Выбрать главу

Wepchnąłem list do kieszeni, uśmiechając się nad talerzem płatków owsianych.

Kiedy następnego popołudnia szedłem w górę strumienia, padała gęsta mżawka. Byłem w wąwozie wcześniej niż October, czekałem więc na niego, a krople wody znalazły jakoś drogę do mojej szyi. Tak jak poprzednio October zszedł ze wzgórza razem ze swoim psem, mówiąc mi, że samochód zaparkował wyżej, na rzadko uczęszczanej drodze.

– Ale jeżeli może pan wytrzymać deszcz, to lepiej porozmawiajmy tutaj, bo jak nas ktoś zobaczy razem w samochodzie, zacznie się zastanawiać…

– Mogę wytrzymać deszcz – zapewniłem, uśmiechając się.

– W porządku, jak panu idzie?

Powiedziałem mu, co myślę o nowym koniu Becketta i możliwościach, jakie ten wspaniały koń mi stwarza. October skinął głową.

– W czasie wojny Roddy Beckett wsławił się szybkością i dokładnością dostarczania dostaw. Nikt nie dostał nigdy niewłaściwej amunicji ani samych lewych butów, kiedy on się tym zajmował.

– Zasiałem tu i ówdzie ziarna zwątpienia w moją uczciwość, ale więcej uda mi się zrobić w tym tygodniu w Bristolu, a także podczas następnego weekendu w Burndale. Jadę tam w niedzielę grać w strzałki.

– Tam były liczne przypadki dopingu – powiedział October w zamyśleniu – może pan tam coś złapać.

– To byłoby bardzo dobrze…

– Czy księgi koni przydały się? Czy zastanawiał się pan jeszcze nad tą jedenastką koni?

– Myślałem prawie wyłącznie o tym. I wydaje mi się możliwe, choć jest to tylko minimalna szansa, że będzie pan mógł przeprowadzić badania dopingowe następnego konia z tej serii, zanim wystartuje do biegu. To znaczy, zakładając, że będzie następny koń w tej serii… a chyba raczej będzie, skoro udawało im się to tak długo.

October patrzył na mnie wyraźnie podniecony, a deszcz spływał z wywiniętego na dół ronda jego kapelusza.

– Odkrył pan coś?

– Nie, w zasadzie nic. To jedynie statystyczna wskazówka. Ale myślę, że następny koń wygra w czasie aukcyjnych biegów w Helso, Sedgefield, Ludlow, Stafford czy Haydock… – Tu wytłumaczyłem, dlaczego tak przypuszczam. – Można będzie zorganizować pobranie próbki śliny od wszystkich koni przed wszystkimi biegami na tych torach połączonymi z aukcją. Nie będzie to więcej jak jeden bieg na każdym dwudniowym spotkaniu. Można nawet spokojnie próbki te wyrzucić po biegu, bez ponoszenia kosztów ich analizy, jeżeli… no, jeżeli w talii nie będzie żadnego dżokera.

– To dość wygórowane żądanie, ale nie widzę powodu, dla którego nie miałoby być spełnione, jeżeli ma czegoś dowieść.

– Analitycy mogą znaleźć w wynikach badań coś interesującego.

– Tak, a nawet jeśli nie, to dla nas będzie to ogromnym krokiem naprzód, że pierwsi szukamy dżokera, zamiast po prostu dać się zaskoczyć, kiedy się pojawi. Dlaczego, do diabła… – Pokręcił głową. -…nie pomyśleliśmy o tym już dawno? To wydaje się takie oczywiste, teraz, kiedy pan już to zaproponował.

– Myślę, że po prostu jestem pierwszą osobą, która dostała do ręki od razu wszystkie istniejące informacje i świadomie poszukiwała łączącego je czynnika. Wydaje się, że wszyscy inni działali jakby od przeciwnego końca, to znaczy próbowali w każdym przypadku osobno dowiedzieć się, kto miał dostęp do konia, kto go karmił, kto siodłał itd.

October pokiwał głową z ponurą miną.

– I jeszcze coś. Ci z laboratorium podsunęli, że ponieważ nie mogą znaleźć śladów dopingu, trzeba szukać czegoś mechanicznego… Nie wie pan, czy skóry koni były badane równie dokładnie jak dżokeje i ich ekwipunek? Któregoś wieczoru uświadomiłem sobie, że mógłbym z całą pewnością trafić strzałką w bok konia, więc każdy dobry strzelec może umieścić tam kulkę śrutu. A to ukłuje jak żądło… wystarczy, żeby każdego konia zmusić do przyspieszenia tempa.

– O ile wiem, żaden z koni nie miał takich śladów, ale upewnię się. Aha, pytałem w laboratorium, czy organizm konia może przerobić narkotyk w jakąś neutralną substancję, i powiedzieli mi, że to niemożliwe.

– To w każdym razie wyjaśnia pewne sprawy.

– Tak… – October zagwizdał na psa, który zwiedzał właśnie oddaloną część wąwozu. – Po następnym tygodniu, kiedy wróci pan z Burndale, będziemy się tu spotykać co niedzielę o tej porze, żeby omówić postępy. Będzie pan wiedział, kiedy nie spędzam tu weekendu, jeśli nie będzie mnie na sobotnich galopach. A propos, pana mistrzostwo wyraźnie rzucało się w oczy wczoraj na treningu. A chyba ustaliliśmy, że nie będzie pan robił zbyt dobrego wrażenia. Do tego jeszcze – dodał uśmiechając się blado – Inskip twierdzi, że jest pan bystrym i sumiennym pracownikiem.

– Do diabła, jeśli nie będę uważał, dostanę dobre referencje!

– Jeszcze jakie – zgodził się October, naśladując mój akcent. – Jak się panu podoba praca chłopca stajennego?

– Nie jest pozbawiona przyjemności… pana córki są bardzo piękne.

October uśmiechnął się.

– Tak. I dziękuję, że pan pomógł Elinor. Powiedziała, że był pan bardzo uprzejmy.

– Nic nie zrobiłem.

– Patty jest dość niesforna – powiedział w zamyśleniu. – Chciałbym, żeby zdecydowała, co ma zamiar robić. Dobrze wie, że nie życzę sobie, by dalej prowadziła ten tryb życia, niekończące się przyjęcia, chodzenie spać o świcie… no, ale to nie pański kłopot, panie Roke.

Jak zwykle ucisnęliśmy sobie ręce i October oddalił się ciężkim krokiem pod górę. Kiedy schodziłem w dół, ciągle jeszcze padała gęsta mżawka.

Sparking Plug dobrze zniósł czterystukilometrową podróż na południe, w której mu towarzyszyłem. Tor wyścigowy był za miastem, a jak mi powiedział kierowca furgonu w czasie obiadu, na który zatrzymaliśmy się po drodze, stajnie zostały całkowicie odbudowane po pożarze.

Niewątpliwie boksy w stajni były wygodne i czyste, ale stajenni rozpływali się w zachwytach nad nowymi pomieszczeniami hotelowymi. Hotel dla mnie także był zaskoczeniem. Składał się z pokoju rekreacyjnego i dwóch sypialni po trzydzieści łóżek, zasłanych czystą pościelą i puszystymi niebieskimi kocami. Nad każdym łóżkiem była nocna lampka, poliwinylowa wykładzina na podłodze, centralne ogrzewanie pod podłogą, nowoczesne prysznice w umywalni i suszarnia na mokre rzeczy. Całość była jasna i przytulna, a rozwiązania kolorystyczne zdradzały rękę profesjonalisty.

– Kurczę, jesteśmy w jakimś cholernym Hiltonie – powiedział jeden ze stajennych, zatrzymując się obok mnie w drzwiach sypialni. Po chwili położył swą płócienną torbę na jednym z wolnych łóżek.

– Nie widziałeś nawet połowy – wtrącił kościsty, długoręki chłopak w zniszczonym niebieskim golfie. – Na końcu korytarza jest cholernie wielka świetlica z porządnymi krzesłami, telewizją, stołem pingpongowym i w ogóle.

Włączyły się także inne głosy.

– Tu jest tak jak w Newbury.

– Co najmniej.

– Uważam, że lepiej niż w Ascot. Wiele głów przytaknęło.

– W Ascot są piętrowe łóżka, nie tak jak tu.

Domy noclegowe w Newbury i Ascot były, jak się zdaje, najwygodniejsze ze wszystkich.

– Można by przypuszczać, że szefowie nagle zorientowali się, że też jesteśmy ludźmi – powiedział chłopiec o ostrych rysach i wojowniczym, nieprzyjemnie skrzeczącym głosie.

– Daleko to odbiega od zapchlonych domów noclegowych z dawnych czasów – przytaknął niewielki wysuszony mężczyzna w średnim wieku, którego twarz wyglądała jak wyciśnięte jabłko. – Ale mówił mi jeden gość, że w Ameryce stajenni zawsze mają tak dobrze.