Выбрать главу

Brzęczyk przy włazie ożył na moment. Geary oderwał wzrok od raportu, mając nadzieję, że zobaczy Tanię, ale zamiast niej w wejściu pojawiła się Wiktoria Rione.

— Czemu zawdzięczam tę wizytę? — Wyszło to znacznie oschlej, niż zamierzał.

Zacisnęła lekko szczęki.

— Chciałam cię poinformować, że komandor Benan otrzymał pytanie, kto zastąpi cię na stanowisku głównodowodzącego.

— Czyżbym się gdzieś wybierał?

Weszła do jego kajuty.

— Wypadki chodzą po ludziach.

— To ostrzeżenie czy tylko luźno rzucona uwaga?

Rione pokręciła głową.

— Nic mi nie wiadomo o zagrożeniach ze strony floty.

Uczepił się drugiej części tego zdania.

— Ze strony floty?

— Słyszałeś, co powiedziałam. Kogo wyznaczyłeś na swojego zastępcę, gdyby coś ci się stało?

Geary oparł się pokusie, by nie udzielić odpowiedzi na to pytanie, uznając, że lepiej będzie, jeśli zagra w otwarte karty.

— Kapitana Badayę, ale pod warunkiem, że będzie słuchał rad Tuleva i Duellosa. Usiądziesz?

Zajęła wskazane miejsce, mierząc go wzrokiem.

— Nie przewidujesz żadnej roli dla swojej kapitan?

— Obawiam się, że jeśli mnie zabraknie, jej także coś się stanie. Poza tym brak jej wysługi lat, no i dyplomacja nie jest najmocniejszą stroną Tani.

— Widzę, że i to już zdążyłeś zauważyć. Nie sądzisz jednak, że w razie twojej śmierci ona zyska wiele, będąc wdową po Black Jacku? — zapytała Rione.

— Nigdy by tego nie wykorzystała.

— Chyba że by musiała… — Wiktoria zawahała się. Zdawać się mogło, że to jeden z tych nielicznych momentów, kiedy powiedziała więcej, niż powinna. — A co z admirałami siedzącymi na transportowcach?

— Na razie przebywają na obserwacji medycznej, po której będzie można orzec, czy nadają się do powrotu do służby.

Rione się zaśmiała.

— Wielki Black Jack zaczyna stosować polityczne gierki?

— Wielki Black Jack wie z autopsji, jak poważne mogą być efekty stresu pourazowego. To cud, że udało mi się wyprowadzić flotę z pułapki po tym, jak zmuszono mnie do objęcia dowództwa nad nią. A żaden z tych admirałów nie ma pojęcia o taktyce. — Oparł się wygodniej. — Staram się dbać o przyszłość tej floty.

— Stawiając na jej czele Badayę?

— Badaya nie jest głupcem i zdaje sobie sprawę z tego, że Tulev ma wystarczającą wysługę lat, by stanowić wyzwanie, gdyby przyszło co do czego. Badaya wie też doskonale, że beze mnie nie zdoła sobie podporządkować Wielkiej Rady Sojuszu. Przyszłaś, żeby rozmawiać o polityce?

Spojrzała mu prosto w oczy.

— Zamierzasz zawrócić flotę?

— Nie. Sprawdzimy jeszcze kilka systemów i dopiero potem zawrócimy.

Skinęła ostrożnie głową.

— Przypominam ci, że masz rozkaz zbadania, dokąd sięgają terytoria Obcych.

— Dziękuję za przypomnienie, Wiktorio, ale powiedz mi, proszę, dlaczego wysłano z nami akurat ciebie?

Nie potrafiła przez moment zapanować nad uczuciami.

— Zgłosiłam się na ochotnika po tym, jak otrzymałam propozycję nie do odrzucenia. To znaczy mogłam ją odrzucić, ale wtedy nawet bym nie wiedziała, kogo wyślą zamiast mnie.

— Czy wiedziałaś, że twój mąż przebywa na Dunai?

— Nie. Słyszałam, że to obóz dla VIP-ów, ale Paol był tylko komandorem.

— Komandorem i mężem współprezydent Republiki Callas.

Wzruszyła ramionami, jej twarz znowu przypominała maskę.

— Mogłam się tego domyślić, to prawda. Co zamierzasz zrobić z tymi wszystkimi ludźmi, których uwolniłeś?

— Zadbamy o nich, jak umiemy, ale są teraz wolni, więc ostateczna decyzja będzie należała do nich.

— Jaki układ zawarłeś z Iceni, żeby dostać to syndyckie urządzenie do stabilizacji wrót hipernetowych?

To pytanie zaskoczyło go, ponieważ sądził, że Rione zdążyła już domyślić się prawdy.

— Obiecałem nie występować przeciw jej systemowi. Iceni zamierza ogłosić niezależność od Światów Syndykatu. Mieliśmy szczęście, że Syndycy wynaleźli to urządzenie. Gdyby nie ono, mielibyśmy długą drogę do domu — dodał, drążąc temat, by zobaczyć jej reakcję.

— Tak. To by była naprawdę długa droga. — Znowu skinęła głową, potem wstała. — Zatem odwiedzimy jeszcze kilka systemów, admirale? Może skusi się pan na jeszcze dłuższą podróż.

Jej nastawienie sugerowało, że uważa, iż to może być błąd, ale nie chciała tego powiedzieć wprost.

— Rozumiem. Ale ustaliliśmy trasę wiodącą przez siedem kolejnych systemów. Potem na pewno zawrócimy.

Czternaście

Z Tartaru flota wykonała skok na Hades tylko po to, by trafić tam na wrota hipernetowe. Geary, zastanawiając się, czy to przypadkiem nie oznacza zbliżania się do przeciwległych rubieży Enigmów, obrał kurs na Zatracenie. Tam odkrył niewielką kolonię Obcych i kolejne wrota. Z tego samego punktu skoku mógł dotrzeć do Gehenny, systemu leżącego mniej więcej w tej samej odległości od Hadesu. Tutaj pomimo sporej populacji Enigmów nie było połączeń hipernetowych.

— Czyżbyśmy cofnęli się w głąb terytorium Obcych? — zastanawiała się Desjani, gdy następny skok, na Inferno, zaprowadził ich do równie starego i pozbawionego wrót systemu.

Podobnie jak poprzednio, po każdym skoku za flotą pojawiały się kolejne okręty wojenne Enigmów. Po opuszczeniu Inferna flotylla ta liczyła już ponad sześćdziesiąt jednostek.

Dwa kolejne systemy, w obu wrota. Flota wykonała ryzykowny przelot do innego punktu skoku i znowu trafiła na system podpięty do hipernetu.

— Po co lecieć dalej? — zapytał retorycznie Armus.

Geary wskazał ręką na holograficzną mapę tego sektora Galaktyki.

— Zbliżamy się już do miejsca, w którym zawrócimy. Przeskakujemy za każdym razem trzy albo cztery systemy gwiezdne. Dzięki temu zyskaliśmy już jakie takie pojęcie o liczebności i sile Enigmów. Nadal jednak nie podjęli rozmów z nami i nie potrafimy dowiedzieć się niczego na ich temat, nie doprowadzając do masowych samobójstw.

— Sądząc z tonu pańskiej wypowiedzi, uważa pan, że to coś złego — burknął kapitan Vitali, a niemal wszyscy pozostali poparli go, kiwając głowami albo mrucząc z aprobatą. Gniew powodowany stratą przyjaciół w niedawnych starciach potęgowały plotki o stanie ludzi przetrzymywanych przez Enigmów.

— Nasza misja nie polega na zabijaniu Obcych, aczkolwiek wykończyliśmy, jak do tej pory, całkiem sporą ich liczbę. — Geary wskazał samotną gwiazdę. — To jest nasz następny cel. Skok będzie naprawdę długi. Sprawdzimy, co tam jest, i rozpoczniemy odwrót, ale nie po swoich śladach, tylko inną drogą, aby nie wpaść na te okręty, które lecą za nami. Może gdy im pokażemy, że potrafimy przemierzać ich przestrzeń, nie powodując zniszczeń i nie naruszając ich fanatycznego przywiązania do prywatności, zechcą zrewidować swoje podejście do rozmów i zaakceptują nienaruszalność naszych granic.

Doktor Shwartz aż sapnęła z irytacji.

— Granica. Dlaczego oni nie reagują na nasze propozycje w tej sprawie? Podczas rozmów toczonych na Midway mówili wyraźnie, że ten system i pozostałe gwiazdy należą do nich, a my nie mamy prawa tam przebywać. Dlaczego więc nie chcą zasiąść do negocjacji, które zagwarantują im aktualny stan posiadania?

— Zauważyłem tę niespójność — poparł ją Duellos. — Ale to tylko jedna z wielu, jakie ich dotyczą.