– Wydział musi sprawdzić wszelkie poszlaki.
– Wydaje mi się, że policja już z nim rozmawiała. – Zakonnica podeszła do biurka, przesunęła dłonią po blacie, a potem dotknęła ramienia Montoi. – Larry nie jest mordercą.
Montoya był skłonny się z nią zgodzić, ale nie dał tego po sobie poznać.
– Jest wysoki, prawda?
– Owszem – przyznała, krzyżując ręce na piersi. – Może pan z nim porozmawiać. Lany niczego nie pragnie bardziej niż pomóc wam odnaleźć siostrę Marię. Lany DuLoc to bardzo pobożny człowiek, detektywie. Ma silną wiarę. – Wskazała ręką okno. – Jest teraz w ogrodzie.
– Dziękuję. – Montoya się zawahał. – A czy dowiedziała się siostra czegoś na temat Faith Chastain?
– Cóż, Faith wypadła z okna swojego pokoju w dniu swoich urodzin – powiedziała, jakby recytowała znaną na pamięć historię. – Szpital został pozwany do sądu za zaniedbanie. Okno nie było należycie zabezpieczone. Krata była źle zamocowana.
– Wypadła przez szybę.
Matka przełożona kiwnęła głową.
– Gdyby w oknie były metalowe pręty, do tragedii prawdopodobnie by nie doszło. Tak w każdym razie sugerował prokurator.
– Kto pozwał szpital? Stan Luizjana?
Zakonnica uśmiechnęła się cierpliwie.
– Owszem, stan w końcu został w to włączony, ale pozew złożyła rodzina Faith, a właściwie jej mąż. Nigdy nie doszło do procesu. Sprawa została załatwiona polubownie.
Montoya patrzył na staruszkę i czuł, że ciągle coś ukrywa.
– Coś jeszcze?
Matka przełożona zacisnęła palce na krzyżyku, który wisiał na jej szyi. Sprawiała wrażenie, jakby zmagała się z jakimś wewnętrznym demonem.
– Cóż, to chyba już bez znaczenia – powiedziała w końcu. – Minęło tyle lat, a jeśli to pomoże panu odnaleźć siostrę Marię… – Przeżegnała się i pochyliła na moment głowę, jakby się modliła. – Napomykano coś o nadużyciach, o molestowaniu… podobno jeden z naszych lekarzy pozostawał z Faith Chastain w związku o charakterze seksualnym. Na początku ten człowiek wyparł się wszystkiego, ale później inni zaczęli mówić… pracownicy szpitala, którzy coś widzieli, ale bali się stracić pracę i milczeli. Kiedy prawda wyszła na jaw, lekarz twierdził, że na wszystko, co robił, miał przyzwolenie Faith. – Skrzywiła się z niesmakiem. – Przyzwolenie? Przyzwolenie kobiety cierpiącej na chorobę psychiczną? Natychmiast został zwolniony.
– Nie został oskarżony?
Pokręciła głową.
– Rodzina oskarżyła szpital o spowodowanie śmierci Faith i na tym się skończyło. Może nie wiedzieli o tej drugiej sprawie. – Spuściła wzrok. – Nie były to najlepsze czasy dla szpitala.
– Kim był ten człowiek?
Zakonnica spojrzała mu w oczy.
– Doktor Heller był znakomitym psychiatrą. Pod wieloma względami wyprzedzał swoje czasy. Ale często wybierał drogę na skróty, dopuszczał się zaniedbań, krótko mówiąc, był leniwy. – Wyprostowała się i uniosła głowę. Mówienie o tym było dla niej trudne. – Hannah Jefferson, która tu wówczas pracowała, ostro go krytykowała.
– Była świadkiem molestowania? – spytał Montoya, czując że jest w końcu na właściwym tropie.
– Nie pamiętam, ale nie przepadała za Hellerem.
– Wie siostra, gdzie on teraz jest?
– Nie… nie utrzymywaliśmy z nim kontaktu. Wyjechał z Luizjany. Przeniósł się gdzieś na zachód… chyba.
– Doktor Leon Heller. Czy ma jakieś drugie imię?
– Tak… Pamiętam, że chciał, by umieszczano je na drzwiach jego gabinetu. – Zakonnica zastanawiała się przez chwilę, a Montoya z trudem zachowywał spokój. Jego ciotka i Gregory Ray być może już nie żyli, a cała ta sprawa w jakiś sposób łączyła się z matką Abby. To ona była wspólnym mianownikiem. – Leon T. Heller, tak było napisane na jego drzwiach. Nie pamiętam tylko, co oznaczała litera „T”. Chyba Theodor albo Thaddeus, czy jakoś tak.
– Tu jest jego nazwisko i numer polisy ubezpieczeniowej? – spytał Montoya, podnosząc szarą kopertę.
– Tak. I zdjęcie, jak sądzę.
Montoya nie tracił czasu. Otworzył kopertę i wysunął z niej pożółkłe kartki.
– Czy Heller był potężnym mężczyzną?
– Był wysoki, ale nie potężny. Przypominał raczej stracha na wróble. Miał bardzo długie nogi i nosił wielkie okulary.
Montoya spojrzał na fotografię dołączoną do starego podania o pracę. Kolory już trochę spłowiały, ale twarz na zdjęciu była wyraźna. Czarne włosy, gęsty wąs, surowe spojrzenie oczu za szkłami dużych okularów w drucianych oprawkach.
– Był jeszcze młody.
– Tak, przyszedł do nas zaraz po studiach – przyznała matka przełożona. – Nie miał wtedy trzydziestu lat.
– Pamięta siostra coś jeszcze na jego temat?
– Był dumnym człowiekiem, miał poczucie wyższości w stosunku do innych, choć starał się to maskować. Ale rzadko mu się to udawało. Był typem samotnika… No i biegał, świetnie biegał! Chyba startował w maratonach, ale… nie jestem pewna. Minęło tyle lat.
Montoya obracał w palcach wyblakłe zdjęcie.
– Przechowujecie zdjęcia wszystkich, którzy tu mieszkali?
– Tylko członków personelu.
– Heller pracował tu w czasie, kiedy zginęła Faith?
– Był z nią wtedy w pokoju – odparła. – Widział, jak wypadała, ale nie potrafił jej uratować. Kwestia molestowania wypłynęła już po jej śmierci. Wtedy poproszono go, by złożył rezygnację.
Montoya spojrzał na twarz na zdjęciu. Surową i poważną twarz człowieka, który nie potrafił ukryć arogancji. Przypomniał sobie portret Faith w domu Abby – portret pięknej kobiety o zalotnym uśmiechu. Ten uśmiech odziedziczyła po niej córka. A więc Faith wbrew swej woli została kochanką Hellera. Zrobiło mu się niedobrze. Co naprawdę wydarzyło się w dniu, kiedy zginęła Faith Chastain? Czy to istotnie był wypadek? A może Heller, czując, że zostanie oskarżony o molestowanie, wypchnął ją z okna?
Matka przełożona chrząknęła.
– Córka Faith także była świadkiem tego wypadku. Wbiegła do pokoju na chwilę przed tym, jak to się stało.
– Która córka? – spytał Montoya, choć znał już odpowiedź. Pamiętał o nocnych koszmarach Abby.
– Ta młodsza…
– Abby.
– Tak, tak ma na imię. Abigail, choć Faith często nazywała ją Patricią.
– Wie matka, dlaczego?
– No, to było tak dawno temu, pracowałam wtedy w szpitalu, ale nie pamiętam. Ona miała zaledwie piętnaście lat. To był dzień jej urodzin i dzień urodzin Faith. Wbiegła do pokoju i zobaczyła doktora Hellera… tylko tyle wiemy. Zaraz potem Faith w jakiś sposób wypadła z okna. Patricią doznała takiego wstrząsu, że zemdlała. Kiedy doszła do sobie, pamiętała niewiele. – Matka przełożona, wyraźnie wytrącona z równowagi swoją opowieścią, wstała i podeszła do biurka. – Obawiam się, że nic więcej nie mogę panu powiedzieć.
– Prawdopodobnie to wystarczy – odparł Montoya i naprawdę tak myślał. Leon Heller. Teraz wiedział już, czego szukać. Miał tylko nadzieję, że nie jest jeszcze za późno, by zapobiec kolejnemu morderstwu.
Rozdział 26
Ukryty w gęstych zaroślach obserwował dom. Zmierzch jeszcze nie zapadł, było późne popołudnie, trzymał się więc z daleka i uważał, by światło słońca nie odbijało się w szkłach jego lornetki. Sprawdził też, skąd wieje wiatr, żeby głupi pies nie wyczuł jego obecności.
Co za ból.
Wszystko było przygotowane. Teraz czekał tylko na chwilę, kiedy aktorki pojawią się na scenie. Obie siedziały w domu. Miał zamiar zaczekać, aż zasną, ale wiedział, że nastąpi to dopiero za parę godzin.