Выбрать главу

– Dam sobie radę.

– W porządku, ale weź ze sobą moją broń.

– Twoją broń?

– Tak, zazwyczaj noszę ją w torebce, ale przed podróżą samolotem musiałam ją spakować do bagażu. Zaczekaj. – Postawiła kieliszek na kuchennym blacie, wyszła do holu i po chwili wróciła z dziwacznym nożem w ręce.

– Co to jest?

– Tańsza wersja Pomeroy Stiletto. Rozkłada się, kiedy naciśniesz ten mały przycisk, o tak… – Zademonstrowała, naciskając mały czerwony guziczek.

– Czy takie rzeczy nie są zabronione?

– Wiem tylko, że nie wolno ich wnosić na pokład samolotu. – Zamknęła ostrze i wcisnęła nóż w dłoń Abby.

– Dobrze – powiedziała Abby trochę niepewnie i wsunęła nóż do kieszeni. Była gotowa, wszystko zostało spakowane i czekało w samochodzie. – Do zobaczenia później. Rozpal na kominku i napij się jeszcze wina. Jeśli nie wrócę w ciągu trzech godzin, wyślij posiłki.

– Zadzwonię do Montoi.

– Dobrze. – Abby sama myślała o tym, żeby do niego zadzwonić. Ale gdyby mu powiedziała, co ma zamiar zrobić, dostałby pewnie szału. Nie zrozumiałby tak jak Gina. Jeszcze bardziej stanowczo domagałby się, żeby została w domu. Poza tym był zajęty – usiłował rozwikłać serię morderstw, a w dodatku jego własna ciotka właśnie zaginęła.

Wsiadła do samochodu i wyjechała z garażu. Jak to mówią? Dziś jest pierwszy dzień reszty twojego życia.

Dla niej było dokładnie odwrotnie. Dziś był ostatni dzień jej trzydziestu pięciu lat.

Jutro rozpocznie nowe życie.

– …zgadza się. Sprawdź alibi tego DuLoca i dowiedz się jak najwięcej na temat Leona Hellera. Mam numer jego polisy – powiedział Montoya do Zaroster, trzymając kierownicę jedną ręką. – Miał romans z Faith Chastain, kiedy była pacjentką w Szpitalu Naszej Pani od Cnót. Z tego powodu został stamtąd zwolniony. Potem wyjechał na Zachód, najprawdopodobniej. Sprawdź w FBI, oni mogą mieć lepszy dostęp do jego danych.

– Jasne – powiedziała Zaroster i się rozłączyła.

Montoya uchylił okno samochodu. Czy Heller wrócił? Czy to on mści się na osobach, kiedyś blisko związanych z Faith Chastain? A jeśli tak, dlaczego zabił też Charlesa Pomeroya i Nicka Giermana? Może chodziło o jakieś luźne powiązania? Syn Pomeroya leczył się w tym szpitalu, a Gierman ożenił się z córką Faith, która była świadkiem śmierci matki. Mary LaBelle była córką ludzi, którzy pracowali w szpitalu. Hannah Jefferson była pracownikiem socjalnym.

W czasie, kiedy Heller był tam lekarzem.

A DuLoc był pacjentem.

Był już coraz bliżej, wiedział o tym, ale prawda ciągle pozostawała poza jego zasięgiem.

Dojeżdżał do miasta, kiedy telefon zadzwonił. Odebrał połączenie, wjeżdżając z wiejskiej drogi na autostradę.

– Montoya.

– Zaroster.

– Szybko ci poszło.

– Nie chodzi o Hellera ani DuLoca. Na razie niczego się o nich nie dowiedziałam. – Zawahała się. – Słuchaj, wiem, że nie pracujesz już nad tą sprawą, ale pomyślałam, że powinieneś wiedzieć. Znaleźli samochód Pomeroya, stał na moczarach, na południe od miasta.

Montoya zacisnął zęby. Wiedział, czego powinien się spodziewać.

– Zauważył go facet, który organizuje dla turystów loty helikopterem nad miastem. Zobaczył samochód, zorientował się, że stoi w dziwnym miejscu, i zadzwonił na policję. Pierwsi byli tam ludzie z lokalnego departamentu szeryfa. Znaleźli dwa ciała, mężczyzny i kobiety, zidentyfikowane jako Gregory Ray Furlough i siostra Maria Montoya.

Zacisnął palce na kierownicy. Spodziewał się tego, a jednak odczuł straszny cios.

– Bardzo mi przykro.

– Pieprzony drań. – Ogarnęła go zimna wściekłość, do oczu napłynęły piekące łzy. Przypomniał sobie ciotkę jako młodą kobietę, pełną nadziei, pracującą z dziećmi, śmiejącą się z wybryków swoich siostrzeńców. Był w niej zawsze jakiś smutek, a jednak zdawała się czerpać radość z życia w klasztorze.

– Dostaniemy go – powiedziała Zaroster.

Montoya nie miał co do tego wątpliwości. Jeśli będzie trzeba, spędzi resztę życia na ściganiu tego psychola. Nic go nie powstrzyma. Dorwie potwora.

– Daj mi adres. – Wcisnął gaz, włączył światła i ruszył z piskiem opon, jakby gonił go sam Lucyfer.

Przebita opona?

Akurat teraz?

– Świetnie – mruknęła Abby, patrząc na przednie koło swojej małej hondy. Potem podniosła wzrok na niebo i zorientowała się, że wkrótce zacznie zmierzchać. Świetnie. Nie ma wyjścia, musi zmienić koło. Jeśli się pospieszy może dotrze do szpitala przed zmrokiem. Albo zmieni koło sama – zajmie to co najmniej pół godziny, jeśli zapasowe jest w porządku – albo będzie musiała wezwać pomoc drogową. Wtedy wszystko zabierze pewnie więcej czasu. Mogłaby też pójść pieszo. Od szpitala dzieliło ją osiem kilometrów drogą, ale gdyby poszła na przełaj przez pola, to półtora kilometra. Wtedy jednak musiałaby wziąć plecak, a nie wszystko się do niego zmieści.

– Krok pierwszy – powiedziała do siebie, biorąc lewarek i broszurę z instrukcją użycia.

Może lepiej wezwij pomoc i wracaj do domu – może to jeden z tych znaków, w które tak wierzy Gina? Może jednak nie powinnaś jechać do szpitala?

– Nie – powiedziała głośno. Mowy nie ma. Musi poznać prawdę. Dzisiaj.

Powinna pojechać z Abby.

Przy trzecim kieliszku wina, oglądając film, który widziała już kilka razy, Gina doszła do wniosku, że popełniła wielki błąd. Jak mogła pozwolić Abby wrócić samotnie do tego strasznego szpitala? Powinna z nią pojechać.

Ale nie miała na to najmniejszej ochoty. To miejsce ją przerażało. Nigdy go nie lubiła. Nigdy nie chciała tam wrócić.

Pies, leżący przy kominku, podniósł głowę i warknął cicho.

Gina także z nadzieją podniosła wzrok. Może Abby zastanowiła się i jednak wróciła?

Hershey wstała i zawarczała głucho.

Nie… to nie Abby. Ginie nagle zrobiło się zimno.

– Co to? – spytała, ściszając telewizor. Pies, ze zjeżoną sierścią, chodził od okna do okna, wyglądając na zewnątrz. – Świetnie. Idź na dwór! Rób, co chcesz. – Gina wstała i poczuła, że jest już trochę wstawiona. Nie pijana, oczywiście, ale z pewnością i nie całkiem trzeźwa. Na pewno nie mogłaby prowadzić. I nie powinna już więcej pić. Prawdę mówiąc, wciąż była zmęczona, a wino wzmogło przykre skutki zmiany czasu.

Teraz cholerna suka drapała wściekle w tylne drzwi.

– Dość tego – mruknęła Gina. – Żadna wiewiórka nie jest tego warta. – Otworzyła drzwi i pies, warcząc i szczekając, wypadł na zewnątrz. Ansel, siedzący na jednym ze stołków, syknął przeciągle. Gina omal nie dostała zawału. – Daj spokój. – Serce waliło jej jak młotem.

Wtedy usłyszała ten dźwięk. Dobiegał od strony przedpokoju. Znieruchomiała. Czy to telewizor? Chyba nie…

Ansel wydał kolejny syk i pobiegł do jadalni.

Cholerne zoo, pomyślała wytrącona z równowagi. Nasłuchiwała przez chwilę, ale teraz nie słyszała już nic poza szczekaniem psa i telewizorem.

Wzięła głęboki oddech i spróbowała się uspokoić.

Pies nie przestawał szczekać. Gina spojrzała przez szybkę w drzwiach i zobaczyła Hershey, która podskakiwała nerwowo pod oknem pralni. Zapewne zwietrzyła tam jakieś zwierzę.

Świetnie. A jeśli to skunks?

Wróciła do salonu i zaczęła grzebać w torebce, zerkając na telewizor. Na ekranie był akurat papież, stał na balkonie i machał rękę do tłumu ludzi zgromadzonych na placu.

Znalazła telefon.