Chwyciła poręcz i ruszyła na drugie piętro, ale nagle stanęła bez ruchu. Usłyszała jakiś dźwięk… Kroki? Piętro niżej? A może wyżej? Czekała, wstrzymując oddech. Ale usłyszała tylko krople deszczu uderzające w dach i szum wody w rynnach. Poza tym panowała cisza, przerywana tylko skrzypieniem schodów, na których stała.
Weź się w garść, upomniała się w duchu surowo. Odwróciła się, weszła na drugie piętro i zmartwiała. Tu wszystkie drzwi były zamknięte.
– Jakie to dziwne… – szepnęła.
Żałowała, że nie wzięła ze sobą latarki, którą miała w samochodzie, w schowku na rękawiczki. Ruszyła korytarzem i podeszła do drzwi pokoju Faith. Cyfry władające się na numer 307 były nietknięte. Dopiero kiedy spojrzała na drzwi pokoju obok, wydało jej się to dziwne. Na tych drzwiach w ogóle nie było numeru, a naprzeciwko brakowało zera, jakby pokój miał numer 36, z dużą przerwą między cyframi.
Znów wzięła głęboki oddech, sięgnęła do gałki i spróbowała ją przekręcić.
Gałka ani drgnęła.
Spróbowała jeszcze raz. Może drzwi się zacięły, prawdopodobnie nikt od lat nie wchodził do tego pokoju. Zacisnęła palce na gałce i jeszcze raz spróbowała ją przekręcić. Nic z tego. Drzwi były zamknięte na klucz.
Świetnie.
Uznała, że w pokojach na tym piętrze zmagazynowano jakieś przedmioty, być może cenne, i dlatego są pozamykane. Zapewne osoba, która tu sprząta, ma…
Znowu usłyszała cichy szmer i serce zabiło jej mocniej. Czy ktoś schodzi po schodach? Drżąc, przylgnęła do drzwi pokoju obok.
Drzwi ustąpiły pod jej ciężarem. Abby krzyknęła cicho i wpadła do pustego pokoju. Wytężyła słuch, ale nie usłyszała nic poza gwałtownym biciem własnego serca.
A może jednak…?
Oblizała wargi.
Czy to nie zgrzyt klucza w zamku?
Poczuła, jak włosy jeżą jej się na głowie z przerażenia.
To tylko nerwy, Abby. Nic więcej. Wpadasz w paranoję.
Tak jak ona!
Weź się w garść i skończ z tym! Ale już!
Wyszła na korytarz i podeszła do drzwi pokoju matki. Chwyciła gałkę i z całej siły naparła na drzwi.
Ale drzwi pozostały zamknięte.
Podeszła do innego pokoju i przekręciła gałkę. Drzwi otworzyły się natychmiast, jakby zostały świeżo naoliwione, choć w środku było zupełnie pusto. Odwróciła się i przekręciła gałkę drzwi naprzeciw. Te także otworzyła bez wysiłku. Podobnie jak następne.
Ale pokój numer 307 był zamknięty na klucz. Jedyny na tym piętrze. Pokój jej matki.
Kroki!
Tak, tym razem słyszała je wyraźnie. Ktoś wchodził po schodach. Wstrzymała oddech i w panice rozejrzała się dookoła, a potem szybko wśliznęła się do pokoju naprzeciwko.
Kto to może być?
Czy ją śledził? A może ma własne powody, by przychodzić do tego starego szpitala? Ale jakie? Budynek sprawiał wrażenie, jakby od wielu lat nikt do niego nie wchodził. Oddychała płytko w nadziei, że ten, kto wchodził po schodach, jej nie usłyszy, nie odkryje jej kryjówki. Kroki odbijały się echem od ścian korytarza. Były coraz bliżej.
O Boże.
Abby zamknęła oczy.
Słodki Jezu!
Kroki ucichły nagle.
Abby otworzyła oczy i omal nie krzyknęła.
W cieniu korytarza stała jakaś ciemna postać.
Rozdział 12
Cofnęła się gwałtownie.
– Ty jesteś tą dziewczynką, prawda? – spytał łagodny głos. – Córką Faith.
Postać wyszła z cienia i Abby omal się nie przewróciła na widok twarzy starej zakonnicy, która wydała jej się znajoma.
– Tak…
– Co tu robisz?
Sama chciałabym wiedzieć, pomyślała Abby.
– Mój… mój psychiatra powiedział mi, że powinnam tu wrócić. Wie siostra… żeby rozwiązać pewne sprawy z przeszłości.
– Poradził ci też, żebyś się tu włamała?
Abby zrobiło się gorąco.
– Nie, to był mój pomysł.
– Powinnaś poprosić o pozwolenie.
– A dostałabym je?
Zakonnica uśmiechnęła się i pokręciła głową.
– Prawdopodobnie nie. A tak przy okazji, jestem siostra Maria.
Siostra Maria. Oczywiście. Abby spojrzała na starą zakonnicę, usiłując wyobrazić sobie, jak wyglądała dwadzieścia lat temu, kiedy była młodsza, silniejsza, miała gładszą skórę…
– Wydawało mi się, że ktoś tu wchodził, i przyszłam – ciągnęła siostra Maria. – Nie jestem już tak szybka jak kiedyś, zajęło mi to trochę czasu. – Przekrzywiła głowę. – Cóż, Faith, znalazłaś tu to, czego szukałaś?
– Mam na imię Abby. Faith była moją matką.
– No tak, oczywiście.
– Dlaczego drzwi do pokoju mamy są zamknięte? – spytała Abby.
– Zamknięte? – powtórzyła zakonnica. – Nie sądzę. Po likwidacji szpitala nie zamykano tu na klucz żadnych drzwi. Ile to już czasu minęło? Prawie piętnaście lat. Drzwi wejściowe są oczywiście zamknięte, ale nie te do pokoi.
– Nie udało mi się ich otworzyć.
– Może framuga się rozeschła…
– Chyba nie. – Podeszły do pokoju 307. – I wszystkie drzwi na tym piętrze były zamknięte, choć, jak siostra powiedziała, nie na klucz.
– Naprawdę?
– A drzwi do pokoi na pierwszym piętrze były pootwierane.
– Czy to nie dziwne? – powiedziała siostra Maria z roztargnieniem i ujęła gałkę. Drzwi nie drgnęły. – Zaraz… – Spróbowała jeszcze raz, ale nie chciały się otworzyć. Poruszyła gałką i spojrzała na Abby. – Masz rację – przyznała w końcu. – Z pewnością są zamknięte na klucz. Bardzo dziwne.
Westchnęła i odwróciła głowę. Tak, Abby poznała ten profil… To ta kobieta, choć znacznie młodsza, minęła ją wtedy na schodach. To ona pierwsza znalazła się przy Faith, ona dotknęła palcem jej szyi, szukając pulsu.
– Siostra tu była – powiedziała. – Tego dnia, kiedy zginęła moja matka. Widziałam siostrę.
– Tak, pracowałam wtedy w szpitalu. Tak.
– Przyjechałam w odwiedziny… To był dzień jej urodzin. Miałam dla niej prezent.
Zakonnica zmarszczyła brwi.
– Ty? – Spojrzała na włosy Abby, potem na jej oczy i zmarszczka na jej czole pogłębiła się jeszcze bardziej. – To ty niosłaś złote pudło z różową wstążką?
– Tak. To były też moje urodziny. – Abby znowu poczuła, jak ogarnia ją znajomy smutek. – Znalazłam ten szal w małym sklepiku na Toulouse Street. Był biały ze srebrną nitką… Wiedziałam, że jej się spodoba.
– Nie poznałam cię, wzięłam cię za twoją siostrę… Ona miała czarne włosy i tamtego dnia niosła pudełko… – Stara zakonnica była wyraźnie zdezorientowana. – To nie ty wpadłaś na mnie na schodach tuż przed podestem? Biegłaś do góry, a ja schodziłam na dół, szłam do klasztoru… jestem pewna.
– Nie. – Abby pokręciła głową, ale ogarnął ją nagle dziwny niepokój. – To niemożliwe. – A może jednak? – Właśnie wysiadłam z samochodu, kiedy to się stało.
Tak, na pewno tak było. Stara zakonnica jest po prostu zagubiona, to wszystko. Pomyliła się. A jednak jej oczy są bystre i przenikliwe, jakby rozumiała Abby lepiej niż ona sama.
Abby chrząknęła i uśmiechnęła się z przymusem.
– Siostra znała moją matkę?
– Niezbyt dobrze – odparła siostra Maria ostrożnie. – Chyba nikt nie znał jej dobrze. – Spojrzała na drzwi pokoju 307. – Jeśli szukasz tu odpowiedzi na jakieś pytania, obawiam się, że ich nie znajdziesz. W każdym razie nie dziś. – Westchnęła i dotknęła ramienia Abby. – Twoja matka była głęboko wierząca, moje dziecko. Może ty także, zamiast błąkać się po ciemnych pokojach, powinnaś zwrócić się do Boga. – Ruszyła powoli korytarzem. – Tutaj nie znajdziesz tego, czego szukasz. Musisz poszukać tego w sobie samej, w swoim sercu. Pan ci pomoże. A teraz chodź, nic tu po tobie. Poza tym to miejsce jest potępione.