Ludzie tacy jak Martin potrzebują tego centrum. Hannah czuła, że nie może zawieść lokalnej społeczności. Musi walczyć, by placówka działała nadal.
Przełożyła torebkę, aktówkę i parasol do jednej ręki, a później zabezpieczyła drzwi metalową kratą. Zamknęła kratę na klucz i potrząsnęła nią dla pewności.
Otworzyła parasol i pobiegła szybko wysypaną żwirem ścieżką do samochodu. Buick, jej duma i radość, stał tam, gdzie zawsze, na małym parkingu za budynkiem. Wiatr szarpał parasolem, zacinając deszczem. Hannah znowu poczuła niepokój, który dręczył ją cały dzień. Odwróciła się przez ramię, ale nikogo nie zobaczyła. Na ścieżce było zupełnie pusto. Dlaczego więc czuła się tak dziwnie?
Weź się w garść, Hannah, pomyślała, i ruszyła dalej, zastanawiając się, skąd weźmie pieniądze, których centrum tak bardzo potrzebuje. Doszła do wniosku, że przydałaby jej się pomoc kogoś znanego. Kogoś, komu ludzie ufają. Do głowy przyszedł jej Gregory Ray Furlough, kontrowersyjny kaznodzieja z telewizji. Nigdy dotąd nie zwracała się do niego z prośbą o pomoc finansową; wydawał się jej zawsze zbyt nadęty. Ale nadszedł czas, by zapomnieć o dumie. Tak, spróbuje się z nim spotkać osobiście. A później jeszcze raz zwróci się do Charlesa Pomeroya, innego bogacza, za którym nie przepadała. Pomeroy handlował bronią i zmieniał żony jak rękawiczki, ale potrafił być hojny, jeśli uznał, że sprawa jest tego warta. Poza tym Charles miał syna, który zmagał się z emocjonalnymi i psychicznymi problemami.
Znowu będzie musiała się słodko uśmiechać, prosić i uważać, by nie powiedzieć czegoś, co mogłoby mu się nie spodobać.
Podeszła do samochodu, walcząc z parasolem. W ciemności weszła w kałużę i przemoczyła buty. Rozejrzała się i zrozumiała, dlaczego jest tak ciemno. Żarówka w jedynej latarni na parkingu musiała się przepalić.
Dziwne.
Znowu ogarnęły ją złe przeczucia.
Tak, to na pewno przepracowanie daje się jej we znaki. Wszystko ją dzisiaj niepokoi.
Musi wrócić do domu, wziąć prysznic, nalać sobie i Wally’emu po kieliszku wina, a potem uciąć sobie z nim partyjkę scrabble. Wally pewnie już na nią czeka, jak zawsze od trzydziestu sześciu lat. Odkąd zostali małżeństwem.
Jest takim dobrym człowiekiem; zawsze mogła na niego liczyć.
Sięgnęła do torebki, wyciągnęła kluczyki, ale tego wieczoru wszystko szło jak po grudzie. Zamek w samochodowych drzwiczkach musiał się zaciąć. Nie mogła ich otworzyć.
– No, dalej – mruknęła pod nosem zdenerwowana. – Na litość boską!
Otworzyła torebkę, by wyjąć telefon komórkowy, gdy nagle wyczuła za sobą czyjąś obecność. Odwróciła się gwałtownie i zamachnęła parasolem, ale było już za późno. Poczuła na szyi dotyk zimnego metalowego przedmiotu, a chwilę potem jej ciałem wstrząsnęło kilka tysięcy wolt. Krzyknęła. Kolana się pod nią ugięły. Zamachała rozpaczliwie ramionami. Nie mogła oddychać. Nie była w stanie myśleć.
Szybko i sprawnie, jakby robił to już przedtem wiele razy, napastnik zakleił jej usta taśmą, podniósł kluczyki, które upadły na ziemię, i zdjął coś z zanika w drzwiczkach. Potem wepchnął ją bezceremonialnie na tylne siedzenie samochodu. Hannah nie była w stanie się ruszyć, patrzyła bezradnie, jak podniósł z ziemi coś jeszcze… jej torebkę i parasol. Rzucił je na przednie siedzenie od strony pasażera.
Ogarnęła ją panika. Chciała uciekać, ale członki odmówiły jej posłuszeństwa. Napastnik był szybki, skrępował jej nogi w kostkach, a później boleśnie wykręcił ręce do tyłu, związał taśmą nadgarstki i zawiązał oczy.
Wszystko to trwało mniej niż dwie minuty, w czasie których ani razu się nie odezwał. Potem usiadł za kierownicą i samochód ruszył. Hannah miała wrażenie, że ten człowiek, kimkolwiek był, planował to od wielu dni czy tygodni, a może nawet miesięcy.
Ale po co?
Dobry Jezu, pomóż mi! Hannah drżała na całym ciele, pod powiekami czuła gorące łzy. Usiłowała zebrać myśli i opracować jakiś plan ucieczki. Może zdoła wyskoczyć z jadącego samochodu? Ale porywacz, jakby czytał w jej myślach, zamknął zamek zabezpieczający przed wypadnięciem.
Zwolnił i wyjechał na ulicę.
Boże, gdzie on ją zabiera?
Myśl, myśl! Twoja komórka! Gdyby tylko udało ci się wystukać 911…
Naprężyła mięśnie ze wszystkich sił, była jednak związana, a telefon znajdował się w torebce, leżącej na przednim siedzeniu.
Wiedziała, że nie ucieknie.
Czuła, że musi zachować spokój i starać się znaleźć pocieszenie w wierze. Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają. Może przynajmniej skupić się na drodze. Nic nie widziała, ale znała miasto jak własną kieszeń. Centrum znajdowało się dwie przecznice od Esplanady, a samochód od razu skręcił na zachód. Przez jakiś czas jechał powoli, a później przyspieszył i światła ulicznych latarni, przenikające przez opaskę na oczach Hannah, zniknęły. Czuła, że znaleźli się na autostradzie, ale nie miała pojęcia, w jakim kierunku jadą.
Nagle w samochodzie rozległa się stłumiona muzyka i łzy napłynęły jej do oczu. Rozpoznała melodię, którą ustawiła w komórce jako sygnał połączenia z domu. Wally. Wally już czeka. Nalał wino do kieliszków, rozłożył na stole w kuchni scrabble. Ścisnęło ją w gardle. Spóźniła się dziesięć minut, a on już się niepokoi. Kocham cię, pomyślała. Przypomniała sobie jego twarz i dzień ślubu, i noc poślubną, kiedy kochali się po raz pierwszy w swoim maleńkim mieszkanku. Nie pojechali w podróż poślubną z oszczędności. Przez pięć lat pracowali i studiowali, spłacali pożyczkę i żyli ze stypendiów. Postanowili wówczas, że nie będą mieli dzieci, bo oboje chcieli pomagać swoim dużym rodzinom i rodzeństwu. Wally został nauczycielem, a Hannah, z powodu Martina, zdecydowała, że poświęci się pracy z chorymi psychicznie.
Teraz, kiedy leżała związana na tylnym siedzeniu swojego samochodu, wszystko to wydało jej się tak strasznie odległe.
Telefon przestał dzwonić i Hannah ogarnęło uczucie osamotnienia.
Nie dawaj za wygraną, Wally! Proszę!
Dziesięć minut później telefon zaczął wygrywać tę samą melodię. Porywacz nie zwracał na to uwagi. Jakby w ogóle go to nie obchodziło. Jakby miał to gdzieś. Czy nigdy nie słyszał o GPS?
Telefon umilkł. Hannah niemal słyszała niepokój w głosie męża, kiedy zostawiał kolej na wiadomość w poczcie głosowej.
Porywacz w milczeniu prowadził samochód. Hannah domyśliła się, że byli już gdzieś poza miastem. Kiedy telefon zaczął dzwonić po raz trzeci, omal nie wybuchła płaczem.
Mniej więcej po godzinie samochód zjechał z autostrady w jakąś krętą drogę. Telefon zadzwonił jeszcze dwa razy i umilkł… zapewne Wally zaczął teraz dzwonić do rodziny i przyjaciół.
Nagle samochód zwolnił, skręcił gwałtownie w prawo i podskakiwał na nierównej nawierzchni. Hannah słyszała, jak trawa i niskie krzaki uderzają o podwozie. Boże, dokąd ją wiezie ten szaleniec?
W końcu się zatrzymali. Porywacz otworzył drzwiczki i Hannah poczuła wilgotny, ziemisty zapach lasu i bagien.
Zacisnęła zęby. Nie podda się bez walki.
Kiedy otworzył tylne drzwiczki, wierzgnęła.
– Mam rewolwer – powiedział. – Nie ruszaj się. – Dotknął jej uda jakimś przedmiotem z zimnego metalu. – I nóż – dodał, przejeżdżając po jej nodze wąskim chłodnym ostrzem.
Hannah omal nie straciła panowania nad pęcherzem. Teraz była już pewna, że chce ją zabić. Jeśli będzie miała szczęście, po prostu ją zastrzeli. Nie wyjdzie z tego żywa.