Ophelia wzruszyła ramionami.
– Może z jakiejś grupy religijnej. Naprawdę nie wiem. No i poznała jedną zakonnicę, o ile pamiętam, z zakonu… jak ona się nazywała? Melinda czy może Margaret…Nie…
– Maria? – spytał Montoya, czując, że zaczyna się pocić.
– Tak! Maria. Zgadza się.
– Z zakonu Naszej Pani od Cnót?
– Możliwe. – Dziewczyna przygryzła pomalowany na czarno paznokieć i westchnęła. – Nie przykładałam do tego wielkiej wagi, to chyba zrozumiałe. Nie pamiętam.
– I, o ile wiesz, nie spotykała się z nikim szczególnym.
Ophelia wzniosła oczy do góry.
– Chyba już to przerobiliśmy. Nie spotykała się ze śmiertelnikami. Była oblubienicą Boga. I to nie było wolne małżeństwo.
– Nosiła pierścionek? – naciskał Montoya, nie zwracając uwagi na komentarze.
– O tak, zawsze. Pierścionek dziewicy.
– Co?
– Tak go nazywała. Niektóre dzieciaki, te naprawdę religijne, noszą takie pierścionki. Kupują sobie pierścionek albo dostają go od rodziców czy kogoś takiego na znak, że nie będą robić pewnych rzeczy. Uprawiać seksu. Do czasu, aż kogoś poślubią… albo nigdy. – Ophelia znowu wzniosła oczu ku niebu. – Wieczne dziewictwo? To jakaś paranoja. – Pokręciła głową i skrzywiła się z niesmakiem. – Ona była stuknięta, sam pan widzi. Naprawdę popie… stuknięta.
– Wspominała kiedyś o Nicku Giermanie? – spytał Montoya.
– Owszem. Raz, może dwa razy, kiedy przypadkiem usłyszała jakiś fragment programu. Była – Ophelia podniosła dłonie i zrobiła znak cudzysłowu palcami – wstrząśnięta.
Montoya poczuł nagły przypływ adrenaliny, jak zawsze, kiedy był bliski przełomu w sprawie.
– Znała go osobiście?
– Nie. Nie przypuszczam.
– Dzwoniła kiedyś do radia?
Ophelia otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła i zastanawiała się przez chwilę.
– Chciałam powiedzieć „nie”, ale nie wiem. Nigdy nie mówiła, że dzwoniła i nigdy nie słyszałam, żeby to robiła. Do tego trzeba mieć jaja, a to była taka szara myszka. Ale cóż, dziwniejsze rzeczy się zdarzają. Mogła dzwonić. Tyle że ja nic o tym nie wiem.
– Ale mówiła o nim?
– Właściwie nie… Chociaż… wspominała coś, raz czy dwa. Że powinien odnaleźć Jezusa. Ale ona uważała, że wszyscy powinni go odnaleźć, łącznie ze mną, i naprawdę specjalnie mnie to nie zaskoczyło.
– Nie wiesz jednak, czy kiedykolwiek z nim o tym rozmawiała – odezwał się Brinkman.
Pokręciła głową.
– Wróćmy do czegoś, o czym już rozmawialiśmy – zasugerował Montoya. – Courtney, czy też Mary, wychodziła gdzieś z przyjaciółmi? Miała swoje życie towarzyskie?
– Chyba tak, jeśli można to tak nazwać. Nie chodziła do pubów ani na koncerty i tak dalej. Po obiedzie zazwyczaj szła do biblioteki, w drodze powrotnej biegała, przebierała się i szła do kaplicy na godzinę czy dwie, żeby się modlić, jak przypuszczam.
– Do kaplicy w kampusie?
– Tak, ale tamtej nocy chyba nie poszła do kaplicy. Zawsze przedtem się przebierała. Nie poszłaby tam w krótkich spodenkach.
– Dużo rozmawiałyście? – spytał Brinkman.
Ophelia spojrzała na niego znudzona.
– Co pan? Już po pierwszym tygodniu przestałam z nią gadać. Dla niej wszystko, naprawdę wszystko, zaczynało się i kończyło na Bogu. Sama chodziłam wcześniej do katolickiej szkoły, ale tam większość dzieciaków uważała, że religia to ich prywatna sprawa. Nikt nie zachowywał się tak, jakby miał zamiar zbawić świat. Ale Mary… ona była jak ci Odrodzenie Chrześcijan. Kawał świra. Przerażała mnie. Już nawet złożyłam prośbę o zmianę pokoju.
Montoya zerknął na dziekan Usher, która przytaknęła.
– Nie bardzo wiem, czy dobrze zrozumiałem. – Brinkman założył ręce na piersi. – Ona przerażała ciebie?
Kiwnęła głową.
– Amen.
Zadali jej jeszcze kilka pytań, zabrali przygotowane przez dziekan Usher dokumenty i poszli na spotkanie z doktorem Starrem. Był to szczupły mężczyzna po trzydziestce, który często mrugał, jakby miał źle dopasowane szkła kontaktowe. Wprowadził ich do niewielkiego gabinetu na pierwszym piętrze.
– Zechcą panowie usiąść – zaproponował, kiedy się sobie przedstawili.
Jego biurko było ogromne, ale panował na nim wzorowy porządek, jakby Starr spędzał całe dnie, układając wypracowania swoich studentów w idealnie równe stosy. Na półkach za biurkiem stały równo książki, ani jeden tom nie wystawał z rzędu. Montoya miał wrażenie, że gabinet jest raczej na pokaz, nie do pracy. Wszystko tu wyglądało po prostu zbyt perfekcyjnie.
– Wiem, że chodzi o Mary. – Starr włączył stojącą na biurku lampę. Montoya zauważył, że użył imienia wybranego przez dziewczynę. – Straszna tragedia. Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci.
– Dobrze ją pan znał? – Brinkman od razu przeszedł do rzeczy.
– Dość dobrze, by wiedzieć, że była bardzo zdolna. Pisała wnikliwe eseje, a jej wypowiedzi na zajęciach były głębokie, choć z teologicznego punktu widzenia brakowało im szerszej perspektywy. – Nauczyciel uśmiechnął się i spojrzał na zegarek.
– To chyba niewielka klasa? – spytał Montoya. – Po kilku tygodniach zajęć zna pan wszystkich studentów?
– Owszem, niewielka – odparł cierpliwie. – Poza tym… moje zajęcia zaczynają się o ósmej rano, dla wielu studentów to za wcześnie. Tak, w tej grupie jest dwadzieścia pięć osób. – Zamrugał i zmarszczył brwi. – Czy też raczej było.
– Słyszeliśmy, że zaprosił pan na zajęcia Nicka Giermana – powiedział Brinkman.
– Tak, tego kontrowersyjnego radiowca, który także został zamordowany. Widziałem w wiadomościach. – Starr poruszył się niespokojnie, na czoło wystąpiły mu krople potu. – Poprosiłem go, żeby powiedział parę słów na temat komunikacji interpersonalnej. Pomyślałem, że młodzieży się to spodoba, no i chciałem zachwiać trochę tutejszym systemem. Mógł przyjść tylko o ósmej rano i tam się umówiliśmy. – Starr odwrócił głowę i przez chwilę patrzył w okno. – Oczywiście nie miałem pojęcia, co się stanie.
– Oczywiście – powtórzył Brinkman.
Starr spojrzał na niego ostro.
– Cóż, zaprosiłem tylko znanego radiowca, to wszystko – powiedział, przekładając ołówki leżące na biurku. – Bardzo mi zależy na tym, żeby moje nazwisko nie było wymieniane w związku z tą sprawą… o ile to możliwe. Jestem tu nowy i… no cóż… wolałbym uniknąć kłopotów.
– Prowadzimy dochodzenie w sprawie podwójnego zabójstwa. – Montoya nie był w stanie ukryć irytacji. – Nie mamy zamiaru niszczyć niczyjej reputacji, ale musimy wykonać naszą pracę.
– Rozumiem, ale…
– Czy miał pan już kiedyś problemy z prawem? – spytał Montoya i Starr pobladł.
– Cóż… istotnie. Ale to nie było nic poważnego – dodał szybko. – Akcja ekologiczna… Nic nie zrobiłem, wziąłem tylko udział w proteście, ale… to bardzo konserwatywna szkoła.
– Wiedzą o tym tutaj?
Pokręcił głową.
– Nie, nie sądzę. Nie.
– Jeśli nie zrobił pan nic złego, nie musi pan nic ukrywać. – Montoya zaczynał mieć dość faceta. Jedna z jego studentek została zamordowana, a on potrafił myśleć tylko o swojej reputacji. Dupek.
Nie dowiedzieli się od niego zbyt wiele. Jeśli wierzyć słowom Starra – a Montoya nie był przekonany, że jest całkowicie szczery – nauczyciel znalazł się w samym środku śledztwa w sprawie morderstwa przez niefortunny zbieg okoliczności.
Kiedy wstali i zaczęli się żegnać, Starrowi wyraźnie ulżyło.
Na zewnątrz Brinkman zapalił papierosa.