Charban tymczasem spojrzał na ekspertkę w taki sposób, jakby mu coś uświadomiła. Otworzył usta, jak gdyby chciał coś dodać, ale zaraz je zamknął jak ktoś, kto nagle głęboko się zamyśla.
— Gdybym miał się dowiedzieć tylko jednej rzeczy o nich — wtrącił Badaya — chciałbym poznać, czym się kierują przy rozmieszczaniu wrót hipernetowych. Teorię, że wrota stanowią ostateczną linię obrony mogącą unicestwić najeźdźców, zdawały się potwierdzać pierwsze z odwiedzanych systemów, ale dlaczego spotykamy je także w głębi ich terytoriów? I dlaczego ciągle na nie trafiamy, mimo iż omijamy tyle gwiazd?
Odpowiedział mu komandor Neeson.
— Chyba znam wytłumaczenie tego fenomenu. — Wskazał palcem na wyświetlacz. — Jeśli spojrzymy na problem z trójwymiarowej perspektywy, nanosząc na tę mapę trasę naszego przelotu, słowa kapitana Badayi nabiorą sensu. Rozmieszczenie wrót wygląda na przypadkowe. Ale tu nie chodzi tylko o wrota. Systemy w nie wyposażone mają także o wiele bardziej rozbudowane struktury obrony. Dlatego spróbowałem przeanalizować dane pod zupełnie innym kątem. — Trójwymiarową mapę zastąpiła dwuwymiarowa grafika. — Pozioma oś wyznacza odległość od granic przestrzeni Obcych, pionowa liczbę instalacji obronnych, które widzieliśmy. W pierwszym z odwiedzanych systemów było ich wiele, zgodnie z naszymi przewidywaniami. To ich granica z ludzkością… — Neeson wskazał szczytową fazę wykresu przy samej osi. — Potem ich liczba malała, także zgodnie z naszymi przewidywaniami. Enigmów nie stać na fortyfikowanie wszystkich systemów, więc skupiają wysiłki na zabezpieczeniu granic. — Komandor wskazał kolejny szczyt na wykresie. — Tutaj jednak trafiliśmy na dwa kolejne systemy z rozbudowanym systemem obrony. Sąsiadowały ze sobą, jeśli można tak powiedzieć w wypadku połączeń nadprzestrzennych. Potem mamy kilka systemów bez dostępu do hipernetu i znowu docieramy do wyposażonych we wrota. Proszę zwrócić uwagę, że te dwa także są ze sobą połączone studnią grawitacyjną.
Tulev pierwszy skomentował jego wywód:
— Linie obrony? Jeśli tak, to nadal nie dostrzegam sensu w ich rozmieszczeniu. Po co im fortyfikacje tak daleko od granic?
— Daleko od granic z nami — poprawił go Neeson. — Traktujemy problem, jakby Enigmowie byli jednością. Odwróćmy problem, załóżmy, że patrzymy teraz na naszą, czyli zajętą przez ludzkość przestrzeń. Jak zinterpretowalibyśmy fortyfikacje stojące naprzeciw siebie? Jak zwiadowcy Enigmów mogliby zinterpretować granicę pomiędzy Sojuszem a Światami Syndykatu?
— Oni także są podzieleni! — Geary o mały włos pacnąłby się dłonią w czoło.
— Wewnętrzna granica — Tulev także przyjął to wytłumaczenie — oddzielająca ich od innych przedstawicieli tej samej rasy. Enigmowie są podzieleni jak my. A nawet bardziej niż my, sądząc po liczbie tych linii obrony.
— Dlaczego w ogóle przyjęliśmy założenie, że muszą stanowić monolit? — zapytała generał Carabali. — Dopiero kiedy o tym wspomniano, zdałam sobie sprawę, że ja także tak o nich dotąd myślałam.
— Pewnie dlatego, że tak mało o nich wiemy — stwierdził Neeson. — Musimy wypełnić jeszcze wiele białych plam, i to naprawdę dużych. Na razie opieramy się w większości na przypuszczeniach. Założenie, że Enigmowie stanowią monolityczną rasę, wszystko upraszczało. Nic dziwnego, że przyjęliśmy taki punkt widzenia.
Generał Charban pokiwał głową.
— Upraszczało także na płaszczyźnie emocjonalnej. Ten wróg. Ta obca rasa. Zdaje się, admirale, że pański podwładny dokonał niezwykle istotnego odkrycia. Którego w trójwymiarowej projekcji nie sposób dostrzec, ale wydaje się oczywiste, gdy spojrzeć z właściwej perspektywy. Może udałoby nam się wykorzystać te wewnętrzne podziały wśród Obcych?
Duellos westchnął.
— Gdybyż to było takie proste… Nie wiem, czy pan zauważył, że liczba okrętów lecących za nami rośnie nieustannie. Nie widzieliśmy niczego niezwykłego w tym, że Obcy ściągają posiłki z każdego mijanego systemu, ponieważ byłoby to całkiem normalne, gdybyśmy mieli do czynienia ze zjednoczoną rasą. Niemniej w razie podziałów powinniśmy być raczej świadkami odłączania się poszczególnych eskadr. Nic podobnego nie miało jednak miejsca. Po każdym skoku ściga nas więcej okrętów. To może oznaczać, że mimo wewnętrznych podziałów są w stanie jednoczyć się przeciw nam.
— Co akurat nie powinno wydawać się szokujące — dodała Bradamont. — Flota Sojuszu broniła przecież systemu należącego do Światów Syndykatu przed inwazją Obcych. W obliczu zewnętrznego zagrożenia stanęliśmy ramię w ramię z ludźmi, których w innych warunkach nigdy byśmy nie wspierali. Enigmowie mogą się nienawidzić, mogą z sobą walczyć, ale zawsze się zjednoczą, by walczyć przeciw nam.
Charban kręcił głową, mars na jego czole pogłębiał się z każdym słowem Duellosa i Bradamont.
— Kiedy stanęliście naprzeciw Obcych na Midway, nie byli w stanie zrozumieć, dlaczego bronicie syndyckiego systemu. Jakby nie potrafili pojąć, że dawni wrogowie mogą współpracować.
— Ale jak widać, sami współpracują przeciw nam — przypomniał mu Geary. — Zatem ten koncept nie mógł być dla nich tak całkiem… obcy.
— Zakładali także, że my, czyli Sojusz i Syndycy, jesteśmy zdolni do zniszczenia siebie wzajemnie poprzez doprowadzenie do implozji wrót hipernetowych, ponieważ walczymy ze sobą — dodała Carabali. — Jak na razie jednak nie znaleźliśmy dowodów na to, że oni wykorzystywali wrota do podobnych celów.
— Spodziewali się po ludzkości najgorszego — stwierdził komandor Shen bardzo wyważonym tonem, który zupełnie nie pasował do jego gniewnego oblicza. — Czy to nie dowód pewnego uprzedzenia? Rezultat myślenia o nas jako o gorszej rasie? A może opierali swoje oceny na kontaktach z władcami Światów Syndykatu?
Neeson zmienił tryb pracy wyświetlacza, włączając ponownie trójwymiarowy hologram sektora.
— Może przyjęli po prostu założenie, że jesteśmy od nich odmienni, i to pod każdym względem. My zakładaliśmy, że oni są monolitem. Dlaczego? Ponieważ uważaliśmy, że powinni się diametralnie różnić od nas, a skoro ludzie mieli tak wielkie problemy z dogadaniem się między sobą…
— …Obcy powinni stanowić jedną wielką, choć nieco paranoiczną rodzinę — dokończył Duellos. — Tak. Wysuwanie jakichkolwiek przypuszczeń na ich temat może być niebezpieczne, niemniej jedno wydaje się pewne: próbowali patrzeć na nas przez pryzmat swoich doświadczeń. Obserwowali przebieg wojny między nami i Syndykami, całkowity brak hamulców i ogrom ofiar wieszczące niemożność jej zakończenia. To mogło prowadzić do wniosków, że podzielona ludzkość nigdy nie będzie ze sobą współpracować. W przeciwieństwie do nich, ponieważ oni, mimo licznych frakcji, są lepsi i rozumniejsi od tych dziwacznych stworzeń nazywających siebie ludźmi.
Geary wbił wzrok w holograficzną mapę systemu gwiezdnego.
— Może robimy dokładnie to, czego nie powinniśmy? Wkraczając na terytoria Obcych, jednoczymy ich przeciw najeźdźcom. Flota Enigmów, która zaatakowała Midway, była o wiele potężniejsza od sił, jakie spotykamy podczas tej misji. To by mogło wskazywać, że mieliśmy tam do czynienia z koalicją albo sojuszem różnych frakcji. Niepowodzenie tamtej wyprawy mogło doprowadzić do zerwania kruchego porozumienia, a my teraz ponownie je cementujemy.
— Jeśli współpracowali wcześniej przeciw nam — zauważył Duellos — to prędzej czy później znowu by się zjednoczyli. Bez względu na to, czy ta flota naruszyłaby ich przestrzeń.
Badaya zaśmiał się głośno.
— Jak możemy poznać przyczyny ich podziału, skoro nie chcą z nami rozmawiać? Przecież oni naprawdę różnią się od ludzi! Gdyby flota Enigmów najechała nasze terytoria, z pewnością znalazłby się ktoś próbujący z nimi negocjować. Pojedyncze osoby albo całe społeczności. Na przykład wszyscy ci krótkowzroczni politycy pragnący ocalić własne dupska. Poddajemy się, nie krzywdźcie nas! — przedrzeźniał ich. — Możemy się dogadać? Potrzebujecie czegoś? Macie czym zapłacić? Nienawidzę tamtych ludzi, może więc zjednoczymy siły? Enigmowie otrzymaliby tyle propozycji, że nie wiedzieliby, od czego mają zacząć!