Выбрать главу

— Strzał w dziesiątkę — wyszeptała Desjani.

W Limbusie znajdowały się dwie planety zamieszkane przez znaczącą populację Obcych, o czym świadczyła ogromna liczba miast widocznych pod rozmywającymi obraz osłonami. Na orbitach wokół planet krążyły liczne instalacje, a w przestrzeni międzyplanetarnej widać było sznury frachtowców. Za to okrętów wojennych zliczyli do tej pory tylko tuzin. Gdyby to był system zamieszkany przez człowieka, zostałby oceniony jako gęsto zaludniony i bardzo bogaty.

I co najważniejsze: nie było tu wrót hipernetowych.

Geary przyglądał się temu wszystkiemu, nie rozumiejąc, co mu nie pasuje. Przecież w przestrzeni zajmowanej przez człowieka wiele systemów także nie miało dostępu do hipernetu.

Moment później skontaktował się z nim nie mniej zdziwiony Duellos.

— To jakiś bezsens, admirale. Wprawdzie dla nas dobrze, ale dlaczego Obcy budują wrota w tak marginalnych systemach jak Hina i Alihi, a nie tutaj?

— Doskonałe pytanie — poparła go Desjani. — Czyżby to znaczyło, że zastawili na nas w tym systemie inną pułapkę?

Geary nakazał wyhamowanie wszystkich okrętów, nie chciał bowiem oddalać się zbytnio od punktu skoku, dopóki sensory floty nie przeczeszą każdego zakątka tego systemu gwiezdnego w poszukiwaniu innych punktów skoku oraz potencjalnych, choć niesprecyzowanych zagrożeń.

— Nadal nic, poruczniku Iger?

— Nie, sir. Tylko te okręty, które dostrzegliśmy wcześniej. Gdyby mieli tutaj kiedyś wrota, które się zapadły, odkrylibyśmy jakieś szczątki pęt. Moim zdaniem ten system nigdy nie miał dostępu do hipernetu.

Geary wezwał najbardziej doświadczonych dowódców, by zapytać ich, co myślą o braku wrót w tym systemie. Żaden nie potrafił znaleźć racjonalnego wytłumaczenia.

Rione i Charban także nie wnieśli niczego nowego do sprawy.

Admirał Lagemann i jego koledzy z obozu jenieckiego powtarzali tylko w kółko, że Obcy są zdradziecką rasą, a to w żaden sposób nie mogło uspokoić Geary’ego.

W końcu w przypływie desperacji połączył się z cywilnymi ekspertami.

— Może nie potrafimy dostrzec rozwiązania — stwierdziła doktor Shwartz — ponieważ patrzymy na problem z perspektywy człowieka.

— Co pani przez to rozumie? — zapytał Geary.

— Opieramy się na przypuszczeniach. Sprawdźmy zatem, co wiemy na pewno. Czemu służą wrota hipernetowe?

— Bardzo szybkiemu przemieszczaniu się pomiędzy gwiazdami. — Tak mu powiedziano, gdy usłyszał o nich po raz pierwszy, i do tego służyły ludziom.

— Do czego jeszcze można ich użyć? Proszę się zastanowić, do czego mogą ich potrzebować Obcy.

— Nie potrafię wymyślić żadnego innego przeznaczenia wrót. Wiemy tylko tyle, że jeśli dojdzie do kolapsu, zamieniają się w… — Spojrzał na Desjani. — To broń. Wrota są bronią. Ostateczną linią obrony każdego systemu gwiezdnego.

— Linią obrony? — wtrąciła z niedowierzaniem Tania. — Czymś w rodzaju pola minowego?

— Największego, jakie człowiek może sobie wyobrazić. — Geary powiększył mapę Limbusa. — To Enigmowie wynaleźli wrota hipernetowe. I zanim je zbudowali, wiedzieli już, jak mogą być niebezpieczne. Dlatego nie wyposażyli w nie swoich najcenniejszych systemów. Za to umieścili wszędzie na swoim pograniczu.

Charban pokręcił z niedowierzaniem głową.

— Umyślnie stworzyli z nich swoje linie obrony? Mówi pan o czymś w rodzaju Wielkiego Muru z wrót hipernetowych? Toż to taktyka spalonej ziemi, tylko na niewyobrażalną skalę.

— Są zdolni do niszczenia własnych uszkodzonych okrętów — przypomniała mu Rione — i zabijania ich załóg, co wydało nam się wyjątkowo okrutne, ale dla nich jest to, jak widać, dopuszczalna taktyka.

— Minęliśmy tę linię — kontynuował tymczasem Geary — gdyż nie mieliśmy zamiaru atakować żadnego systemu. Chcieliśmy tylko przelecieć do kolejnych punktów skoku. To mogło być zaskoczeniem dla tamtejszych Enigmów.

Doktor Shwartz przysłuchiwała się tej rozmowie.

— Istnieje także prawdopodobieństwo, że sami Enigmowie zrezygnowali już ze stosowania tej broni. Bez względu na różnice, jakie nas dzielą, ta rasa musi mieć instynkt samozachowawczy, przynajmniej w odniesieniu do gatunku, nie poszczególnych osobników. W historii ludzkości także były przypadki, gdy konstruowano niezwykle potężne bronie, lecz ich nie używano, ponieważ nawet twórcy obawiali się niszczycielskiej mocy swoich dzieł. Wrota mogły pełnić rolę odstraszającą, bowiem zdobycie systemu, w którym się znajdowały, było praktycznie niemożliwe. Chodziło zatem o to, by ich nie użyć jako broni.

— Taki system zadziałałby tylko wtedy, gdyby strona atakująca miała pewność, że Enigmowie są zdolni do unicestwienia własnego systemu gwiezdnego, by zniszczyć siły najeźdźców — upierał się Charban.

— Ja mam pewność, że są do tego zdolni — zapewniła go Desjani.

Geary nie spuszczał wzroku z mapy systemu. Może pozostawiono tutaj jakąś ukrytą pułapkę na wrogów? Decyzja, czy flota pozostanie w pobliżu punktu skoku czy wleci głębiej w ten system, należała wyłącznie do niego. Nadal nie wiedział, jak wysoko rozwiniętą technologią dysponują Enigmowie, ale ich zamiłowanie do uderzania z ukrycia wystarczało, by podjęcie decyzji nie było łatwe. Jeśli chciał wykonać postawione przed nim zadanie poznania tej rasy, musiał wysłać okręty w pobliże tych planet.

Czy powinien podzielić flotę? Mógłby wysłać w głąb systemu wystarczająco silną formację, by poradziła sobie z tym tuzinem okrętów i innymi nieznanymi w tej chwili zagrożeniami, pozostawiając trzon swoich sił w pobliżu punktu skoku.

— Ile musi ich być, żeby wystarczyło? — zastanawiał się głośno.

Desjani najpierw zmarszczyła brwi, ale zaraz zrozumiała, o co mu chodzi.

— To będzie zależało od stopnia zagrożenia.

— A ponieważ nie jesteśmy w stanie go ocenić, rozważam podzielenie floty. Tylko czy taki podział będzie słuszną reakcją na nieznany rodzaj zagrożeń?

— Na pewno nie, jeśli podejdziemy do problemu w taki sposób, jak go przedstawiasz. — Wskazała ręką ekran wyświetlacza. — Gdyby w tym systemie były wrota, wysłanie całej floty w pobliże planet groziłoby unicestwieniem naszej floty. Tyle że tutaj nie ma żadnych wrót.

Mógłby stracić masę czasu, wymyślając coraz to nowe formacje, mając nadzieję, że doczeka się w końcu jakichś informacji. Problem w tym, że Enigmowie podążali tropem jego floty i dysponowali łącznością nadświetlną. Im dłużej będzie tu tkwił, tym więcej okrętów wroga zdąży przybyć na Limbusa.

— Poleci cała flota. Przeczucie mówi mi, że zagrożenia, jakie mogą się ujawnić w ciągu najbliższych kilku dni, byłyby niebezpieczne dla wydzielonego zespołu uderzeniowego, ale flota jako całość da sobie z nimi radę.

Desjani wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

— Dokąd lecimy, admirale? W kierunku najbliższej zamieszkanej planety?

— Nie. — Podświetlił sporą stację wybudowaną na księżycu jednego z gazowych olbrzymów krążącym w odległości dwóch godzin świetlnych od gwiazdy tego systemu. — Tam polecimy. To odizolowane miejsce i nie takie duże, więc nie powinno być tak mocno bronione jak powierzchnia planet. Jeśli się okaże, że systemy zakłócania wizji Enigmów działają nawet przy obserwacji z niskiego pułapu, będziemy mogli wysłać sondy bezzałogowe.

— Mogą je zniszczyć.