— Za chwilę zapukamy w tę ścianę. Nie wiem, czy to w czymkolwiek pomoże, ale na pewno poczujemy się lepiej. Może, ale tylko może, Enigmowie zrozumieją wreszcie, jak bardzo szkodzą sobie podobnymi atakami.
— Próżne nadzieje, jeśli są choć odrobinę podobni do ludzi. Myślisz, że ewakuowali miasta będące celem ataku? — zapytała go Rione.
— Nie mam pojęcia. To maskowanie za bardzo rozmywa obraz.
— Jest pan pewien, że nie powodują tego jakieś inne wirusy Enigmów? — zapytał Charban.
Desjani zaprzeczyła ruchem głowy.
— Gdyby tak było, te wirusy musiałyby działać na zupełnie innej zasadzie. Moi ludzie sprawdzają każdą ewentualność, a zwłaszcza te, które wydają nam się niemożliwe, na razie jednak nie znaleźli niczego. Z kolei technicy sądzą, że mamy do czynienia z zakłóceniami fal świetlnych w pobliżu obserwowanych obiektów.
Charban pokiwał głową ze spuszczonym wzrokiem.
— Szczerze mówiąc, też wykluczałbym wirusy, szczególnie że mogliśmy zobaczyć okręty wojenne, które zastawiły na nas pułapkę. — Wstał, przymierzając się do wyjścia.
— Nie chce pan zobaczyć efektów bombardowań? — zapytała Desjani.
Generał pokręcił głową, nie patrząc nawet w jej kierunku.
— Widziałem już zbyt wiele zniszczonych miast, kapitanie Desjani.
Przymknęła oczy, gdy Charban wyszedł, potem otworzyła je ponownie, by spojrzeć na Geary’ego.
— Wróciliśmy do bombardowania miast.
— Mieli wystarczającą ilość czasu, by je ewakuować — uspokoił ją Geary.
— Wiem. Tym razem daliśmy im na to czas. Co jednak będzie przy następnej okazji?
— Nie pozwolimy im się sprowokować.
— Przodkowie, wybaczcie nam, że ponownie zniżamy się do tego poziomu, mimo że wina leży po stronie Obcych — wyszeptała Desjani.
Ludzie zgromadzeni na mostku oglądali opóźnioną transmisję z bombardowań w raczej grobowym niż radosnym nastroju. W chwili, gdy głowice dotarły do celu, planeta znajdowała się pięć i pół godziny świetlnej od miejsca stacjonowania floty. Fale świetlne potrzebowały więc tyle samo czasu na przeniesienie obrazu z jej powierzchni, by mogli w końcu ujrzeć, co się stanie, gdy głowice kinetyczne zanurkują w atmosferę i spadną z nieba, żeby rozsadzić na strzępy… co? Domy? Fabryki? Czy Enigmowie tworzą budowle, których przeznaczenie człowiek potrafiłby rozpoznać?
— Systemy, których używają do zakłócania transmisji z powierzchni planety, przetrwały bombardowanie — zameldował przybitym głosem porucznik Iger. — Możemy jedynie potwierdzić, że trafiliśmy w cele.
— To wystarczy. — Geary po raz ostatni sprawdził stan napraw. Nawet najbardziej poszkodowany „Śmiały” zameldował już o uruchomieniu ostatnich systemów i gotowości do wylotu. — Wynośmy się stąd.
Dwanaście
System Laka był pusty. Dosłownie pusty. Białe karły nie miały zazwyczaj wielu planet, a ta zdołała utrzymać przy sobie jedynie wypaloną kamienną planetoidę krążącą po tak bliskiej orbicie, że wydawać się mogło, iż została przechwycona przez Lakę, gdy przelatywała przez ten system, i to nie wcześniej niż milion lat temu. Sensory nie zdołały wykryć śladów obecności Enigmów, ale po wydarzeniach na Pele nikt nie postawiłby grosza, że Obcy czegoś tu jednak nie ukryli.
— Nie ma wielu kryjówek — mruknęła Desjani.
Geary postanowił, że flota przeleci przez ten system jak najszybciej, by dotrzeć do bardzo długiej studni grawitacyjnej, która powinna prowadzić w głąb terytoriów zajmowanych przez Obcych. Gwiazda, do której się udawali, nie miała nazwy, co dobitnie świadczyło o tym, że dotarli właśnie do prawdziwej granicy ludzkich podbojów Galaktyki.
— Lecimy do systemu, który należał do Enigmów od zarania dziejów — ostrzegał flotę Geary w kolejnym komunikacie. — Mogą się spodziewać naszego przybycia. Dlatego wszystkie jednostki muszą ustawić systemy uzbrojenia na automatyczne otwarcie ognia natychmiast po wyjściu z nadprzestrzeni. — Była to bardzo niebezpieczna taktyka, ponieważ komputery, podobnie jak ludzie rozstrojone przez wyjście z punktu skoku, mogły pomylić swoją jednostkę z okrętem wroga. John miał jednak nadzieję, że tak odmienne konstrukcje Obcych zminimalizują to ryzyko.
Siedział w swojej kajucie, gdy flota ponownie weszła w nadprzestrzeń, poirytowany tym, jak marnie mu do tej pory szło. Mimo tego wszystkiego, co spotkało go ze strony Obcych, nadal miał nadzieję, że uda mu się zmienić Enigmów i namówić ich przynajmniej do pokojowego współistnienia z ludzkością, bo na wielką przyjaźń z ich strony raczej nie liczył.
Dzwonek przy włazie oznajmił mu przybycie Desjani.
— Jak się czujesz, admirale?
— Marnie. A pani, kapitanie?
— Jestem wściekła. — Usiadła naprzeciw niego. — Nie przygnębiona, tylko wściekła. W odróżnieniu od innych nie wierzyłam nigdy, że Obcy okażą się rozsądni. Może dlatego, że zbyt dobrze znam ludzi. Jak zamierzasz nazwać tę gwiazdę?
Nagła zmiana tematu wytrąciła go z równowagi.
— Słucham?
— Gwiazda, ku której zmierzamy, powinna mieć jakąś nazwę. Nie możemy używać w nieskończoność jej numeru astronomicznego. W normalnej sytuacji zapewne trzeba by całej machiny biurokratycznej, ale jeśli ty wybierzesz dla niej nazwę, nikt jej potem nie zmieni, tego akurat jestem pewna. Zatem myśl, jak ją nazwiesz.
Geary wzruszył ramionami.
— Nie mam pojęcia.
— Możesz ją nazwać czyimś imieniem.
— Tania.
— Słucham?
— Mogę ją nazwać Tania.
— Nie — zaprzeczyła. — Nie możesz. Nie chcę, żeby ludzie patrzyli na nią i mówili: „Jak on ją musiał kochać, nazwał jej imieniem gwiazdę”. O, nie. Nazwij ją imieniem kogoś, kto wart jest takiego upamiętnienia.
— Dobrze — odparł Geary. — Nazwę ją Cresida.
— Chcesz nazwać system zamieszkany przez obcą, wrogą nam rasę imieniem kogoś takiego jak Jaylen?
— Dobrze. Nazwę ją Falco.
— Ten człowiek nie zasłużył na to, by go w taki sposób upamiętniano!
— Taniu! — zirytował się Geary. — Dlaczego sama nie wymyślisz tej nazwy?
— Ponieważ to tobie przysługuje takie prawo — odparła.
— Zatem powiedz mi, jak chcę ją nazwać.
— Jakoś właściwie, może nie używając niczyjego nazwiska. Żeby brzmiało obco i groźnie. — Desjani pstryknęła palcami. — Limbus. Nazwij ją Limbus.
— Nie ma jeszcze gwiazdy noszącej taką nazwę? — zapytał.
— Pozwól, że się upewnię. — Przebiegła palcami po klawiaturze komunikatora. — Nie. Nazywano tak kilka planet, ale fikcyjnych, występujących w książkach. W naprawdę starych książkach. Wiesz, że ludzie opisywali podróże międzygwiezdne na długo przed wynalezieniem napędów nadświetlnych?
— Musiało im się wydawać, że to będzie coś naprawdę niesamowitego. Dobrze. Zatem nazwę ją Limbus.
— Moim zdaniem to naprawdę świetny wybór — stwierdziła Desjani. — Dlaczego się uśmiechasz, skoro masz tak marny nastrój?
— Wpadła mi do głowy zabawna myśl. — Przechylił się lekko, by na nią spojrzeć. — Kim byłbym, gdybym nie miał ciebie?
— Tym, kim jesteś — odparła, wstając. — Mamy cztery dni lotu do Limbusa. Tym razem musi nam się udać. Wiesz o tym.
— Dziękuję, Taniu.
Gdy „Nieulękły” opuszczał nadprzestrzeń, nikt nie oddał ani jednego strzału. Jak już Geary ochłonął na tyle, by móc trzeźwo myśleć, zrozumiał, że w pobliżu nie ma żadnych okrętów Obcych, zaraz też przeniósł wzrok na wyświetlacze pokazujące cały układ planetarny — pojawiały się tam wszystkie informacje przechwycone i przetworzone przez sensory floty.