. Oni w to uwierzą. Posłuchają cię.

Spojrzała mu prosto w oczy.

— Jako kto mam działać? Zgodnie z treścią tego komunikatu zostałam usunięta ze stanowiska dowodzenia na „Nieulękłym”.

— Jesteś kapitanem tego okrętu, dopóki ja nie zwolnię cię ze stanowiska. — To nie było przepisowe. Nie tak stanowił regulamin. Nie mógł tego powiedzieć tylko dlatego, że był jej przełożonym. Tyle że Black Jack Geary nie musiał się trzymać litery przepisów. Gdyby chciał zachować się regulaminowo, nakręciłby tylko spiralę konfliktu, w którego obliczu stanęła flota. — Admirale Timbale, proszę udzielić kapitan Desjani stosownej pomocy. Nie wiem, czy żołnierze sił planetarnych tego systemu będą jej słuchać.

— Myślę, że bardziej, niż pan sądzi — zasugerował Timbale. — Wszyscy wiemy o waszym… związku. Ale ma pan rację, oboje musimy zażegnać ten kryzys. Jeśli dobrze odczytuję nastroje we flocie, oficerowie mogą szybko nabrać przekonania, że te wyroki to dopiero pierwsza salwa, a kolejnym krokiem może być próba aresztowania pana. Nie zdziwiłbym się zbytnio, gdyby zaczęli rozwalać tę stację poziom po poziomie, by pana uwolnić. A gdy do tego dojdzie, do walki włączy się cała druga strona.

— Może powinienem wrócić z wami — zasugerował Geary. — Odwołam to spotkanie i…

— W takim wypadku rząd uznałby, że to pan stoi za niepokojami we flocie! Nie mamy przecież gwarancji, że wszyscy oficerowie uspokoją się po odebraniu wiadomości od pana. Przecież ktoś mógł pana zmusić do nagrania tych słów albo zmanipulować przekaz.

Geary mógł teraz zrobić jedno: spojrzeć w oczy osobie, która go jeszcze nigdy nie zawiodła.

— Taniu…

Desjani uniosła dłonie.

— Dobrze. Załatwię tę sprawę, admirale. Nie jestem Black Jackiem, ale zrobię co w mojej mocy. — Kolejne z powiedzonek, tak modnych ostatnio we flocie, których słuchał z największą irytacją. Tym razem jednak było wyjątkowo na miejscu. Cofnęła się o krok i zasalutowała.

Odpowiedział takim samym gestem, myśląc o tym wszystkim, co może pójść nie tak. O jednostkach i okrętach Sojuszu, które lada chwila zaczną strzelać do siebie w tym systemie, i o ofiarach. Być może jego żona będzie jedną z nich. Nawet Sojusz może paść ofiarą tej bitwy, rozpadając się po niej równie szybko jak resztki Światów Syndykatu, tyle że w mniej krwawy sposób.

— Powodzenia, Taniu.

— O mnie się nie martw. Jestem zaprawionym w bojach kapitanem okrętu liniowego. To ty będziesz miał do czynienia z najbardziej pokręconymi politykami i sztabowcami. I tylko ty możesz ich powstrzymać.

— Dzięki. Cieszę się, że nie wywieracie na mnie zbyt dużej presji.

— Już lepiej nic nie mów. I nie siedź tam za długo, bo niewiele zostanie z tego systemu.