Geary skupił się, próbując odegnać strach i znaleźć jakiś sposób na pokonanie hordy napastników. Nie znalazł jednak żadnego. Ponad dziewięćset jednostek siedziało mu na karku, pędząc z niewyobrażalną prędkością. Zazwyczaj miał sporo czasu na przemyślenie sytuacji i dokonanie analizy danych, zanim podejmował decyzje. Teraz nie dysponował ani danymi, ani czasem.
— Mamy w ogóle jakąś przewagę nad nimi?
— Dysponujemy o wiele większą siłą ognia — odpowiedziała natychmiast Desjani. — A teraz, kiedy oddalamy się z maksymalnym przyspieszeniem, tempo starcia z goniącymi nas jednostkami będzie o wiele wolniejsze. To oznacza, że przejście ogniowe może trwać nawet kilka minut zamiast milisekund. Będziemy mieli mnóstwo czasu, by ich rozwalić. Z drugiej strony jedno trafienie piekielną lancą zapewne nie zniszczy tak dużych jednostek. Będzie trzeba kilku symultanicznych trafień, a mamy tyle nadlatujących celów, że wyrzutnie będą musiały strzelać nieprzerwanie aż do wyczerpania amunicji. Niestety nasze systemy nie są przystosowane do takiego prowadzenia ognia.
— Przecież wiem! — Dlaczego ona gada o tak oczywistych rzeczach, kiedy on potrzebuje konkretnych odpowiedzi? No dobrze, może nie wiedział tego wszystkiego, ale i tak by do tego doszedł. Zbyt ostro ją potraktował, widział to po zdziwionym spojrzeniu, jakie mu posłała.
Wbiwszy wzrok w wyświetlacze, zajęła się przygotowaniem okrętu do walki, ignorując go całkowicie.
Szlag. Jeszcze mi brakowało problemów osobistych. Dlaczego zrobiła się taka drażliwa właśnie teraz? Jest najlepszym dowódcą okrętu, jakiego znam, i jeśli na tym pokładzie znajduje się ktoś, kto mógłby nas wykaraskać z tej sytuacji, to właśnie ona, aczkolwiek jak ją znam, wolałaby zaszarżować na nich….
Umysł Geary’ego zamarł, próbując wyłuskać myśl, której o mało nie przeoczył w tym wirze irytacji i żalu. Szarża…
— Taniu.
— Słucham, sir?
— Nie wiemy jeszcze, jak zwrotne są te jednostki, mamy jednak pojęcie o ich maksymalnej prędkości, ponieważ musiały iść pełnym ciągiem, by nas dogonić. To daje nam szansę na przejęcie inicjatywy podczas starcia, jeśli zdołamy skoordynować idealnie nasze manewry.
Nadal przyglądała mu się z niechęcią, ale sądząc po minie, zaczynała rozumieć.
— Powinni zwolnić, by ich systemy namierzania mogły prowadzić celniejszy ogień, no i żeby nie wyczerpać całkowicie paliw ogniowych, na wypadek gdyby doszło potem do dłuższego pościgu, ale moim zdaniem dadzą z siebie wszystko. — Desjani zmrużyła oczy, gdy spoglądała na wyświetlacze, jakby już ustawiała celowniki wyrzutni. Wydała rozkazy wachtowym, nie odrywając wzroku od ekranów. — Chcę, abyście spojrzeli uważnie na dane z sensorów. Mam odczyty mówiące o tym, że czujniki nie wykryły żadnej broni na pokładach tych jednostek. Chcę wiedzieć, co wy widzicie.
Przez chwilę panowała niczym nie zmącona cisza, podoficerowie i marynarze wpatrzyli się w ekrany, na których mogli się przyjrzeć jednostkom zarejestrowanym przez sensory floty. W końcu jeden z poruczników odezwał się nieśmiało:
— Kapitanie, może oni używają zupełnie innych technologii, ale na moje oko nie ma na ich poszyciu żadnych luków ani otworów. Nie widzę też baterii zewnętrznych ani innych pokryw, które można by otworzyć, żeby odpalić pociski. To lite poszycie.
— To pociski — poprawiła go Castries. — Wielkie pociski.
Desjani powiodła wzrokiem po pozostałych, ale ci tylko kiwali głowami, potwierdzając tę opinię.
— Zatem możemy przyjąć, że mamy do czynienia nie z uzbrojonymi jednostkami, ale z bronią. Zatem jest jeszcze jedna dobra strona tej sytuacji. To my możemy wybrać moment starcia. Ale zanudzam cię chyba, na pewno sam już zdążyłeś się tego domyślić.
— Przepraszam. Ta sytuacja przybiła mnie trochę…
— Jeśli „Nieulękły” zostanie zniszczony, zginiemy oboje, admirale. Co pan zamierza zrobić?
Geary postanowił odpowiedzieć krótko i rzeczowo.
— Skoncentruję flotę, nakazując sekwencyjne hamowanie każdemu typowi jednostek.
— Tworząc tym samym o wiele łatwiejszy cel dla tych obcych jednostek. To dość nietypowe podejście do sprawy, przyznaję. Sekwencyjne skoncentrowanie sił…? — zamilkła na moment zatopiona w myślach, a potem jej palce zaczęły nagle tańczyć na klawiaturze. — Już wiem, o czym pan myśli. To nie będzie wyglądało zbyt dobrze, ale może zadziałać i jest lepsze od wszystkiego, co sama zdołałam wymyślić.
— Zlinkuj mnie ze swoim stanowiskiem, razem zrobimy to szybciej.
Przez kilka długich minut Geary pracował razem z Desjani na paru wyświetlaczach równocześnie, ustalając manewry dla każdej jednostki z osobna, a systemy manewrowe automatycznie przekształcały jego polecenia w rozkazy skrętu, przyspieszenia, hamowania, dbając o to, by nie doszło do kolizji, gdy taka masa jednostek znajdzie się w tym samym punkcie przestrzeni. Tego rodzaju zadanie zajęłoby ludziom tygodnie pracy, ale wydajne systemy komputerowe, jakimi dysponowała flota, podawały rozwiązania w ułamku sekundy, realizując zadania stawiane przed nimi przez Geary’ego i Desjani.
Każdy system jednak, nawet najlepszy, popełniał od czasu do czasu błąd, choćby niewielki. Gdyby ludzie mieli wystarczającą ilość czasu, zdołaliby wychwycić takie usterki, sprawdzając kolejne symulacje manewru. Teraz jednak nie mieli na to szans. Mogli tylko liczyć, że błędy będą marginalne i nie okażą się krytyczne dla całości operacji. Dwie jednostki zmierzające w to samo miejsce w tym samym czasie równały się chmurze rozżarzonej plazmy i natychmiastowej śmierci wszystkich ludzi znajdujących się na ich pokładach.
— Trzeba będzie zezwolić większości okrętów na niezależne działanie, gdy obce jednostki zbliżą się jeszcze bardziej — ostrzegła go Desjani. — To może przekraczać zdolności obliczeniowe systemów manewrowych i w rezultacie nie da się przewidzieć wejścia na kurs kolizyjny z sąsiednimi jednostkami.
— A mamy inne wyjście?
— Nie. O czym doskonale wiesz.
Mimo że miał na karku dziewięćset obcych jednostek, nie potrafił zignorować tej uszczypliwej uwagi.
— Owszem. Ale nie przestawaj informować mnie o tym, co już wiem.
— Zastanowię się nad tym. To chyba najlepszy plan, jaki mogliśmy opracować w tak krótkim czasie.
Ale on i tak przyglądał się temu wszystkiemu krytycznym okiem, zaniepokojony koniecznością zaprogramowania setek odmiennych kursów dla jednostek, które znajdą się tak blisko siebie, że wektory ich lotu przypominały splątany warkocz, gdy widział je na wyświetlaczu. Zegar widoczny w rogu ekranu wskazywał, że do wykonania tego manewru pozostały zaledwie dwie minuty, potem będzie za późno na sformowanie nowego szyku i cały plan obrony legnie w gruzach. Zmówiwszy pod nosem modlitwę do przodków, Geary zatwierdził rozkazy i rozesłał je do wszystkich okrętów, w tym do jednostek pomocniczych i transportowców.
— Do wszystkich jednostek. Mówi admirał Geary. Wysłałem wam rozkazy indywidualnych manewrów. Dotychczasowe próby skomunikowania się z mieszkańcami tego systemu spełzły na niczym, wszystko wskazuje, że ich flota, która nas ściga, zamierza przeprowadzić frontalny atak. Będziemy z nią walczyć i zniszczymy każdą jednostkę, która nam zagrozi. Gdy wykonamy pierwszą część zadania, niszcząc tyle okrętów przeciwnika, ile zdołamy, otrzymacie kolejny zestaw rozkazów, które zezwolą wam na bardziej samodzielne reagowanie na ruchy wroga… — Przez moment miał ochotę dodać coś głupiego w stylu „postarajcie się nie zderzyć z innymi jednostkami”, ale zdołał się w porę pohamować. — Po zakończeniu bitwy utworzymy nowy szyk. — Zakładając, rzecz jasna, że przetrwa nas tylu, by było z czego go tworzyć, dodał w duchu. Muszę powiedzieć coś jeszcze. Szykujemy się do naprawdę ciężkiej bitwy. Oni powinni usłyszeć, że oczekuję zwycięstwa mimo tak marnych szans. — Pokażcie mieszkańcom tego systemu, kimkolwiek są, że zadzieranie z flotą Sojuszu jest poważnym błędem. Na honor przodków. Mówił admirał Geary. Bez odbioru.