Выбрать главу

Pana raport w sprawie Bimmo Bognora został przyjęty, ale jak pan wie, według prawa kupowanie informacji ze stajni nie jest karalne. Nie przewiduje się na razie wszczęcia postępowania, ale niektórzy trenerzy otrzymają prywatne ostrzeżenia o funkcjonowaniu systemu szpiegowskiego.

Podarłem kartkę na drobne kawałki, wrzuciłem do kosza na śmieci, wsiadłem na motocykl i poddałem go próbie na drodze Al do Catterick. Dobrze się go prowadziło, szybkość sprawiała mi przyjemność i przekonałem się, że naprawdę motor może jeszcze wyciągnąć setkę.

Tej soboty w Catterick koniuszy Humbera wyskoczył do przynęty jak pstrąg do muchy.

Inskip wystawiał dwa konie. Jednym z nich opiekował się Paddy; zauważyłem na trybunie stajennych przed rozpoczęciem drugiej gonitwy, jak niski, sprytny Irlandczyk z przejęciem rozmawiał z koniuszym Humbera. Obawiałem się, że Paddy może zmięknąć na tyle, żeby powiedzieć coś na moją korzyść, ale obawy te były płonne. Sam Paddy uspokoił mnie w tym względzie.

– Jesteś cholernym głupim gówniarzem – powiedział wodząc wzrokiem od moich rozczochranych włosów do zabłoconych butów. – Masz to, na co zasłużyłeś. Ten człowiek od Humbera pytał, dlaczego wylano cię od Inskipa, i podałem mu prawdziwą przyczynę, a nie całe to mydlenie oczu o kombinowaniu z córką hrabiego.

– Jaką prawdziwą przyczynę? – zapytałem zaskoczony. Wykrzywił pogardliwie usta.

– Co myślisz, ludzie gadają. Nie sądzisz, że trzymają zamknięte gęby, kiedy dookoła krążą takie plotki. Nie przypuszczasz, że Grits nie opowiedział mi, jak to się upiłeś w Cheltenham i ulżyłeś sobie na temat Inskipa, i o tym, co powiedziałeś w Bristolu, że chętnie pokazałbyś palcem boks w stajni, też się dowiedziałem. A z tym draniem Soupym rozumieliście się jak para złodziei. Wszyscy postawiliśmy nasze wypłaty na Sparking Pluga, a on ledwie doszedł do mety. Założyłbym się o każde pieniądze, że to twoja robota – więc powiedziałem człowiekowi Humbera, że byłby idiotą, gdyby ciebie przyjął. Jesteś plugawcem, Dan, uważam, że nie nadajesz się do żadnej stajni, i to właśnie mu powiedziałem.

– Dziękuję.

– Umiesz jeździć – dodał Paddy z niesmakiem. – To ci muszę przyznać. Ale to jest cholerne marnotrawstwo, bo nigdy już nie dostaniesz pracy w żadnej przyzwoitej stajni. To tak, jakby włożyć zgniłe jabłko do skrzynki z dobrymi.

– Czy to wszystko powiedziałeś człowiekowi Humbera?

– Powiedziałem, że nie przyjęto by cię do żadnej przyzwoitej stajni – skinął głową twierdząco. – I co do mnie, to uważam, żeś sobie na to zasłużył.

Odwrócił się do mnie plecami i odszedł.

Westchnąłem, powtarzając sobie, że powinienem być zadowolony, skoro Paddy uwierzył w mój tak czarny charakter.

Koniuszy Humbera zagadał do mnie na padoku między dwiema ostatnimi gonitwami.

– Hej, ty – odezwał się, łapiąc mnie za ramię. – Słyszałem, że szukasz pracy.

– Fakt.

– Mógłbym ci może coś załatwić. Dobra pensja, lepsza niż gdzie indziej.

– Czyja stajnia? – zapytałem. – I za ile?

– Szesnaście tygodniowo.

– Wygląda dobrze – przyznałem. – Gdzie?

– Tam, gdzie ja pracuję. U pana Humbera, w Durham.

– U Humbera – powtórzyłem kwaśno.

– Potrzebujesz roboty czy nie? Oczywiście, jeśli tak dobrze ci się powodzi, że nie musisz pracować, to co innego… – Szydził wyraźnie z mojego nędznego wyglądu.

– Potrzebuję roboty – wymamrotałem.

– No więc?

– Może nie będzie mnie chciał – powiedziałem z goryczą. – Jak inni, których mógłbym tu wymienić…

– Jeśli wstawię się za tobą, to cię weźmie. Akurat brakuje nam jednego stajennego. W następną środę będą tutaj znowu wyścigi. Powiem mu o tobie przedtem i jeśli będzie OK, będziesz mógł w środę zobaczyć się z panem Humberem i sam ci powie, czy cię przyjmie.

– A dlaczego nie zapytać go teraz?

– Nie. Poczekaj do przyszłej środy.

– Dobra – rzekłem urażony. – Jeżeli muszę.

Niemal wyobrażałem sobie tok jego myśli: w przyszłą środę będę jeszcze bardziej głodny, bardziej potrzebujący jakiejkolwiek pracy i mniej skłonny do niepokoju z powodu pogłosek o złych warunkach.

Na moją włoską wycieczkę wydałem całe 200 funtów od bukmachera, a także połowę zarobków od Inskipa (nie żałuję zresztą ani pensa), a po opłaceniu motocykla i kolejnych nędznych hoteli nie zostało mi już prawie nic z dwustu funtów od Octobra. Nie wspominał o żadnych dalszych pieniądzach na wydatki i nie miałem zamiaru go o to prosić, uznałem jednak, że resztę pieniędzy zarobionych u Inskipa mogę wydać jak mi się podoba, i w ciągu następnych trzech dni pozbyłem się ich niemal do końca na motocyklową wyprawę do Edynburga. Chodziłem po mieście, rozkoszowałem się tymi spacerami i uznałem, że jestem pewnie najdziwniejszym turystą w Szkocji.

We wtorek wieczorem, kiedy trwały wszędzie sylwestrowe zabawy, stawiłem czoło kelnerowi w „L’Apéritif, któremu na wieczne dobro zapisać należy, że potraktował mnie ze wspaniale udaną uprzejmością, ale zanim zaprowadził mnie do małego stolika w kącie, całkiem rozsądnie sprawdził, czy mam dość pieniędzy, by zapłacić rachunek. Nie zwracając uwagi na oburzone spojrzenia lepiej ubranych gości – rozmyślałem o stajni Humbera – jadłem powoli doskonałą obfitą kolację złożoną z homara, kaczki z owocami, cytrynowego soufleta i sera brie. Wypiłem prawie całą butelkę Château Leauville Lescases 1948.

Po tym ekstrawaganckim pożegnaniu wolności w dniu Nowego Roku pojechałem drogą Al do Catterick i w doskonałym nastroju zaangażowałem się do najgorszej stajni w kraju.

9

Plotki w niewielkim tylko stopniu oddawały sprawiedliwość Hedleyowi Humberowi. Już po trzech dniach pobytu doszedłem do wniosku, że jedynym celem metodycznie obmyślanych niewygód, na jakie narażeni byli stajenni, jest zniechęcenie każdego, kto chciałby pozostać tu zbyt długo. Odkryłem, że tylko obydwaj koniuszowie mieszkający w Posset pracowali w stajni dłużej niż trzy miesiące, a zwykły stajenny potrzebował średnio od ośmiu do dziesięciu tygodni, by zdecydować, że szesnaście funtów tygodniowo to za mało.

Znaczyło to, że żaden ze stajennych, z wyjątkiem dwóch koniuszych, nie mógł wiedzieć, co przydarzyło się Supermanowi poprzedniego lata, ponieważ w tym okresie żaden z nich tu nie pracował. Uznałem przezornie, że jedynym powodem tak długotrwałej pracy obu szefów w tej stajni może być jedynie ich wtajemniczenie w to, co się tu dzieje, toteż gdybym ich właśnie zapytał o Supermana, mógłbym szybko i gładko pójść w ślady Tommy’ego Stapletona.

Słyszałem wiele o okropnych warunkach mieszkaniowych w niektórych stajniach i zdawałem sobie sprawę, że są stajenni nie zasługujący na nic lepszego; znałem takich, którzy potrafili połamać i popalić krzesła, zamiast pójść po węgiel, czy też poskładać brudne naczynia do muszli klozetowej i myć je spuszczając wodę. Jednak nawet przy założeniu, że Humber zatrudnia wyłącznie męty, warunki były tu wręcz nieludzkie.

Sypialnię stanowił wąski strych na siano nad stajnią. Słychać było każde uderzenie kopyt i brzęk łańcuchów, a przez szpary w drewnianej podłodze można było zajrzeć bezpośrednio do boksów. Przez szpary te dochodził również z dołu zapach brudnej słomy i lodowaty ziąb. Na strychu nie było sufitu, tylko krokwie i dachówki, a jedyne wejście prowadziło przez drabinę i dziurę w podłodze.

Wybita szyba w maleńkim okienku zalepiona była brązowym papierem, który zamykał dostęp światła, za to przepuszczał zimno.