Выбрать главу

Zaparkował przed budynkiem policji. Nie został jeszcze oficjalnie odsunięty od sprawy, ale była to tylko kwestia czasu. Wiedział, że wkrótce zniknięcie jego ciotki zostanie powiązane z morderstwami.

Zamknął samochód i wszedł do budynku. Miał zamiar podłączyć aparat fotograficzny do komputera i wydrukować zdjęcia zrobione w czasie pogrzebu Giermana. Potem będzie musiał porównać je ze zdjęciami z uroczystości pożegnalnej Courtney LaBelle. Jej pogrzeb miał się odbyć następnego dnia po południu. Wiedział, że tam również musi pójść. Morderca też się tam z pewnością pojawi, będzie napawał się chaosem i cierpieniem, które wywołał, ocierał ramieniem o żałobników i jeszcze raz przeżywał swoją zbrodnię.

Tak, czekam na ciebie, obłąkany draniu, pomyślał, wchodząc na schody. Jestem gotowy.

– Dostałaś anonimowy list, w którym było napisane: „Wracaj do domu, Patricia cię potrzebuje?” – powtórzyła Abby, patrząc na siostrę w osłupieniu. Siedziały w restauracji na St. Charles Avenue.

To Gina, po dwugodzinnej drzemce, wpadła na pomysł, by „uciec od tego całego stresu”. Abby miała ochotę zostać w domu. Była wyczerpana po pogrzebie Nicka, ale z drugiej strony chciała w końcu poznać tajemnicę, którą znali jej siostra i ojciec. Tajemnicę, dotycząca dnia, gdy zmarła jej matka. A Gina obiecała, że powie jej wszystko, co wie.

W końcu pojechały do miasta samochodem Abby, przesiadły się do tramwaju i wylądowały w niewielkiej restauracji mieszczącej się w starym, wiktoriańskim domu. Był wczesny wieczór. Zajęły stolik przy oknie z widokiem na ogród ozdobiony mnóstwem malutkich lampek ukrytych wśród zieleni. Kelnerka postawiła przed nimi wysoką szklankę z paluszkami grissini, a zaraz potem Gina powiedziała Abby o liście.

– Mam go przy sobie. – Schyliła się i wyjęła z torebki prostą białą kopertę. Na znaczku była pieczątka z Nowego Orleanu, nie było jednak nazwiska ani adresu nadawcy.

Choć popołudnie było ciepłe, Abby nagle zrobiło się zimno.

– Nie wydało ci się to dziwne?

– Owszem, trochę. – Gina sięgnęła do szklanki i wyjęła paluszka.

– Bardzo dziwne. Nikt nigdy nie nazywał mnie Patricią, poza mamą.

– Cóż, ona na pewno nie wysłała tego listu.

– Właśnie. Więc kto? Kto chciał, żebyś tu przyjechała?

– Myślałam, że może ty wysłałaś ten list.

– Żartujesz.

– Pomyślałam, że może wybrałaś taki sposób, żeby mnie ściągnąć, nie tracąc przy tym twarzy. – Gina nabrała na paluszek odrobinę masła.

– Gdybym chciała, żebyś przyjechała, zadzwoniłabym do ciebie. Wiesz o tym.

– To może… sama nie wiem… może tata go napisał.

– Tata? – Abby wzięła list do ręki i potrząsnęła nim przed twarzą siostry. – A jak zdołał go wysłać?

– Może poprosił Charlene.

– A dlaczego się pod nim nie podpisał? Po co ta szopka rodem z romansu? A w ogóle, czy nie łatwiej byłoby mu po prostu zadzwonić? Każdy normalny człowiek tak właśnie by zrobił.

– To już nie wiem – powiedziała Gina defensywnie. Wydawała się jednak trochę zaniepokojona. – Słuchaj, nie martwmy się tym teraz. Porozmawiamy o tym cholernym liście później. – Wyrwała kartkę z ręki Abby i wsunęła ją do koperty w chwili, kiedy do stolika podeszła kelnerka.

– Czy mogę przyjąć zamówienie? – spytała uprzejmie. Była pulchna i miała różowe policzki, w ręce trzymała bloczek. Spojrzała na Abby i dodała: – Może potrzebują panie jeszcze trochę czasu?

Gina, która w jakiś sposób zdążyła przejrzeć menu, powiedziała:

– Poproszę dużą sałatkę z krewetkami, karmelizowaną cebulą i sosem serowym.

Kelnerka zwróciła się do Abby, która jednak straciła apetyt. Kiedy wchodziła do restauracji, była głodna jak wilk, ale teraz nie miała ochoty najedzenie. Kto mógł wysłać do Giny ten list?

– Abby? – ponagliła ją Gina, zerkając na kelnerkę. – Wiesz już, co zamawiasz?

Chcę, żeby to wszystko się skończyło… wszystkie te zagadki i tajemnice…

Spojrzała na menu, usiłując się skupić. Czy jej się wydaje, czy naprawdę kilka osób siedzących przy innych stolikach odwróciło głowy w jej stronę? Weź się w garść, Abby. Nie rób scen, pomyślała. Ale ręce drżały jej tak, że w końcu schowała je pod stolikiem.

– Może jednak przyjdzie pani później – powiedziała Gina.

Abby spojrzała na nią ostro, a potem zamówiła pierwsze danie z karty.

– Proszę sałatkę ze szpinaku, z krewetkami z grilla i sosem firmowym.

Zaczekała, aż kelnerka się oddali, a potem popatrzyła na Ginę ze złością.

– Powinnaś powiedzieć mi wcześniej o tym liście.

– Chciałam zrobić to dopiero po pogrzebie.

– Wiedziałaś, że mnie to zdenerwuje?

– Wiedziałam, że cię to zdenerwuje jeszcze bardziej. – Gina spojrzała na sufit, gdzie skrzydła wentylatora miarowo mełły powietrze.

Abby postanowiła zmienić temat.

– A co chcesz mi powiedzieć o tym dniu, kiedy zginęła mama?

Gina wbiła wzrok w blat stolika.

– Gino? – Abby pochyliła się w stronę siostry.

Gina zamknęła oczy i powoli pokręciła głową. Potem westchnęła i sięgnęła po szklankę z herbatą.

– W porządku… miałam ci o tym nie mówić…

– Dlaczego? Co się stało? Kto powiedział, że nie powinnaś mi o tym mówić?

– Lekarze. Twoi lekarze, Abby. Ci, do których chodziłaś zaraz po śmierci mamy.

Abby nagle zakręciło się w głowie. Zacisnęła palce na kolanach.

– Powiedz mi – zażądała.

Widząc jej reakcję. Gina omal nie zmieniła zdania.

– Może to nie jest odpowiednie miejsce.

– Powiedz! – powtórzyła Abby z naciskiem.

– Dobrze już, dobrze… Tego dnia miałaś zanik pamięci wywołany emocjonalnym urazem. Tatuś rozmawiał z lekarzami, którzy cię badali po śmierci mamy, i oni powiedzieli, że to się zdarza. To amnezja emocjonalna. Czasami pamięć wraca po pewnym czasie, a czasami… cóż, nie wraca.

– Tak jak u mnie.

– Tak.

– I w ciągu ubiegłych dwudziestu lat ani tobie, ani ojcu nie przyszło do głowy, że powinniście mi powiedzieć?

– Odradzono nam to – odparła Gina z prostotą.

– Ale minęło dwadzieścia lat! – Abby ogarnął gniew, ale opanowała się szybko. – W porządku, Gino, o co chodzi? Co takiego strasznego wyparłam z pamięci? O czym nie pamiętam?

– Nie wiem. – Gina patrzyła na nią zaskoczona. – Chodzi o to, że pamięć cię zawodzi. – Kelnerka podeszła, by dolać im mrożonej herbaty do szklanek i Gina umilkła. – Nie wysiadałaś wtedy z samochodu, Abby. Kłóciłyśmy się o to, która z nas zaniesie mamie prezent. W końcu rzuciłyśmy monetę i ja wygrałam. Tata był zły, że kłócimy się o takie drobiazgi… w dniu urodzin mamy… i twoich, wiem. W każdym razie, kiedy podjechaliśmy pod szpital, ty wysiadłaś, zanim ojciec zdążył się na dobre zatrzymać, i wbiegłaś do szpitala. My ciągle jeszcze siedzieliśmy w samochodzie.

Abby zamrugała.

– I nie byłam na zewnątrz?

– Nie. Kiedy mama wypadła z okna, ty byłaś już w jej pokoju.

Szum głosów nagle się nasilił, ściany restauracyjnej sali zakołysały się, a świece na stolikach urosły do rozmiarów gwiazd. A więc to, co pamiętała, nie było prawdą. Przypomniała sobie mgliście, jak wpadła do mrocznego budynku, minęła chłopca na wózku inwalidzkim i pielęgniarkę, a potem stary zegar, który właśnie zaczął wygrywać kuranty. A później wbiegła na schody.