Выбрать главу

W głębi jego ciała znowu obudziła się żądza, pragnienie Faith, i gniew, który dręczył go od chwili, gdy pojął, że oddawała się także temu lekarzowi.

Ceną grzechu jest śmierć.

Ileż to razy słyszał te słowa z ust matki. Siedziała przy oknie, z otwartą Biblią na kolanach. Zapomniany papieros dopalał się w popielniczce, w szklance topniały kostki lodu.

– Zapłaci za to – mówiła do swojego jedynego syna. – Twój ojciec i ta kurwa, jego nowa żona, oboje za to zapłacą. – Brała szklankę do ręki i pociągała łyk. – Wszyscy będziemy musieli zapłacić. – Spoglądała na niego zimno, bez cienia miłości. – Ty też. W twoich żyłach płynie jego krew. – Na jej twarz wypływał okrutny, drwiący uśmiech. – Ale ty już za to płacisz, nie? Zakonnice ze szkoły mi powiedziały.

Teraz też ogarniało go obezwładniające uczucie wstydu na wspomnienie tego, co mówiła o grzechu, co wbijała mu do głowy przez całe dzieciństwo. Brała do drżącej ręki papierosa i rozwodziła się nad jego występkami. Zakonnice powiedziały jej, że oszukiwał w szkole, co oczywiście było kłamstwem. Ale ona im wierzyła i musiała go ukarać, zmusić do zastanowienia nad jego grzesznym życiem. W tym celu zamykała go w szafie.

Nieraz.

Kiedyś przyłapano go, jak całował koleżankę ze szkoły. Wrócił do domu, gdzie zastał rozgniewaną, zażenowaną matkę. Tym razem został rozebrany do naga i zamknięty na trzy dni. Siedział tam, w swoich fekaliach i urynie, bez kropli wody. Za karę miał napisać na ścianie: „Ceną grzechu jest śmierć”. Był pewien, że umrze w tej szafie, w której kiedyś jego ojciec przechowywał strzelby.

Wypuściła go w końcu, oczywiście. Matka, zalatując alkoholem, uznała wreszcie, że jego kara dobiegła końca. I jak zwykle żałowała swej surowości, płakała, błagała, by jej wybaczył, kupowała nowe ubrania, drogie zabawki… i całowała go… po całym ciele… kiedy go myła i opatrywała sińce i zadrapania.

Wtedy była czuła, przemawiała do niego pieszczotliwie i zapewniała, że jeśli tylko będzie żałował za grzechy i okaże skruchę, on także znajdzie łaskę u Boga. I u niej.

Kiedyś, gdy siedział zamknięty w szafie wyjątkowo długo, z jego przerażenia zaczął kiełkować gniew. Kiedy go w końcu wypuściła, wyszedł i minął ją bez słowa. Nie pozwolił, by go dotykała, rzucił jej w twarz prezenty, którymi chciała go przebłagać. Zagroził, że odejdzie i opowie ojcu, co robiła. Drżała ze strachu i płakała, ale wyznała, że człowiek, który go spłodził, nigdy go nie chciał. Dał jej pieniądze na aborcję, ale odmówiła. A później, kiedy już urodziła, czy został z nimi? Tak, kilka lat. Małżeństwo rozpadło się, a jego ojciec odszedł i porzucił ich oboje.

Kiedy mu o tym opowiadała, zapłakana, z papierosem w drżących palcach, zrozumiał, że tym razem mówiła prawdę. Jego ojciec rzeczywiście porzucił ich dla tej dziwki.

Zrozumiał też, że jego zadaniem jest to naprawić. I z zapałem podjął dzieło zemsty.

Czyż nowa żona ojca nie zginęła?

Czyż nie patrzono na niego podejrzliwie?

Czyż nie trafił w końcu tutaj… gdzie pozostawał w zamknięciu aż do czasu, kiedy szpital został zlikwidowany. Później odsyłano go z jednego szpitala do drugiego. Zawsze były to prywatne placówki, prowadzone przez księży lub zakonnice, pełne różańców i krucyfiksów. Wiedział, że obserwują go tam bezustannie, że żaden z jego grzechów nie mógł umknąć ich uwagi, żaden nie Dostał zapomniany ani wybaczony. Starał się pozostać wierny swej misji i nie ulegać popędom.

A jednak… dla Faith… zaryzykował wszystko, skazał swoją duszę na piekielne ciemności, byle tylko móc ją dotykać i pieścić, by czuć przy sobie jej rozgrzane, słodkie ciało.

A teraz jej córka, tak bardzo do niej podobna, zjawiła się tutaj.

Spojrzał jeszcze raz na wyryte na ścianie zdania. Nad nimi umieścił czternaste prostych słów, z których każde przyporządkowane było jednej z czternastu ofiar, grzesznikom i świętym, tym, którzy zostaną ukarani, i tym, którzy karę wymierzą.

Gdyby tylko Faith tu z nim była… Ona by zrozumiała. Koiłaby jego ból. Kochałaby go. Ale tak się już nie stanie. Ten nierób, ten lekarz, ją zabił. Pieprzył ją, a później, kiedy odkryła to jej córka, wypchnął Faith, piękną Faith, przez okno.

Na wspomnienie jej krzyku znowu skurczył się w sobie i poczuł łzy pod powiekami. Ogarnął go palący gniew.

Śmierć Faith nie była wypadkiem, choć wielu w to wierzyło.

On wiedział.

Był tam.

Lekarz zapłaci za swój grzech.

Jeszcze dziś.

W szpitalu wszystko było mroczne i nieruchome, przez okna, dotąd niezabite deskami, sączyło się szare, wieczorne światło. Powietrze, przepojone mdłym zapachem stęchlizny, zdawało się stać w miejscu. Abby miała wrażenie, że temperatura z każdą chwilą spada, a atmosfera gęstnieje.

Przestań, to tylko twoja fantazja. Idź dalej!

Otworzyła plecak i wyjęła latarkę. W głębi serca czuła, że to, co robi, jest szaleństwem, że jest równie obłąkana jak ludzie, którzy tu kiedyś przebywali, że gdyby pozostało jej choć trochę rozumu, natychmiast opuściłaby to miejsce.

Dlaczego nie mogła tu przyjść za dnia?

Z psem, Montoyą i rewolwerem?

Bo chciała poznać prawdę teraz.

Bo nie mogła już dłużej czekać.

Bo nie zniosłaby tej niepewności ani chwili dłużej.

Teraz albo nigdy.

Zarzuciła plecak na ramię. Nigdy w życiu nie czuła się tak samotna.

Ale nigdy też nie była równie zdeterminowana.

Musisz to zrobić. Musisz.

Budynek zajęczał cicho.

Abby stłumiła krzyk przerażenia.

To nic, to tylko te stare deski tak skrzypią. Jak u niej w domu.

Weszła do kuchni i usłyszała jakiś inny dźwięk. Serce stanęło jej w piersi.

Ciche skrobanie pazurów.

Szczury?

Serce biło jej jak oszalałe.

Odetchnęła głęboko i zacisnęła palce na łomie, jakby tylko na nim mogła teraz polegać. Przełknęła ślinę i powoli ruszyła dalej, ale mogłaby przysiąc, że słyszy stłumione jęki rozpaczy ludzi, którzy tu kiedyś cierpieli.

Przestań. Nikogo tu nie ma, nikt nie płacze ani nie jęczy! Ruszaj, no dalej! Jest już prawie ciemno. No, Abby, rozpraw się z tym raz na zawsze!

Montoya wcisnął gaz, nie zwracając uwagi na znaki ograniczenia prędkości. Zacisnął zęby i wyprzedził kilka samochodów, ale przed oczami ciągle miał ciała ciotki i Furlougha. A jeśli ten potwór poluje teraz na Abby?

– Cholera – mruknął, wyprzedzając ciężarówkę. Spod kół prysnął żwir.

Na prostym odcinku drogi wyjął komórkę, wystukał domowy numer Abby i zaczął liczyć sygnały.

– No, odbierz! – ponaglał ją szeptem.

Ale nikt nie odebrał.

Ogarnął go strach.

I co z tego? Może po prostu wyszła z domu.

Szybko wystukał numer jej komórki. Natychmiast odezwała się poczta głosowa.

Nie podobało mu się to. Mogło być oczywiście wiele powodów, dla których nie odbiera telefonów, ale jakoś go to nie uspokajało.

Czuł, że to śmierć Faith Chastain doprowadziła do serii tajemniczych morderstw. Nie wiedział tylko jak. Był jednak pewny, że Abby także jest w to zamieszana.

Co, u diabła, łączy tragiczną śmierć Faith Chastain z koszmarnymi wydarzeniami ostatnich dni?

Ceną grzechu jest śmierć.

Co to znaczy?

Zmrużył oczy, spoglądając przez przednią szybę na ciemne chmury, które zaczynały gromadzić się na horyzoncie. A listy, które przyszły do radia?

Żałuj.

Za co? Za grzech? Jaki?

Pokutuj.

Czyli zapłać? Za co? Za występki? Jakie występki? Skąd te religijne odniesienia? Myśl! Musisz to rozwikłać. Musisz. Czasu jest coraz mniej. A morderca chce ci coś powiedzieć… to ma coś wspólnego z grzechem…