— Ale pan prosi nas o ingerencję nie tylko w kompetencje najwyższego dowództwa armii, ale i wojskowego prawa. Tą drogą nie zbudujemy szacunku dla autorytetu rządzących.
— Sugeruje pan, że ustąpienie przed żądaniami oficerów — wtrąciła Suva lodowatym tonem — będzie najlepszym sposobem obrony przed ewentualną dominacją wojskowych nad władzami cywilnymi? Proponuje pan nam wygranie tego starcia przez kapitulację?
Sakai pokręcił głową.
— To bardzo ważne pytanie, ale nie powinniśmy przy tej okazji kwestionować honoru admirała Geary’ego.
— Popieram — dodał Navarro. — W świetle tego, co admirał do tej pory uczynił, a zwłaszcza czego nie zrobił, wątpienie w jego słowa wydaje się nie na miejscu. Niemniej… nie możemy się mieszać w tę sprawę. Pańscy przełożeni, admirale, podjęli decyzję, nasza interwencja byłaby naprawdę nie na miejscu. Proszę wykonać rozkazy, jak nakazuje to panu honor żołnierza. — Pomimo spokojnego tonu tej wypowiedzi Geary wyczuwał w głosie senatora spore napięcie, a nawet strach. — Nakaże pan oskarżonym oficerom, by także usłuchali przełożonych i zaufali stabilności naszego systemu. Tylko tak zdołamy ocalić Sojusz.
Navarro powiedział prawdę, ale… nie brał pod uwagę tego, co wydarzy się tu i teraz. Geary wiedział, że to zła decyzja. Zdawał sobie sprawę, że jeśli senatorowie nie podejmą żadnych działań, dojdzie do katastrofy. Widział jednak wyraźnie, że z własnej woli nie odwołają ostatnich rozkazów.
Obawiał się nadejścia tego momentu od wielu miesięcy, od czasu, gdy Rione przekonała go, iż posiada wystarczające siły, by stawić czoło cywilnym rządom Sojuszu. Dlaczego w ogóle zaczął się nad tym zastanawiać? Sto lat temu takie myśli byłyby dla niego czymś niewyobrażalnym, ale teraz widział, że skończyły mu się możliwości wyboru, widział nadchodzący chaos, nie mając jednocześnie pojęcia, co przyniesie. Nie mógł zejść z obranego kursu, jak jednostka pochwycona polem grawitacyjnym ginącej gwiazdy.
Co będzie bardziej honorowe? Co będzie lepsze dla ludzi, którzy mu ufali, i dla całego Sojuszu?
— Pragnę raz jeszcze podkreślić, sir, że moim zdaniem flota nie podporządkuje się tym razem.
— Uczyni to, jeśli taka będzie wola admirała Geary’ego.
— Tego także nie jestem pewien, sir. Nie mówiąc już o tym, że mam pewne opory przed podjęciem sugerowanych działań.
— To nieistotne — upierał się Navarro. — Otrzymał pan rozkazy i musi pan je wykonać. — Upór Geary’ego zaczynał go irytować. Dało się to wyczuć choćby po nieco bardziej nerwowym tonie, gdy oświadczył: — Nie możemy pogwałcić zapisów regulaminu floty ani obowiązującego prawa nawet w imię poczucia sprawiedliwości.
Mówił racjonalnie, ale jakby w oderwaniu od rzeczywistości. Tym razem prawo wykorzystano do czynienia niesprawiedliwości. To jednak, technicznie biorąc, nie mogło być powodem do odmowy wykonania rozkazu.
Geary policzył w myślach do dziesięciu, aby się uspokoić.
— Czy możemy sprawdzić, jak wygląda sytuacja poza tym pomieszczeniem, sir? Mamy jakiekolwiek środki łączności ze światem? — Wiedział, jaka będzie odpowiedź, niemniej postanowił zaryzykować, wiedząc z doświadczenia, że fakty czasem nie pokrywają się z zapewnieniami.
Navarro zmarszczył brwi, spojrzał najpierw na Sakaiego, potem na Suvę.
— Nie mamy… Może zdołalibyśmy odebrać jednokierunkowy przekaz?
— Nawet skondensowany mikroprzekaz okaże się zbyt ryzykowny — odparła Suva, spoglądając na Geary’ego z rosnącą nieustępliwością. — Nadal nie rozumiem, czemu miałoby to służyć.
— Sądzę, że powinniśmy wiedzieć, co robi flota, podczas gdy my tutaj rozmawiamy — wyjaśnił John. — Na przykład czy posłuchała mojego rozkazu pozostania na miejscu.
— To byłoby wskazane — wtrącił Sakai. — Z doświadczenia wiem, że należy słuchać rad admirała.
— Black Jack… — zaczęła Suva.
— …nie jest bogiem i doskonale zdaje sobie z tego sprawę — przerwał jej Sakai. — Zna też swoje ograniczenia. Nie możemy więc zakładać, że to, czego chce, musi się koniecznie wydarzyć.
Navarro popatrzył na Geary’ego, potem na Sakaiego. Z tym drugim porozumiał się bez słów.
— Dobrze. Ściągnij nam ostatnie transmisje i uaktualnienia sytuacji — nakazał Suvie, a ta natychmiast skupiła wzrok na komunikatorze i wprowadziła do niego kilka komend.
Wyświetlacz ożył, gdy na jego boku pojawił się ciąg nagłówków priorytetowych wiadomości. Po chwili wszystko znowu zamarło, gdy zabezpieczenia przerwały transmisję. Oczy zebranych zwróciły się w stronę ekranu, na którym widać było mrowie wektorów oznaczających ruchy jednostek schodzących z wyznaczonych orbit i kierujących się na stację Ambaru. Leciały w jej kierunku nie tylko krążowniki i niszczyciele, ale także sporo potężnych liniowców i pancerników.
Geary odczytywał nazwy zbliżających się okrętów. „Znamienity”, oczywiście, kapitan Badaya był najbardziej prawdopodobnym prowodyrem w tej sytuacji. Za to reakcja kapitana Parra z „Niesamowitego” była dla niego całkowitym zaskoczeniem, wszystko jednak wskazywało na to, że właśnie on pierwszy poszedł w ślady Badayi. W ich kierunku zmierzały także „Zajadły” oraz „Niepohamowany”. Nowy „Niezwyciężony” opuścił zajmowaną pozycję, jakby nie zamierzał porzucić pozostałych dwóch jednostek swojego dywizjonu. Leciał jednak bardzo wolno, jak gdyby jego załoga chciała zarazem wykonać ostatnie polecenia Geary’ego i podążyć śladem towarzyszy walki. Trudno więc było wyrokować w tej chwili, która koncepcja zwycięży ostatecznie.
Prawdziwym szokiem dla niego była reakcja pancernika „Dreadnaught”. Dlaczego jego krewniaczka zdecydowała się nie usłuchać rozkazu pozostania na zajmowanej orbicie? Jane zrobiła na nim spore wrażenie, była zdecydowana i odpowiedzialna, wróżył jej świetlaną karierę na stanowiskach dowódczych, ale w tym momencie w kierunku stacji mknął nie tylko jej okręt, lecz też „Niezawodny” oraz „Zdobywca”. Ich wyruszenie musiało przekonać do działania załogi „Rycerskiego”, „Nieposkromionego”, „Chwalebnego” i „Imponującego”. Siedem pancerników, z których każdy był w stanie roznieść stację Ambaru na strzępy, leciało w jej kierunku.
Wokół nich roiło się od niszczycieli oraz ciężkich i lekkich krążowników. Mniejsze jednostki zbliżały się albo pojedynczo, albo całymi dywizjonami i eskadrami.
Część okrętów pozostała jednak na wyznaczonych pozycjach. Przede wszystkim „Nieulękły” i towarzyszące mu „Śmiały” i „Zwycięski”. Nie ruszył się z miejsca także dywizjon dowodzony przez kapitana Tuleva, czyli „Lewiatan”, „Smok”, „Nieugięty” i „Waleczny”. Kapitan Duellos też trzymał twardą ręką „Inspirację”, „Znakomitego” i „Wspaniałego”. Ku zaskoczeniu Geary’ego kapitan Armus powstrzymał od działania „Kolosa” i jego bliźniacze jednostki. Chociaż jeśli dobrze się zastanowić, Armus nigdy nie był zbyt lotny i potrzebował wiele czasu na podjęcie jakiejkolwiek inicjatywy, niemniej jego opieszałość z pewnością ostudziła zapał stacjonujących w pobliżu pancerników i jednostek eskorty.
Najbardziej zaś zaskakujące wydało się Geary’emu zachowanie załogi „Oriona”, pechowego okrętu, który chyba jeszcze nigdy nie postąpił zgodnie z instrukcjami głównodowodzącego. Tymczasem teraz tkwił nadal na wyznaczonej orbicie.
Siły obronne w całym systemie, na planetach, księżycach i na samej stacji Ambaru, zostały postawione w stan gotowości bojowej. Aktywowano osłony energetyczne i uaktywniono systemy uzbrojenia. Na szczęście nikt nie otworzył jeszcze ognia do zbuntowanych okrętów.
Nie było aż tak źle, jak można by się spodziewać, ale wystarczająco tragicznie. Wystarczy jeden przypadkowy strzał, by wybuchła wojna domowa.