Выбрать главу

– Halo, Danny.

– Dzień dobry, panienko.

– Widziałam cię z okna.

Odwróciłem się zaskoczony, byłem bowiem przekonany, że dom Octobra jest kompletnie ukryty za drzewami, ale okazało się, że jeden kamienny róg i okno widoczne jest wśród bezlistnych gałęzi. Było to jednak bardzo daleko. Jeżeli Patty rozpoznała mnie z tej odległości, to musiała używać lornetki.

– Wyglądałeś trochę samotnie, więc przyszłam z tobą porozmawiać.

– Dziękuję, panienko.

– Tak naprawdę – powiedziała przymykając oczy – to reszta rodziny przyjedzie tutaj dopiero wieczorem, nie mam nic do roboty w tej całej stodole zupełnie sama, i nudziło mi się. Pomyślałam więc, że przyjdę porozmawiać z tobą.

– Rozumiem. – Oparłem się na szczotce, patrząc na jej ładną twarz i myśląc o tym, że wyraz jej oczu był zbyt dojrzały jak na jej wiek.

– Zimno tu trochę, nie uważasz? Chciałabym porozmawiać z tobą o czymś… Czy nie moglibyśmy schronić się za jakimiś drzwiami? – Nie czekając na moją odpowiedź poszła w stronę rzeczonych drzwi, które były akurat drzwiami do stodoły, i weszła do środka.

Ruszyłem za nią, opierając po drodze szczotkę o framugę.

– Słucham, panienko.

W stodole panował półmrok.

Wydawało się, że jednak rozmowa nie była jej głównym celem.

Zarzuciła mi ręce na szyję i ofiarowała usta do pocałunku. Pochyliłem się i pocałowałem ją. Córka Octobra na pewno nie była dziewicą, całowała i językiem, i zębami, a brzuch jej poruszał się rytmicznie. Moje mięśnie zamieniły się w węzły. Pachniała słodko świeżym mydłem, znacznie bardziej niewinnie, niż się zachowywała.

– No… to w porządku – rzekła z chichotem, puszczając mnie i kierując się w stronę bel siana, które zajmowały połowę wnętrza stodoły. – Chodź – dodała przez ramię, wspinając się na siano.

Wolno szedłem za nią. Kiedy dotarłem na szczyt, usiadłem patrząc na zasypaną sianem podłogę stodoły ze szczotką, kubłem i widoczną przez otwarte drzwi derką, na którą padało słońce. Szczyt bel siana był ukochanym miejscem zabaw Philipa przez całe lata dzieciństwa… To była dobra pora, żeby pomyśleć o mojej rodzinie.

Patty leżała na plecach o kilka kroków ode mnie. Oczy miała błyszczące, a na półotwartych ustach igrał dziwny uśmieszek. Powoli, wytrzymując mój wzrok, rozpięła srebrne guziki sukienki od góry aż do miejsca poniżej pasa. Potem poruszyła się lekko i suknia opadła na siano. Nie miała absolutnie nic pod spodem.

Spojrzałem na jej ciało, szczupłe, perłoworóżowe i bardzo podniecające. Patty przebiegł dreszcz oczekiwania.

Zerknąłem na jej twarz. Oczy miała duże i ciemne, a dziwny sposób, w jaki się uśmiechała, nagle wydał mi się na pół płochliwy, na pół łakomy i całkowicie grzeszny. Nagle zobaczyłem siebie takim, jakiego musiała widzieć Patty, jakiego widziałem ja w długim lustrze w londyńskim domu Octobra; ciemnowłosy, zarozumiały stajenny, z oznakami nieuczciwości i dość bliskiej znajomości brudów.

Wtedy zrozumiałem jej uśmiech.

Obróciłem się w miejscu i poczułem przypływ gniewu i wstydu. – Proszę założyć sukienkę.

– Dlaczego? Czyżbyś był impotentem, chłopczyku Danny?

– Proszę włożyć sukienkę – powtórzyłem. – Przedstawienie skończone.

Ześliznąłem się ze sterty siana, przeszedłem przez stodołę i wyszedłem na podwórze, nie oglądając się za siebie. Łapiąc szczotkę i klnąc cicho, wyładowywałem całą złość na siebie w czyszczeniu derki, aż zabolały mnie ramiona.

Po chwili zobaczyłem Patty (w zapiętej zielonej sukni) wychodzącą powoli ze stodoły z sianem; rozejrzała się dookoła i podeszła do kałuży błota w rogu betonowego podwórza. Starannie ubłociła buty, po czym z dziecinną zawziętością przemaszerowała przez derkę, którą właśnie wyczyściłem, wycierając starannie całe błoto na środku.

Kiedy spojrzała na mnie, miała szeroko otwarte oczy i twarz pozbawioną wyrazu.

– Będziesz tego żałował, Danny, chłopcze – powiedziała po prostu i bez pośpiechu przeszła przez podwórze, a węzeł kasztanowatych włosów kołysał się na tle zielonej sukni.

Znowu wyczyściłem derkę. Dlaczego pocałowałem Patty? Dlaczego, wiedząc o niej wszystko po tym pocałunku, poszedłem za nią na górę? Czemu byłem takim głupim, łatwo się podniecającym, pożądliwym osłem? Naprawdę pogardzałem sobą.

Nie trzeba przecież koniecznie przyjmować zaproszenia na obiad, nawet jeśli odczuwa się głód. Ale skoro się przyjmuje, nie należy tak brutalnie odpychać tego, co zostało ofiarowane. Patty miała pełne prawo być zła.

Ja natomiast miałem wszelkie powody do zmieszania. Przez dziewięć lat byłem ojcem dla dwóch dziewcząt, z których jedna była niemal w wieku Patty. Kiedy były małe, uczyłem je, by nigdy nie korzystały z samochodów nieznajomych, a kiedy były starsze – jak mają unikać bardziej subtelnych pułapek. I oto znalazłem się – co do tego nie było najmniejszej wątpliwości – po drugiej stronie tej ojcowskiej barykady.

Miałem okropne poczucie winy wobec Octobra, ponieważ trudno było zaprzeczyć, że miałem ochotę zrobić to, czego chciała Patty.

7

Następnego ranka na moim koniu jechała Elinor, a Patty, choć najwyraźniej zmusiła ją do tej zamiany, starannie unikała nawet spojrzenia na mnie.

Elinor, której srebrnoblond włosy przewiązane były ciemną chusteczką, z bezosobowym wdziękiem przyjęła moją pomoc przy wsiadaniu, podziękowała mi ciepło i odjechała wraz z siostrą na czele jeźdźców. Kiedy wróciliśmy po galopie, odprowadziła konia do boksu i wykonała niemal połowę prac, podczas gdy ja zajmowałem się Sparking Pługiem. Nie miałem pojęcia o tym, co robi, dopóki nie poszedłem na koniec podwórza i nie zobaczyłem jej w boksie. Było to dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo przyzwyczaiłem się już, że Patty zostawiała konia w boksie osiodłanego i w pełnej uprzęży.

– Idź po siano i wodę – powiedziała Elinor – ja skończę czyszczenie, skoro już zaczęłam.

Odniosłem na miejsce siodło i uzdę, przyniosłem siano i wodę. Elinor przeczesała jeszcze grzywę konia, ja przykryłem go derką i zapiąłem ją pod brzuchem. Elinor obserwowała mnie, kiedy porządkowałem słomę w boksie, żeby przygotować koniowi wygodne posłanie, i czekała, aż zamknę wejście do boksu.

– Dziękuję – powiedziałem. – Bardzo pani dziękuję. Uśmiechnęła się blado.

– Dla mnie to jest przyjemność. Naprawdę. Lubię konie. Zwłaszcza wyścigowe. Szczupłe, szybkie, ekscytujące.

– Tak – przyznałem.

Przeszliśmy razem przez podwórze, ona do furtki, a ja do domu stojącego obok.

– One są tak różne od tego, z czym mam do czynienia przez cały tydzień – dodała.

– A co pani robi przez cały tydzień?

– Och… studiuję. Jestem na uniwersytecie w Durham.

Nagle na jej twarzy pojawił się jakiś taki prywatny uśmiech, jakby na wspomnienie czegoś. Nie był przeznaczony dla mnie. Ktoś będący na równym poziomie towarzyskim – pomyślałem – może znaleźć u Elinor coś więcej niż tylko dobre maniery.

– To naprawdę zadziwiające, jak ty wspaniale jeździsz – powiedziała niespodziewanie. – Słyszałam, jak Inskip mówił ojcu dziś rano, że warto by załatwić dla ciebie licencję. Czy myślałeś kiedy o wyścigach?

– O tak – rzekłem z zapałem, nim zdążyłem pomyśleć.