— Dam panu znać, jeśli ją znajdziemy. Uważa pan, że ich miasta mogą być zbudowane na podobnej zasadzie?
— To całkiem możliwe. Aczkolwiek wystarczy umieścić w odpowiednich odstępach kilka głowic nuklearnych i osiągniemy identyczny efekt.
Zespół uderzeniowy dotarł na skraj wciąż rozrastającego się obłoku szczątków frachtowca i zwolnił, by przeprowadzić dokładne badania jego składu. Gdy Geary zobaczył w końcu przekaz z tego miejsca, Badaya wydawał się o wiele bardziej zadowolony, niż powinien, zważywszy na to, jakim fiaskiem zakończył się jego pościg za obcą jednostką. Niemniej pierwsze słowa kapitana wyjaśniły przyczynę tej odmiany.
— Admirale, Obcym nie udało się zniszczyć wszystkiego. „Smok” znalazł w przestrzeni rozczłonkowane ciało. Teraz już wiemy, jak oni wyglądają. Muszę oddać sprawiedliwość komandor Bradamont i zameldować, że to ona wpadła pierwsza na myśl, iż Obcy mogą używać czegoś w rodzaju niewidzialnych kombinezonów. Tak długo krążyła wokół szczątków, wypatrując wśród nich zimnych elementów, aż znalazła coś, co wygląda na niemal połowę ciała, które coś musiało osłonić, przynajmniej częściowo, gdy doszło do eksplozji frachtowca.
Obok Badayi pojawiło się drugie okno. Geary drgnął nerwowo, ale nie z powodu ohydy wyglądu Obcego, tylko z powodu stanu, w jakim znajdowało się ciało. Natychmiastowa dekompresja po eksplozji frachtowca dodała bowiem swoje. Nadal jednak dało się dostrzec fragmenty grubej skóry, a w kilku miejscach coś, co przypominało cienkie łuski. Ze zmiażdżonej czaszki wystawały wąskie ryjkowate usta. Enigmowie za życia musieli być wysokimi chudymi istotami, tak smukłymi, przynajmniej z ludzkiej perspektywy, jakby ich ktoś rozciągnął wzdłuż.
— Proszę zadbać o to, by nasi medycy i cywilni eksperci mogli zobaczyć te szczątki — polecił wachtowemu z komunikacyjnego, potem połączył się z głównym lekarzem floty. — Zakładam, że zechce pan przyjrzeć się bliżej temu Obcemu — zagaił. — Gdzie ma go dostarczyć wahadłowiec ze „Smoka”?
— Na „Tsunami”, jeśli to możliwe. Mają tam doskonałego chirurga, który posiada sporą wiedzę na temat przeprowadzania autopsji. Tam też znajdują się nasi, hm, eksperci od obcych cywilizacji. Kiedy będziemy mogli obejrzeć te zwłoki?
— Przesyłamy wam skany, ale samo ciało będziecie mogli zobaczyć dopiero za dobę, gdy powróci zespół uderzeniowy. — Przełączył się, tym razem na znacznie odleglejszego „Znamienitego”. — Kapitanie Badaya, gratuluję panu i komandor Bradamont. Świetna robota. Natychmiast po powrocie proszę przekazać zwłoki Obcego na pokład „Tsunami”.
W końcu coś znaleźli. Przodkowie odpowiedzieli, przynajmniej częściowo, na jego modlitwy.
Geary przebywał w swojej kajucie, gdy Badaya połączył się z nim po raz kolejny, już po powrocie zespołu uderzeniowego i po tym, jak podległe mu okręty zajęły dawne pozycje w szyku floty.
— Przykro mi, admirale, że nie zdołaliśmy przejąć tego frachtowca, ale akcja i tak się opłaciła; zdobyliśmy fragmenty ciała. Ci Enigmowie są paskudni jak jasna cholera.
— Trudno powiedzieć, to ciało jest zmasakrowane — odparł Geary.
— Też prawda. Nie mieliśmy większych problemów, o których powinienem wspominać w raporcie, ale byłbym wdzięczny, gdyby odbył pan poważną rozmowę z dowódcą „Niezwyciężonego”.
— Co znowu zmalował?
— Kapitan Vente nie przyjął dobrze tego, że to mnie powierzył pan dowodzenie jego dywizjonem. Podważa mój autorytet, twierdząc, że skoro jestem młodszy, dowodzenie powinno przypaść jemu. Podczas tej misji uchylał się od wykonywania rozkazów, aby okazać niezadowolenie, że to nie on jest głównodowodzącym zespołu uderzeniowego.
Ciekawa sprawa.
— Ale nie zrobił niczego, za co należałaby mu się oficjalna nagana? — Gdyby do tego doszło, miałby idealny powód do odebrania mu dowodzenia.
— Niestety nie — odparł Badaya, krzywiąc się z odrazą. — Vente uważa, że należą mu się już admiralskie insygnia, ale jest na tyle wyrobiony politycznie, że nie pcha się przed szereg. Wypatruje za to okazji wykazania się umiejętnościami przy wykonywaniu jakiegoś zadania, które mogłyby być podstawą do spodziewanego awansu, gdy wrócimy.
— Ktoś powinien mu w końcu powiedzieć, że promocje już się skończyły.
— Ha! A w każdym razie dla takich ludzi jak on. Zgodzi się pan z moją opinią, admirale? Proszę mi wierzyć, swego czasu miałem do czynienia z ludźmi pokroju Ventego. Oni święcie wierzą, że dzięki układom zajdą dalej niż inni.
Geary, rad nierad, musiał porozmawiać z dowódcą „Niezwyciężonego”. Ponure oblicze Ventego pojawiło się przed nim po dwudziestu minutach, które wystarczyły, by poirytować wzywającego, ale zarazem nie mogły być podstawą oskarżenia o celowe spóźnienie i lekceważenie przełożonego.
— Wezwałem pana, kapitanie, by oznajmić kategorycznie, że w tej flocie starszeństwo nie oznacza automatycznie zwierzchności nad innymi oficerami. Kapitan Badaya wykonał z powodzeniem serię powierzonych mu zadań i dlatego dowodzi dywizjonem już od dłuższego czasu. Ani myślę pozbawiać go dowodzenia.
Vente posmutniał jeszcze bardziej.
— To jest sprzeczne z regulaminem.
— Nie, nie jest, chyba że zacytuje mi pan odpowiedni paragraf, tutaj i teraz. Wyrażę się jasno: cenię sobie lata służby i honor podległych mi oficerów i nie pozwolę, by traktowano któregoś z nich w uwłaczający sposób.
— Admirał Chelak…
— On nie dowodzi tą flotą. Czy wyraziłem się wystarczająco jasno, kapitanie Vente?
— Tak, admirale.
Gdy Vente zniknął, Geary zapisał w systemie, że ma być częściej i szczegółowiej informowany o statusie „Niezwyciężonego”. Dajcie mi powód, a natychmiast odbiorę temu człowiekowi dowodzenie. Cokolwiek, co może usprawiedliwić taką decyzję. I oby jak najszybciej.
Przedstawiciele pionu medycznego floty rozglądali się z nieskrywaną ciekawością po wirtualnej sali odpraw. W minionych dekadach ograniczono w znacznym stopniu ich uczestnictwo w podobnych spotkaniach, jako że dawne odprawy przekształcono w polityczne przepychanki mające na celu wybór nowego dowódcy albo ustalenie za pomocą głosowania kolejnych działań na polu walki. Gdy wybudzano Geary’ego ze snu hibernacyjnego, zapraszanie na odprawy kogoś spoza kręgu dowódców należało już do rzadkości. Nowy admirał zdołał jednak wprowadzić surowszą dyscyplinę i zakończył burzliwe awantury, na które lekarze chyba liczyli, sądząc po mocno zawiedzionych minach.
Chirurg, któremu zlecono przeprowadzenie autopsji Obcego, prowadził teraz wykład, otoczywszy się zdjęciami, jakie przyprawiłyby o mdłości każdego — może z wyjątkiem lekarzy albo rzeźników — nawet gdyby nie były trójwymiarowe i nie sprawiały wrażenia, że nad stołem konferencyjnym unoszą się prawdziwe organy oraz części ciała.
— Nie wiemy, jakim cudem okaz ten zdołał przetrwać w tak dobrym stanie, ale symulacje powstania tego typu obrażeń zdają się sugerować, iż w momencie eksplozji mógł przebywać poza pokładem frachtowca. Powtórne analizy nagrań z momentów poprzedzających samozniszczenie tej jednostki pozwoliły nam odkryć, że kilkanaście sekund przed wybuchem doszło do odpalenia obiektu wyposażonego w kamuflaż typu stealth.