Выбрать главу

Seria eksplozji wstrząsnęła powierzchnią asteroidy, dzięki słabej grawitacji wyrzucając daleko w przestrzeń chmury odłamków. Otworami zaczęło się ulatniać powietrze. Sześć minut do kontaktu z okrętami Enigmów.

— Kończy nam się czas.

Desjani skinęła głową.

— Kapitanie Tulev, proszę ruszyć swój dywizjon i zaatakować wroga.

— Zrozumiałem — odparł Tulev.

„Lewiatan”, „Smok”, „Nieugięty” i „Waleczny” zaczęły przyspieszać w kierunku wroga.

— Kapitanie, nasze hangary są pełne. Zamykamy grodzie.

— Doskonale. „Niezwyciężony”, dlaczego widzę obok was jakieś wahadłowce?

Vente mówił równie ospale jak zazwyczaj.

— Sprowadzam je według właściwych procedur…

— Zbierzcie je natychmiast albo każę pana rozstrzelać! Do wszystkich jednostek, mamy trzy minuty! Ani mi się śni wchodzić w kontakt z wrogiem, kiedy wy będziecie zajmowali się przyjmowaniem wahadłowców na pokład, tkwiąc przy tej skale jak kaczki na strzelnicy!

Liniowce Duellosa starły się z wrogiem, wystrzeliwując mrowie widm, przed którymi obce jednostki próbowały się ratować ostrymi skrętami. Moment później obie eskadry wykonały przejście ogniowe.

— Wszyscy są na zewnątrz — zameldowała Carabali. — Nikt nie został na dole. Ostatni wahadłowiec kieruje się na „Niezwyciężonego”.

Geary spoglądał przez moment na wyświetlacz pokazujący asteroidę. Spora część jej powierzchni zdążyła się już zapaść albo wypiętrzyć, zależnie od rozmieszczenia i siły rażenia odpalanych ładunków.

— Wszystkie wahadłowce na pokładzie, kapitanie. „Niezwyciężony” zamyka grodzie.

— Do wszystkich jednostek zespołu uderzeniowego Lima. Zezwalam na indywidualne działania i otwarcie ognia!

Dwadzieścia dziewięć jednostek Enigmów nadal leciało w ich kierunku, ale najpierw musiały minąć dywizjon Tuleva. Mimo że potężne liniowce nie miały czasu na rozwinięcie pełnej prędkości bojowej, wciąż pozostawały bardzo groźnymi maszynami do zabijania, a Obcy musieli między nimi przelecieć, jeśli chcieli się dostać w pobliże asteroidy.

Znów zaroiło się od widm, za nimi moment później pomknęły piekielne lance, a przed samym przejściem ogniowym odpalono kartacze.

— „Waleczny” mocno oberwał. — Geary usłyszał czyjś komentarz, ale zaraz zdał sobie sprawę, że to były jego własne słowa. Tylko szesnaście jednostek wroga przedarło się przez drugą linię obrony, a przeciw nim ruszało właśnie z animuszem osiem kolejnych liniowców Sojuszu z „Nieugiętym” na czele.

Dłonie Desjani tańczyły nad klawiaturą systemów uzbrojenia. Okręt zadrżał lekko, gdy odpaliła widma, a tuż po nich piekielne lance, nakierowywane automatycznie przez systemy bojowe reagujące o wiele szybciej niż człowiek. Na koniec wystrzelono chmury kartaczy, a potem lecące niewiarygodnie szybko jednostki Obcych przemknęły pomiędzy okrętami Sojuszu.

Geary obserwował uważnie dane napływające z sensorów floty na jego osobisty wyświetlacz. Tylko trzy okręty Enigmów nadal się poruszały, kierując się prosto na asteroidę. Żaden nie próbował skręcić ani hamować.

— Co u licha?

Moment później cała trójka uderzyła w zamaskowane więzienie z prędkością szesnastu tysięcy kilometrów na sekundę.

Nikt nie odezwał się słowem, gdy na ekranach po oślepiającym błysku eksplozji na miejscu asteroidy i trzech okrętów pojawiła się chmura rozprzestrzeniającego się w próżni pyłu. Geary oderwał wzrok od tego przygnębiającego widoku tylko po to, by zobaczyć, że reszta eskadry Enigmów, a w każdym razie to, co z niej zostało, znika w serii samobójczych eksplozji.

Około trzydziestu minut później Geary mógł zobaczyć, jak ostatni okręt wojenny Obcych w tym systemie zawraca w obliczu przegradzającej mu drogę ściany lekkich krążowników i niszczycieli Sojuszu, podczas gdy niewielki zespół ratunkowy oddala się od miejsca starcia, by przejąć zaginionego zwiadowcę.

— Dlaczego oni zabijają się nawet wtedy, gdy nie ma to już żadnego sensu, chociaż potrafią wykazać odrobinę zdrowego rozsądku i zrezygnować z walki, kiedy nie mają szans? — zastanawiał się Geary, wracając do przeglądania danych o uszkodzeniach okrętów liniowych. Skupił się na „Walecznym” i siedemnastu ofiarach śmiertelnych na jego pokładzie.

— Nie wiem — odparła Desjani — ale przestałam się tym przejmować. Jeśli któryś z Enigmów nawinie mi się pod lufę, osobiście skasuję jego marzenia o przyszłości.

Niszczyciele wysłane po komandosa zwolniły jeszcze bardziej, aby „Karabin” mógł podjąć na pokład ostatniego zwiadowcę.

— Mamy go! — Kilka minut później usłyszeli tryumfalny okrzyk i zobaczyli, że trzy eskadry wracają na pełnej mocy, by dołączyć do reszty floty.

— „Karabin” żąda od nas okupu — zameldowała Carabali. Wyglądała o wiele spokojniej niż podczas operacji na asteroidzie.

— Chcą czegoś, czego nie możecie im dać?

— Postawimy kolejkę całej jego załodze, gdziekolwiek zawinie ta flota. Dziękuję, admirale.

— Nie zostawiłbym go na pewną śmierć, generale.

— Ale mógł pan podjąć inną decyzję, admirale.

Desjani spojrzała na niego, gdy zakończył rozmowę.

— Powinieneś odpocząć.

— Ty także.

— Ja powiedziałam to pierwsza.

— Odwaliliśmy kawał cholernie dobrej roboty na tej asteroidzie.

— Dziękuję, admirale. Mogę w nagrodę zastrzelić Yentego?

— Nie. — Geary przymknął na moment oczy; teraz, gdy wygrali starcie i minęło już największe zagrożenie, poczuł, że ogarnia go ogromna fala znużenia. — Jak widać, w chwili zagrożenia potrafi się przełamać. Kilka minut dodatkowego opóźnienia i znajdowalibyśmy się zbyt blisko asteroidy, gdy została unicestwiona przez zderzenie z trzema okrętami Enigmów.

Gdy odpowiadała, jej głos zabrzmiał dziwnie nieobecnie.

— Nie mogliśmy zawieść, ponieważ nie będzie drugiego razu. Enigmowie wysadzą każde następne więzienie dla ludzi, gdy znajdziemy się godzinę świetlną od jego murów.

Wiedział, że to prawda. Zwycięstwo oznaczało, że już nigdy nie osiągną podobnego sukcesu.

* * *

Geary wykorzystał następne dni na zebranie floty i ponowne ustawienie jej w jednolitym szyku pomimo pojawienia się przy punktach skoków kolejnych dwudziestu okrętów wojennych Enigmów. Czas potrzebny na dotarcie do kolejnej studni grawitacyjnej dzielił pomiędzy obowiązki służbowe i zdobywanie wiedzy o uwolnionych ludziach.

— Nigdy nie widzieli żadnego Obcego — referował mu porucznik Iger. — Nawet ci, którzy zostali schwytani, a nie urodzili się w niewoli. — Otworzył okno, w którym pojawiła się twarz mężczyzny w mocno zaawansowanym wieku. — Ten człowiek był członkiem załogi syndyckiej ŁZy. Nie ma pojęcia, jak długo go przetrzymywano, ponieważ we wnętrzu asteroidy nie można było mierzyć upływu czasu, ale jeśli wierzyć danym, które przekazała nam administracja Iceni, jego okręt zaginął podczas patrolu w granicznym systemie Ina około czterdziestu lat temu.

Starzec przemówił.

— Nie wiem, co się stało. Miałem wtedy wachtę, byłem na swoim stanowisku, gdy nagle zostaliśmy ostrzelani, choć wokół nie widziałem żadnego okrętu wroga. To pamiętam. Wszyscy wrzeszczeli: „Skąd oni do nas strzelają?”. Chwilę później otrzymaliśmy rozkaz ewakuacji. Wsiadłem do kapsuły ratunkowej z dwoma innymi marynarzami. Odpaliliśmy ją bez problemów, a następne, co pamiętam, to przebudzenie w tym miejscu. Na asteroidzie. Zawsze podejrzewałem, że to asteroida. Nie wiem, co się stało z tamtymi dwoma marynarzami, którzy byli ze mną w kapsule. Tylko ja z naszej załogi pojawiłem się tutaj. Nie. Nikt nie widział mojego przybycia. Po prostu znalazłem się między tymi ludźmi. Czasami wyłączano nam światło, wtedy zasypialiśmy. A kiedy się budziliśmy, obok śluzy znajdowaliśmy nowych więźniów albo skrzynie z zaopatrzeniem. Bywało, że znikały też ciała ludzi, którzy zmarli. Gdy ktoś z nas umierał, wiedzieliśmy, że zaraz zjawi się następny więzień albo któraś z kobiet urodzi dziecko. Zawsze było nas tyle samo. Trzysta trzydzieści trzy osoby. Nie mam pojęcia dlaczego… — Uwolniony więzień zamilkł, zamrugał oczami, usuwając z nich łzy. — Wiem, że jesteście z Sojuszu, ale… czy pozwolicie mi wrócić do domu? Tkwiłem tutaj tak długo, że już myślałem, iż przyjdzie mi zdechnąć w tym więzieniu. Chcę wrócić do domu, sir.