– Nie. Jego żona już zgłosiła zaginięcie, choć wygląda na to, że osoba, która widziała go ostatnia, opuściła jego posiadłość koło ósmej wieczorem. Najwyraźniej pastor i jego małżonka nie sypiają razem; on zazwyczaj zostaje na noc w swoim studiu na terenie posiadłości. Nie minęły jeszcze dwadzieścia cztery godziny, ale ze względu na te morderstwa wszyscy już nad tym pracują. Brinkman i Conway pojechali do jego domu z jednym z federalnych.
– Cholera. – Montoi zrobiło się słabo. – Moja ciotka też zniknęła. Z klasztoru.
– Co?
– Moja ciotka jest zakonnicą. Ostatnio widziano ją wczoraj, koło ósmej wieczorem.
– O Boże. – Zaroster chwyciła żakiet. – Jadę tam.
– Już tam byłem.
– Oszalałeś! Nie możesz prowadzić dochodzenia w sprawie członków swojej rodziny…
– Pojechałem tam nieoficjalnie – przerwał. – Tak się złożyło, że byłem pierwszym jej krewnym, do którego zadzwonili. Tak, zadałem kilka pytań, zrobiłem notatki, obejrzałem jej pokój, powiedziałem matce przełożonej, żeby nikogo tam nie wpuszczała. Domyślam się, że będziemy musieli współpracować z biurem szeryfa.
Zaroster zmarszczyła brwi i włożyła ręce w rękawy żakietu.
– Podejrzewasz, że znajdziemy twoją ciotkę z Furloughem.
– Jin i jang – odparł Montoya.
Zaroster spojrzała na niego z ukosa.
– Wyjaśnij mi to.
– Ofiary giną parami, jedna osoba jest całkowitym przeciwieństwem drugiej. Kobieta ma sprawiać wrażenie, jakby to ona była zabójcą, jest ubrana i znajduje się zawsze dokładnie naprzeciw mężczyzny. – Czuł, że serce podchodzi mu do gardła. – I tak byłoby w przypadku mojej ciotki i Furlougha. Oboje są związani z kościołem; on ostentacyjnie, na pokaz, ona to cicha, pokorna zakonnica, która żyje z dala od świata.
– Co to jest? Zasady taoizmu czy jakiejś innej wschodniej filozofii?
– Nie wiem.
Zaroster wsunęła rewolwer do kabury.
– Pora wziąć się do roboty.
Pogrzeb był rozdzierający. Abby i Gina siedziały w jednej z tylnych ławek z ojcem i Charlene, słuchając, jak ksiądz rozwodzi się nad zaletami Nicka. Żałobnicy ocierali łzy, kilku bliskich przyjaciół wygłosiło krótkie przemówienia na temat tego, jakim był wspaniałym facetem. Abby rozpoznała jego współpracowników z radia, paru kumpli, z którymi po rozwodzie straciła kontakt, i nielicznych wspólnych znajomych.
Montoya także był na pogrzebie, obserwował tłum, a po ceremonii stał przy wejściu do kościoła. Tłum zaczął się rozchodzić, ale dziennikarze z mikrofonami w rękach ciągle mówili coś do kamer.
Abby i Gina spędziły jeszcze kilka godzin z ojcem i Charlene, aż w końcu druga pani Chastain spojrzała znacząco na zegarek i oznajmiła, że czas się pożegnać. Ruszyła do swojego cadillaca, pchając przed sobą męża na wózku inwalidzkim. Gina i Abby pomogły jej usadowić Jacques’a w samochodzie, a potem włożyć wózek do przepastnego bagażnika.
– Uważajcie, żeby nie zarysować lakieru – powiedziała Charlene.
Gina zacisnęła zęby, a później, kiedy jechały do domu, powiedziała:
– Miałam ochotę rozwalić tego cholernego cadillaca. Chyba już zapomniała, kto kupił ten samochód. Co za suka!
– To nie jej wina, że ojciec jest w takim stanie.
– Jasne, ale przecież wiedziała, co mówi, kiedy składała przysięgę małżeńską. „W zdrowiu i chorobie”, tak? – Abby nie odpowiedziała. Gina westchnęła i dodała: – No dobrze, czepiam się, masz rację. Brak snu odbiera mi zwykłą pogodę ducha.
Abby zaśmiała się cicho.
– Co? – mruknęła Gina, opierając głowę o szybę.
– Pogodę ducha? Daj spokój.
– No dobrze, znowu masz rację. – Ziewnęła, sięgnęła po sweter leżący na tylnym siedzeniu i wsunęła go pod głowę. – No, tak lepiej…
– Zdrzemnij się.
– Nie rozmawiałaś z tym swoim nowym chłopakiem.
– To nie jest mój chłopak.
– Jasne, prawie mnie nabrałaś. – Gina ziewnęła znowu. – Zwykle, kiedy facet zostaje na noc, rano robi ci kawę, a przed wyjściem nie może się od ciebie oderwać, oznacza to, że jest twoim chłopakiem.
– Widziałaś, jak wszystkich obserwował?
– Jak wilk gotowy do ataku. – Gina poprawiła sweter pod głową i zamknęła oczy. – Abs?
– Tak? – Abby wyjechała na autostradę, zerknęła we wsteczne lusterko i przyspieszyła.
– Nigdy nie spałam z Nickiem.
– Gino, to nieprawda i obie o tym wiemy.
– Mam na myśli to, że nigdy nie spałam z nim po waszym ślubie. – Gina otworzyła oczy i spojrzała na siostrę. Była śmiertelnie poważna. – Nie zrobiłabym czegoś takiego. Nigdy. Wiem, co Nick ci naopowiadał, ale kiedy ty powiedziałaś „tak”, ja powiedziałam sobie „nie, nigdy”. I dotrzymałam słowa. Przed ślubem, cóż, o tym wiesz. Ale później już nie.
– Dlaczego teraz mi o tym mówisz?
– Bo teraz Nick nie może już kłamać. Nie może mieszać ci w głowie. – Gina westchnęła. – Ta historia z Nickiem… nie jestem z siebie dumna. Bardzo źle się z tym czułam. Ale już nic nie mogę z tym zrobić, tylko powiedzieć ci prawdę. Jasne, podobał mi się, ale był twoim mężem. – Urwała na moment. – Myślisz, że mogłybyśmy… zostawić to już za sobą i zacząć od nowa?
Abby zawahała się i spojrzała na siostrę. Czy to naprawdę jest takie proste?
Gina nie spuszczała z niej wzroku.
– Umowa stoi?
Nick nie żyje. To już skończone. Dlaczego więc nie miałaby zostawić przeszłości za sobą?
– Dobrze – powiedziała w końcu. – Umowa stoi.
Rozdział 24
Chcę, żebyś dowiedziała się o tym ode mnie – powiedział Montoya w drodze na policję. Nie udało mu się złapać Abby po pogrzebie, zadzwonił więc do niej przy pierwszej okazji. – Siostra Maria zniknęła.
– Co?
Usłyszał napięcie w jej głosie.
– Domyślam się, że jeszcze o niczym nie słyszałaś.
– Nie.
Jej głos napływał falami, jakby zanikał zasięg.
– Najbardziej niepokojące jest to, że zniknął też Gregory Ray Furlough.
– O Boże.
– Nie wiemy, czy porwał ich ten sam człowiek, który zamordował tamte cztery osoby, ale sprawa nie wygląda dobrze.
– Nie – szepnęła. – Tak mi przykro.
Montoya zmienił pas.
– Zadzwoniłem do mojego brata Miguela w sprawie alarmu. Spróbują cię wcisnąć w grafik.
– Dzięki.
– Wpadnę do ciebie, tylko nie wiem kiedy. Jest z tobą siostra?
– Tak. Ma zamiar zostać kilka dni.
– To dobrze. I dobrze, że masz psa obronnego.
Abby zaśmiała się i Montoya, mimo niepokoju, także uśmiechnął się lekko.
– Nie zapominaj o Anselu, kocie alarmowym – powiedziała.
– Prawda, mój kumpel. – Skręcił w Chartres Street przy Jackson Square, gdzie grupka turystów słuchała grającego na ulicy zespołu jazzowego.
– Ansel tęskni za tobą – dodała Abby.
Montoya parsknął śmiechem.
– Powiedz mu, że odwzajemniam jego uczucia. – Przywołał w pamięci jej twarz, zalotnie spojrzenie złotych oczu i poczuł się lepiej po raz pierwszy od czasu zaginięcia ciotki. – Nie znalazłaś rewolweru?
– Nie – odparła, a jej głos spoważniał. Teraz słyszał ją dość wyraźnie. – Prawdę mówiąc, wcale go nie szukałam.
– Nie podoba mi się to.
– Wiem.
Im dłużej myślał o zaginionym rewolwerze, tym bardziej martwił się o Abby. Doszedł do wniosku, że kiedy jej siostra wyjedzie, a alarm nie zostanie jeszcze zainstalowany, zaproponuje jej, by zatrzymała się u niego, w mieście.