– Przeszukaliście teren?
– Tylko wokół klasztoru, ale poprosiłam już pana DuLoca, by rozejrzał się po okolicy.
– Lawrence DuLoc, tak? Ogrodnik?
– Tak.
– Od jak dawna tu jest?
– Od… od ponad dziesięciu lat, na pewno. Musiałabym sprawdzić to w dokumentach.
– Zrobi to siostra?
– Nigdy nie było z nim żadnych problemów.
– Czy on mieszka na terenie klasztoru?
– Tak, w małym domku na obrzeżach posiadłości… ale naprawdę, pan DuLoc to prawdziwy dar niebios dla nas – powiedziała obronnie i uniosła lekko głowę, jakby ją uraził.
– Musimy sprawdzić wszystkich związanych z klasztorem, żeby odnaleźć siostrę Marię. Jestem pewny, że zechce siostra z nami współpracować.
Zakonnica zacisnęła usta.
– Oczywiście, detektywie, ale moim obowiązkiem jest także chronienie ludzi, którzy tu mieszkają.
– Oboje będziemy ich chronić. – Montoya wstał. – Czy mogę zobaczyć jej pokój?
Matka przełożona kiwnęła głową, zdjęła okulary na łańcuszku, a potem podniosła się i poprowadziła Montoyę na pierwsze piętro. Zagrodziła dojście do pokoju kilkoma krzesłami, a potem otworzyła drzwi.
– Pokój nie był zamknięty na klucz?
Podniosła na niego wzrok.
– Nie było takiej potrzeby.
– Aż do ubiegłej nocy.
Montoya zajrzał do niewielkiej izdebki. W rogu stało łóżko, na którym leżała skłębiona pościel. Kołdra opadała na podłogę. Montoi żołądek podszedł do gardła na myśl o walce, która tu się odbyła. Drzwi szafy były lekko uchylone, w środku wisiało kilka habitów i okryć wierzchnich. Małe okno także było otwarte, do pokoju wpływało przez nie chłodne powietrze.
– Nie dotykała tu siostra niczego?
– Nie. Siostra Rebecca, która zwykle chodziła z Marią na jutrznię, zapukała do jej pokoju, a potem weszła do środka. Siostry Marii nie było, więc zawołała mnie. Potem poszłyśmy do kaplicy, w przekonaniu, że siostra Maria do nas dołączy, ale tak się nie stało. Kiedy nie pojawiła się też na śniadaniu, zaczęłyśmy jej szukać. Rozmawiałam ze wszystkimi, ale nikt nie spotkał jej po tym, jak ja ją widziałam, czyli po ósmej wieczorem. Jak już wspominałam, nie sprawiała wrażenia osoby, którą coś gnębi. No i zadzwoniłam do pana. Dała mi kiedyś numer pańskiej komórki, na wszelki wypadek.
Oficjalnie nic nie mógł zrobić do czasu, aż od chwili zniknięcia miną dwadzieścia cztery godziny. Rozejrzał się jednak po klasztorze, porozmawiał z kilkoma zakonnicami, z którymi przyjaźniła się ciotka. Chodził po starym budynku i czuł, jak narasta w nim gniew. Nie była bezpieczna nawet w klasztorze. Tym samym, który stał się jej schronieniem, kiedy wyparła się jej rodzina.
– Znała siostra dobrze moją ciotkę – powiedział, kiedy matka przełożona odprowadzała go do samochodu.
– Jak każdy.
– Kiedy wstępowała do zakonu, siostra już tu była?
Zakonnica kiwnęła głową.
– Tak – odparła, uśmiechając się lekko. – Jestem tu od bardzo dawna. Młodsze zakonnice zapewne uważają mnie za dinozaura.
Montoya spojrzał na stojącą przed nim postać w habicie. Przypominała raczej małego ptaszka.
– A więc siostra wie, czemu ciotka podjęła taką decyzję.
Matka przełożona uniosła brwi.
– Żyjemy tu wszystkie bardzo blisko siebie. Każda ma jakieś tajemnice.
– Oczywiście.
Zawahała się, a potem powiedziała:
– I powinny nimi pozostać. To sprawy między człowiekiem a Bogiem. Ale… wiem o jej synu.
Dotarli do samochodu. Montoya otworzył drzwi.
– Nie wiem, czy zniknięcie mojej ciotki… siostry Marii… nie ma związku ze starym szpitalem – powiedział – ale chciałbym zobaczyć dokumenty. Potrzebuję informacji o ludziach, którzy tu pracowali, leczyli się, przyjeżdżali w odwiedziny.
Zakonnica spojrzała na niego gniewnie.
– Szpital jest od dawna zamknięty.
– Interesują mnie dokumenty. Na pewno jeszcze istnieją.
– To informacje poufne.
– Dostanę nakaz sądowy, to tylko kwestia czasu. Ale nie powinniśmy go marnować. – Spojrzał na nią twardo. – Nie wiem, jak i dlaczego, ale sądzę, że te podwójne morderstwa muszą mieć jakiś związek ze szpitalem. Może dokumenty pomogą mi odnaleźć ciotkę. – Na myśl o tym, że wkrótce po tym, jak rozmawiał z nią o szpitalu, siostra Maria zniknęła, ogarnęło go poczucie winy. – Prosiłem ją już o pewne informacje i dowiedziałem się tylko, że są objęte tajemnicą lekarską. A teraz ciotka zaginęła. Czy te dwa fakty mają ze sobą jakiś związek? Nie wiem. Ale muszę się dowiedzieć.
– Jakie informacje pana interesują? – zapytała.
– Chcę się dowiedzieć, co naprawdę stało się z Faith Chastain.
Matka przełożona zmarszczyła brwi.
– Nie wiem…
– I muszę odnaleźć moją ciotkę.
Zakonnica odwróciła na chwilę oczy, a potem najwyraźniej podjęła decyzję.
– Zobaczę, co da się zrobić. Może na to nie wyglądam, ale znam współczesny świat i jego bolączki, detektywie. Ale podobnie jak pan muszę przestrzegać pewnych zasad.
– Dziękuję. Wrócę niedługo. – Montoya wsiadł do samochodu i ruszył do miasta.
Jechał szybko. Po drodze zadzwonił do matki i poprosił ją, by zatelefonowała do wszystkich krewnych i znajomych i dowiedziała się, czy ktoś z nich widział Marię. Potem zadzwonił do Miguela w sprawie alarmu dla Abby.
– Reu, jesteśmy zajęci do końca miesiąca – narzekał Miguel. – Otworzyliśmy nową filię, ale ludzie dostali szału, wszyscy chcą montować alarmy. To przez te morderstwa. Kiedy ty masz robotę, jak też nie mam czasu usiąść.
Montoya trochę za szybko wszedł w zakręt.
– To bardzo ważne.
– Wszyscy tak mówią.
– Będę twoim dłużnikiem.
Już jesteś. Nigdy się nie wypłacisz. A tak przy okazji, kim jest ta dziewczyna?
– To przyjaciółka, która jest, być może, w poważnym niebezpieczeństwie.
Miguel zaśmiał się i zapalił papierosa.
– Nowa przyjaciółka?
– Tak.
– Najwyższy czas, żebyś znalazł sobie kobietę – mruknął Miguel. – W porządku, zajmę się tym w przyszłym tygodniu. Daj mi jej adres. Zaczekaj… muszę poszukać długopisu.
Kiedy wrócił do telefonu, Montoya podał mu wszystkie informacje, a potem powiedział, że Maria zniknęła.
– Z klasztoru? – spytał Miguel.
– Na to wygląda.
– Boże, człowiek nigdzie nie jest dziś bezpieczny. Znajdziesz ją, prawda? Całą i zdrową?
– Mam nadzieję. Ty też pogadaj, z kim trzeba. Z mamą już rozmawiałem. Zadzwonię później. – Rozłączył się i zwolnił przed światłami.
Był ciepły sobotni ranek. Słońce przeświecało przez rzadką mgłę, ulice i chodniki lśniły. Montoya opuścił szybę w oknie samochodu i spojrzał na zegarek. Minął Jackson Square i katedrę o trzech wieżach, których wierzchołki tonęły jeszcze w porannej mgle. Ulicami ciągnęli ludzie, pchali przed sobą wózki z dziećmi, spacerowali z psami, śmiali się i robili zakupy, jakby nie zdawali sobie sprawy, że w mieście czai się zabójca, i że spokój poranka to tylko pozory.
Musisz go powstrzymać. Jesteś dobrym gliną, wiesz, musisz dopaść drania uratować Marię. Nie pozwól, żeby ten szaleniec znowu odebrał komuś życie.
Zaparkował w pobliżu budynku policji i szybko wszedł do środka. Na drugim piętrze wpadł na Zaroster.
– Cześć – powiedziała, zdejmując żakiet. – Słyszałeś już? Gregory Ray Furlough zniknął.
Montoya zmartwiał.
– Żartujesz.