— Oni są szaleni — stwierdził Badaya, co wielu oficerów skwitowało skinieniem głowy.
— Oni są inni — poprawiła go doktor Shwartz. — Być może to obsesyjne ukrywanie tożsamości leży w ich naturze. Nie kwestionują tego i nie starają się odrzucić, ponieważ tak nakazuje odwieczna tradycja. Zastanówcie się, jak postrzegaliby nas przez pryzmat naszych obsesji seksualnych.
Generał Carabali prychnęła z odrazą.
— Ludzie potrafią od czasu do czasu zrobić coś bez myślenia o seksie. Chociaż wiem, że mówię tylko w imieniu samic naszego gatunku.
— Ja kiedyś nie myślałem o seksie przez całe pięć sekund — zaprotestował Duellos. — Aczkolwiek muszę przyznać, że zwątpiłem wtedy w swoją męskość. Moim zdaniem problem polega na tym, że to, co zmusza Enigmów do ukrywania tożsamości, jest w nich tak głęboko zakorzenione, iż nie cofną się nawet przed złożeniem życia w ofierze. Ani przed zabijaniem. To pewnik bez względu na to, co jeszcze wymyślimy.
— Skoro mówimy o motywacjach — odezwała się Jane Geary — czy ktoś już wie, dlaczego ten Obcy uciekał ze swojego frachtowca?
Na dłuższą chwilę zapanowała cisza, potem Shwartz wskazała głową doktora Setina.
— Być może ten osobnik był szaleńcem, rzecz jasna w rozumieniu Enigmów. Ono, ona albo on… nie zamierzał ginąć tylko dlatego, żebyśmy się nie dowiedzieli, jak wygląda ich rasa.
— A może to zwykły tchórz? — Badaya się roześmiał. — Jedyny Obcy, który nie chciał zginąć za beznadziejną sprawę, zostałby według standardów swojej rasy okrzyknięty zwykłym tchórzem.
— Bez wątpienia — mruknął Setin.
Geary przyjrzał się twarzom zebranych i zauważył, że wszyscy oczekują od niego ogłoszenia ostatecznej decyzji.
— Nie widzę większego sensu w dalszym badaniu Enigmów zamieszkujących ten system. Mogą mieć problemy ze zniszczeniem swoich największych miast, ale jak widać na przykładzie bazy księżycowej, potrafią się przykładać do takiej roboty. Dowiedzieliśmy się wystarczająco wiele i raczej niczego więcej tutaj nie znajdziemy. Jeśli nasze dotychczasowe spekulacje się potwierdzą, priorytetem byłoby uzyskanie informacji na temat ich systemu nadświetlnej komunikacji, ale szanse na powodzenie tej operacji wydają mi się mikroskopijne nawet w skali kwantowej. Dlatego wydam rozkaz wykonania kilku następnych skoków, by sprawdzić jak najwięcej systemów zamieszkanych przez Enigmów, zanim wrócimy do przestrzeni Sojuszu. Od tej pory naszym najważniejszym celem będzie ocena ich liczebności i siły, aczkolwiek nie zabronię naszym emisariuszom wysyłania dalszych, beznadziejnych moim zdaniem, próśb o nawiązanie kontaktu. — Odczekał chwilę, by sprawdzić, czy będą jakieś pytania albo komentarze, a gdy nie usłyszał żadnych, dodał jeszcze: — Dziękuję wszystkim. Wkrótce roześlę kolejne rozkazy.
Gdy większość oficerów zniknęła, na sali pozostał doktor Setin i szepcząca mu coś wściekle do ucha Shwartz.
— Admirale, jest jeszcze sprawa, którą chciałbym z panem omówić — oznajmił naukowiec. — Może jedna osoba pozostawiona tutaj po odlocie floty mogłaby dowiedzieć się więcej…
— Nie.
— Chodzi o ochotnika. Taka okazja…
— Nie pozwolę na to, doktorze. Przykro mi. Z tego, co wiemy od Syndyków, Enigmowie pojmali wielu ludzi. Mogą nie widzieć potrzeby utrzymywania pana przy życiu.
Setin nie ruszył się z miejsca, milczał niezdecydowany, dopóki Shwartz znowu mu czegoś nie powiedziała.
— Tak, wiem — przytaknął. — Może się też zdarzyć, admirale, że trafimy podczas tej podróży na jeszcze jedną inteligentną rasę.
— To byłaby miła odmiana, doktorze — stwierdził Geary. Zwłaszcza gdyby ta rasa okazała się mniej szalona w rozumieniu człowieka.
Flota wykonała skok w kierunku odległej gwiazdy, świeżo ochrzczonej mianem Tartar po tym, jak Desjani odkryła z niemałym żalem, że w przestrzeni Światów Syndykatu znajduje się już Czyściec. Ale gdzież by indziej mógł się znajdować system o tak dźwięcznej nazwie? Tartar przypominał pod każdym względem Limbusa i tylko jedno niepokoiło Geary’ego: tym razem flocie towarzyszyła znacznie liczniejsza eskorta, złożona z trzydziestu pięciu obcych jednostek. Tutaj także nie było wrót hipernetowych, dlatego uległ błaganiom doktora Setina i pozostał tam na tyle długo, by naukowcy mogli wysłać kilka sond i po raz ostatni spróbowali, beznadziejnych jego zdaniem, prób nawiązania kontaktu.
Żadna z tych metod, zgodnie z jego oczekiwaniami, nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Po kilku dniach bezczynności, gdy pracował nad kolejnym pakietem rozkazów, odebrał pilne połączenie.
— Sir? — Porucznikowi Igerowi przez moment brakowało tchu. — Admirale, znaleźliśmy ludzi.
Trzynaście
Obok hologramu Igera pojawiło się nowe okno, a na nim rozmazane postacie.
— Trafiliśmy na nich zupełnym przypadkiem — wyjaśnił porucznik. — Jedna z naszych sond przeszła przez strumień danych wysyłanych z tej asteroidy. — W kolejnym oknie pojawił się hologram szybko wirującej skały, ze skali wynikało, że może mieć nawet czterdzieści kilometrów średnicy. — Odebrany sygnał trwał tylko ułamek sekundy, ale zawierał przekaz wizyjny, który udało nam się odkodować, a wtedy zobaczyliśmy to…
Geary zerknął na niewyraźne sylwetki. Mimo braku ostrości od razu poznał, że nie są to Enigmowie, tylko ludzie.
— Oni są na tej asteroidzie? — zapytał.
— W jej wnętrzu, admirale — odparł Iger. — Jesteśmy pewni, że została wydrążona. Sprawdziliśmy jej rotację, powinna zapewniać osobom stojącym na wewnętrznej powłoce mniej więcej trzy czwarte standardowego ciążenia. — Na hologramie pojawiły się jakieś ikonki. — Wykryliśmy także pewne anomalie, które mogą być antenami i centrami komunikacyjnymi Obcych. W zamieszkanych przez ludzi systemach takie znaleziska nie należą do rzadkości, górnicy zazwyczaj porzucają masę sprzętu po wyeksploatowaniu złóż, ale tutaj ktoś bardzo się starał, by je ukryć, a jak pan wie, Enigmowie nie mają w zwyczaju zostawiać niczego w tak oddalonych miejscach.
We wnętrzu asteroidy. Nie sposób stamtąd uciec ani zobaczyć miejsc zamieszkanych przez Obcych.
— To idealne więzienie z ich punktu widzenia.
— Owszem, sir. — Iger, zamiast okazać zadowolenie z dokonanego odkrycia, skrzywił się. — Nie wiem… Nie wiem, jak ich stamtąd wydostać.
Tartar. Zdaje się, że wybrali idealną nazwę dla tego systemu.
Setki oficerów zgromadzonych wokół stołu z coraz większym entuzjazmem słuchały słów Igera, ale gdy porucznik zamilkł w końcu, Tulev pokręcił wolno głową.
— Gdy tylko ruszymy w kierunku tej asteroidy, wysadzą ją. Oni mordują nawet swoich. Nie zawahają się więc przed wybiciem ludzi.
— Jak blisko zdołamy podejść, zanim to zrobią? — zapytał Badaya.
Tym razem to porucznik Iger potrząsnął głową.
— Nie mam pojęcia, sir. Opierając się na doświadczeniach z Limbusa, jestem pewien, że odczekają do momentu, aż zyskają pewność, co jest naszym celem, i dopiero wtedy odpalą ładunki. Mamy do czynienia z ukrytym obiektem. Gdyby nie przypadkowe przechwycenie sygnału, nie mielibyśmy powodu do badania tej asteroidy i nie odkrylibyśmy zamaskowanych anten. Jeśli Obcy się nie dowiedzą, że znaleźliśmy więzienie, prawdopodobnie nie wysadzą asteroidy tylko dlatego, że lecimy w jej kierunku.
— Prawdopodobnie — powtórzył Armus, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie.
— Nie mamy nic lepszego, sir.
Bradamont przyjrzała się holograficznej mapie systemu dryfującej wolno nad stołem.