– Słucham?
– Słuchałam ostatniego programu i…
Abby zesztywniała, zaciskając palce na słuchawce.
– …więc pewnie trudno jest pani o tym mówić, chciałabym jednak zadać kilka…
– Może innym razem – przerwała Abby, ale Beth Ann była szybka.
– Kiedy tylko pani zechce. Urodziła się pani w Luizjanie, prawda? Urodziła i wychowała. Nicka poznała pani w Seattle, gdzie pracował w radiu… Jak ta stacja się nazywa? Miałam to gdzieś zapisane…
– KTCY.
To nie była tajemnica.
– Właśnie. Ale wracając do pani… tu się pani wychowała i chodziła pani do miejscowych szkół, prawda? Pani rodzice także stąd pochodzą?
W głowie Abby zapaliło się czerwone, ostrzegawcze światełko. Zaczęła ją boleć głowa.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Jacques i Faith Chastainowie.
– Nick był ich zięciem przez kilka lat, to wszystko – odparła zimno Abby.
– Chwileczkę… – mruknęła dziennikarka, jakby przeglądała notatki, choć Abby podejrzewała, że wszystko, co trzeba, miała pod ręką. – Pani matka nigdy go nie poznała, prawda? Czy to nie ona była tą kobietą, która rzuciła się z okna Szpitala Naszej Pani od Cnót? Tego, który ma zostać zburzony?
Beth Ann najwyraźniej odrobiła pracę domową.
– Czyli że nigdy nie miała okazji poznać Nicka jako swojego zięcia?
Abby rzuciła słuchawkę i przysięgła sobie, że jeśli telefon zadzwoni ponownie, pozwoli, by włączyła się automatyczna sekretarka. Tak, teraz zawsze będzie z niej korzystać. Każdy, kto zechce z nią porozmawiać, będzie musiał zostawić wiadomość.
Spojrzała na telefon. Cóż, musisz się do tego przyzwyczaić, pomyślała.
Przejażdżka do Baton Rouge była znośna. Brinkman nie irytował Montoi tak jak zwykle i nie poruszał tematów niezwiązanych ze zbrodnią. Jak dotąd badania laboratoryjne nie przyniosły wyników, ale samochód Giermana został odnaleziony w pobliżu klubu fitness, do którego chodził. Problem jednak, według Brinkmana, polegał na tym, że nikt tego dnia nie widział Giermana w klubie. Nie pojawił się na ćwiczeniach ze swoim trenerem ani na zbudowanej tam sztucznej ściance.
Jak dotąd bmw wydawało się czyste, ale policja ciągle jeszcze szukała śladów.
– Rozmawiałem też z jego byłą dziewczyną, Nia Penne – powiedział Brinkman i uchylił okno w samochodzie. Jechali właśnie drogą numer 10. Zapadał zmierzch, w którym coraz wyraźniej widać było światła samochodów. W powietrzu wisiał deszcz.
– I co powiedziała?
– Głównie to, że Gierman był babiarzem. Ciągle szukał czegoś nowego, ale jej zdaniem nadal kochał swoją byłą żonę.
– Ale to przecież ten sam facet, który obsmarował ją w swoim programie.
– Tak. Powtarzam tylko, co mi powiedziała. Też ją o to zapytałem, ale odparła, że nie mówił tego, co naprawdę myślał. Wierzysz w to?
Montoya raczej nie wierzył.
– Tak czy inaczej, jeśli chcesz znać moje zdanie, publiczne pranie brudów to nie jest najlepsza droga do serca kobiety. – Brinkman sięgnął do kieszeni i wyjął zmiętą paczkę papierosów. Włożył jednego do ust, a potem zaczął szukać po kieszeniach zapalniczki. – Zastanawiam się nad pieniędzmi – ciągnął, z papierosem zwisającym z kącika ust. – Kto co dostanie, przy założeniu, że po rozwodzie Giermanowi w ogóle coś zostało. Zazwyczaj żona kładzie łapę na wszystkim.
Montoya nie bardzo w to wierzył, ale nie miał za sobą trzech rozwodów, jak Brinkman.
– Ostry gracz, wszyscy o tym wiedzą. A ta dziewczyna ma jakieś alibi?
– Owszem, żelazne. – Brinkman znalazł zapalniczkę i zapalił papierosa. – Była wtedy w Toronto z przyjaciółmi, młodym małżeństwem i ich dziesięciomiesięcznym dzieckiem. – Wydmuchnął dym przez okno. – Kiedy Gierman został zabity, grała z przyjaciółmi w karty i piła wino w ich domu, mniej więcej do wpół do drugiej w nocy. Hałasowali trochę i pobudzili sąsiadów, którzy wezwali policję. Spisali wszystkich.
– Mogła kogoś wynająć.
– Nie wygląda na to. – Brinkman pokręcił głową i zmarszczył nos. – Była na niego wkurzona, bo zaczął romansować z jakąś kelnerką w hotelowej restauracji na Bourbon Street, a Nia się o tym dowiedziała. Zrobiła awanturę i przestała się z nim spotykać. Nie mieszkali razem i po prostu z nim zerwała. Sprawiała wrażenie osoby, której ulżyło.
– A ta kelnerka?
Brinkman zaciągnął się dymem.
– Jeszcze do niej nie dotarłem. Hej, czy to nie nasz zjazd?
Montoya już hamował. Potem skręcił i wjechał w zalane deszczem ulice Baton Rouge. Nie było jeszcze ciemno, ale włączone już lampy uliczne rzucały rozedrgane odbłyski na mokry asfalt.
– A ludzie z tej stacji radiowej? Może był tam ktoś, kto miał ochotę pozbyć się Giermana?
– Nadal to sprawdzamy. Gadałem z kilkoma z jego współpracowników, ale na razie wszyscy trzymają się zasady, że o zmarłych mówi się dobrze albo wcale.
Montoya wjechał w dzielnicę willową. W miarę jak zbliżali się do uniwersytetu, domy były coraz bardziej okazałe. Starannie utrzymane trawniki, szerokie werandy, wszystko świeże, nowe i zapewne kosztowne. Podjechali pod bramy College’u Wszystkich Świętych.
– Wiesz, co chcesz znaleźć? – spytał Brinkman.
– Cramen Hall.
– Byłeś tu już kiedyś?
Montoya kiwnął głową.
– Córka Bentza, Kristi, mieszkała w tym akademiku, kiedy się tu uczyła.
Nie musiał wspominać, po co tu wtedy przyjeżdżał ani co przeżywał ojciec Kristi. Brinkman też o tym wiedział.
Montoya znalazł na parkingu miejsce dla odwiedzających, wysiedli z samochodu i weszli do budynku. Dziekan, doktor Sharon Usher, już na nich czekała. Była to drobna, nerwowa kobieta o krótkich, ciemnych włosach z lekka przetykanych siwizną i wąskich ustach. Bez śladu makijażu. Wyglądała jak typowa nauczycielka akademicka: okulary, długa tweedowa spódnica, brązowy sweter.
Przywitali się w głośnym, pełnym studentów holu i ruszyli za nią na trzecie piętro, gdzie było cicho i spokojnie. Drzwi do pokoju numer 534 zagradzała policyjna taśma.
– Mam nadzieję, że szybko to wyjaśnicie – powiedziała doktor Usher, jakby policja z reguły celowo przeciągała dochodzenie.
– Taki mamy plan – odparł Brinkman.
– To dobrze. Mam tu plan zajęć Courtney i listę studentów, uczęszczających na te zajęcia, oraz spis studentów, którzy tu mieszkają. To chyba wszystko, o co pan prosił. Powinniście też wiedzieć, że pan Gierman tu był, jakieś trzy tygodnie temu. Jako gość na zajęciach doktora Starra z komunikacji międzyludzkiej. Courtney była na tych zajęciach.
Montoya znieruchomiał. A więc między ofiarami był jednak jakiś punkt styczny.
– Nick Gierman tu był? – zapytał.
– Tak.
– Czy Courtney z nim rozmawiała?
– Nie sądzę, ale nie mam pewności. Rozmawiałam z doktorem Starrem. Administracja nie była zachwycona doborem gości na jego wykładzie. – Doktor Usher wyjęła klucz i otworzyła pokój. – Cenimy tu różnorodność i wolność słowa, ale to jednak dość konserwatywna szkoła.
– Z doktorem Starrem także będziemy musieli porozmawiać.
– Wiem, spotka się z wami później. Numer jego komórki i wszystko inne jest w moim gabinecie.
Montoya wszedł do pokoju i przez chwilę miał wrażenie, że znalazł się w innym świecie.
– Co to, u diabła, jest? – mruknął, włączając światło. Jedna strona pokoju była pomalowana na biało i zawieszona krucyfiksami, obrazkami Matki Boskiej i Jezusa na krzyżu. Drugą pomalowano na czarno, była całkiem pusta. Na biurku po białej stronie leżała Biblia i stały oprawione w ramki zdjęcia Courtney LaBelle, na gałce szafki wisiał różaniec. Po czarnej stronie biurka stała tylko mała drukarka i kilka książek o wampirach i zjawiskach paranormalnych.