– Ciśnij jeszcze tę – ponaglał chłopak stojący za mną. Cisnąłem. Chłopcy jęknęli ze szczęścia.
– Wygramy ligę w rym sezonie – zaśmiali się. Grits śmiał się także. Ale Paddy nie.
4
Syn i córki Octobra przyjechali do domu na weekend. Ponieważ cała trójka miała zwyczaj jeździć konno w czasie pobytów w domu, Wally kazał mi osiodłać dwa moje konie do sobotniej jazdy, dla mnie Sparking Pluga, a drugiego konia dla lady Patricii Tarren.
Kiedy w półmroku brzasku wyprowadzałem konia, a potem przytrzymywałem go, aby lady Patricia Tarren mogła go dosiąść, odkryłem, że jest ona oszałamiającą pięknością o jasnoróżowych ustach i gęstych podwiniętych rzęsach, którymi doskonale umie się posługiwać. Kasztanowate włosy przewiązała zieloną chusteczką, a przed zimnem chroniła ją kurtka narciarska w czarno-białą kratę. W ręku trzymała jasnozielone wełniane rękawiczki.
– Jesteś nowy – zauważyła, przyglądając mi się spod rzęs. – Jak ci na imię?
– Dan… panienko – powiedziałem. I zdałem sobie sprawę, że nie mam najmniejszego pojęcia, do jakiego zwrotu przyzwyczajona jest córka hrabiego. Instrukcje Wally’ego nie sięgały tak daleko.
– To pomóż mi wsiąść.
Stanąłem posłusznie obok niej, ale kiedy schyliłem się, żeby jej pomóc, przejechała gołą ręką po mojej głowie i szyi, a wreszcie złapała palcami moje ucho. Miała ostre paznokcie i wbiła mi je w ucho. W oczach dziewczyny czytałem wyznanie. Ponieważ nie poruszyłem się i nic nie powiedziałem, zachichotała, wycofała rękę i spokojnie nałożyła rękawiczki. Podsadziłem ją na siodło, pochyliła się, by wziąć cugle i zamrugała rzęsami tuż koło mojego policzka.
– Dobry z ciebie kąsek, Danny, chłopcze, z tymi ciemnymi świętoszkowatymi oczami.
Nie mogłem znaleźć żadnej odpowiedzi, która byłaby zgodna z moją pozycją. Roześmiała się, trąciła nogami brzuch konia i wyjechała stępa z podwórza. Jej starsza siostra wsiadając na konia, którego trzymał Grits, w tym niewyraźnym jeszcze świetle dnia wyglądała bardziej na blondynkę, ale niemal tak samo piękną. Niech niebiosa mają Octobra w opiece, pomyślałem, upilnować takie dwie!
Odwróciłem się, wziąłem Sparking Pluga i tuż obok siebie zobaczyłem osiemnastoletniego syna Octobra. Był bardzo podobny do ojca, choć jeszcze nie tak postawny i nie tak władczy w sposobie bycia.
– Nie zwracałbym zbytniej uwagi na moją bliźniaczkę – powiedział zimnym znudzonym głosem, oglądając mnie od góry do dołu – ona lubi się przekomarzać.
Skinął głową i poszedł w stronę konia, który na niego czekał, a ja domyśliłem się, że otrzymałem ostrzeżenie. Jeśli jego siostra zachowywała się równie prowokacyjnie wobec każdego napotkanego mężczyzny, musiał mieć wprawę w pozbywaniu się ich.
Rozbawiony, wyprowadziłem Sparking Pluga, wsiadłem i pojechałem za innymi końmi poza podwórze, w górę drogi na skraj wrzosowiska. Jak zwykle w piękny poranek i widok, i powietrze były oszałamiające. Na dalekim horyzoncie można było wyczytać ledwie zapowiedź słońca. Obserwowałem niezbyt wyraźne sylwetki koni przede mną, rysujące się na szczycie wzgórza, z białymi pióropuszami pary z nozdrzy w mroźnym powietrzu. Kiedy połyskująca obręcz słońca zajaśniała pełnym światłem, kolory rozbłysły jasno i wyraźnie; brąz poruszających się koni zwieńczony jasnymi paskami ciepłych, wełnianych czapek jeźdźców i wesołymi strojami córek Octobra.
Sam October ze swoim psem myśliwskim podjechał land roverem na skraj wrzosowiska, by przyjrzeć się treningowi koni. Zauważyłem, że sobotni ranek był dniem najintensywniejszego trenowania galopu, a ponieważ October zwykle spędzał weekend w Yorkshire, starał się obserwować te zajęcia.
Na szczycie wzgórza Inskip ustawił nas wkoło i dobierając konie parami wydawał instrukcje jeźdźcom.
– Dan, galop na trzy czwarte szybkości. Twój koń startuje w środę. Nie przemęcz go, ale pokaż, co potrafi – powiedział do mnie, przydzielając mi do pary jednego z najlepszych koni w całej stajni.
Kiedy skończył wydawanie poleceń, pogalopował wzdłuż szerokiego klina zielonej darni przecinającej zarośla wrzosowisk, a October wolno pojechał za nim. Staliśmy w miejscu, czekając aż obaj mężczyźni dojadą do przeciwległego krańca około półtoramilowego toru, który lekko się wznosił i nieznacznie zakręcał.
– OK – powiedział Wally do pierwszej pary. – Jazda!
Obydwa konie ruszyły równocześnie, najpierw spokojnie, a potem coraz szybciej aż do chwili, gdy minęły Inskipa i Octobra; wtedy zwolniły i zatrzymały się.
– Następna dwójka – zawołał Wally.
Byliśmy gotowi, ruszyliśmy więc natychmiast. Hodowałem i ujeżdżałem niezliczoną ilość koni wyścigowych w Australii, ale Sparking Plug był jedynym dobrym koniem, jakiego udało mi się dosiadać w Anglii, i byłem ciekawy, jak wypadnie porównanie. Był przygotowany do biegu z przeszkodami, a ja byłem przyzwyczajony do wyścigów po płaskim torze, ale jak się okazało, to nie miało znaczenia; Sparking Plug miał bardzo twardy pysk, odporny na wędzidło, i nie za wiele mogłem tu poradzić, ale poza tym zachowywał się zupełnie przyzwoicie. Zrównoważony i spokojny, łatwo przyspieszał galop, bez trudu dotrzymując kroku gwiazdorowi, i chociaż zgodnie z poleceniem rozwijaliśmy tylko trzy czwarte tempa, było zupełnie jasne, że Sparking Plug jest przygotowany do zbliżających się wyścigów.
Byłem tak pochłonięty tym, co robię, że dopiero po ściągnięciu cugli – zadanie niełatwe przy takim pysku – kiedy powoli jechałem z powrotem, uświadomiłem sobie, że całkiem zapomniałem o lekkim zniekształceniu swojego stylu jazdy. Jęknąłem, zdegustowany sobą: nigdy nie wykonam tego, po co przyjechałem do Anglii, jeśli do tego stopnia nie potrafię się skoncentrować na głównym celu.
Zatrzymaliśmy się wraz z jeźdźcem, którego koń był partnerem Sparking Pluga, przed Octobrem i Inskipem, żeby mogli zobaczyć, w jakiej formie są konie. Żebra Sparking Pluga poruszały się lekko, oddychał bez trudności. Obaj mężczyźni skinęli głowami, zsiedliśmy więc z koni i prowadziliśmy je wkoło, żeby ochłonęły.
Z przeciwległego krańca toru nadjeżdżały kolejne pary koni, a na końcu grupa tych, które dzisiaj trenowały kłus, nie galop. Kiedy już wszyscy skończyli jazdy, większość stajennych znów dosiadła koni i rozpoczęliśmy drogę powrotną przez tor treningowy w stronę ścieżki wiodącej do stajni. Prowadziłem konia za uzdę i szedłem na samym końcu, tuż przede mną jechała najstarsza córka Octobra, odgradzając mnie skutecznie od rozmów, jakie prowadzili chłopcy stajenni na przodzie. Panna October rozglądała się dokoła po przesuwającym się pejzażu wrzosowisk i nie starała się wcale, by koń jej trzymał się tuż za ogonem poprzedniego, toteż kiedy weszliśmy na drogę prowadzącą do stajni, odległość między nami a resztą koni wynosiła około dziesięciu metrów.
W pewnym momencie z karłowatego krzaka jałowca poderwał się ptak, z krzykiem i trzepotem skrzydeł, a spłoszony koń dziewczyny uskoczył przerażony. Z wielkim trudem utrzymała równowagę opadając na siodło gdzieś z okolic prawego końskiego ucha, ale w pewnej chwili pod wpływem obciążenia skórzany rzemień pękł, a żelazne strzemię spadło na ziemię.
Zatrzymałem się i podniosłem je, ale nie można było przymocować strzemienia do pękniętej skóry.
– Dziękuję – powiedziała – co za pech! Zsiadła z konia.
– Równie dobrze mogę przejść resztę drogi.
Wziąłem od niej uzdę i zacząłem prowadzić obydwa konie, ale dziewczyna zaraz odebrała mi swojego.
– Bardzo jest pan uprzejmy, ale doskonale mogę to zrobić sama. Ścieżka w tym miejscu poszerzała się i schodziliśmy ze wzgórza, idąc obok siebie.
Przy bliższym poznaniu nie była ani trochę podobna do swojej siostry Patricii. Miała gładkie popielatoblond włosy, przewiązane niebieską chusteczką, jasne rzęsy, szare oczy, wyraźnie zarysowane przyjemne usta i sposób bycia odznaczający się pełną wdzięku powściągliwością. Przez jakiś czas szliśmy w niekrępującym milczeniu.
– Jaki wspaniały ranek – powiedziała w końcu.