Выбрать главу

– Już wiem, o czym mówisz, synku – powiedział, chociaż ze zdziwienia dech zapierało mu w piersiach.

Chłopiec uśmiechnął się.

– Jesteś wszak czarnoksiężnikiem, ojcze. Wiedziałem, że poczujesz to samo co ja. Masz przecież o wiele większe zdolności.

Nie jestem tego już taki pewien, pomyślał Móri uśmiechając się ze smutkiem. Wzruszyła go jednak ufność, jaką pokładał w nim syn.

Móri doskonale rozumiał, że akurat w tym przypadku syn jest ważniejszy. To on, poprzez Cienia, miał najsilniejsze związki ze starym zakonem. A Cień bardzo sobie życzył, by Dolg odkrył powiązania łączące współczesny zakon ze starym.

Może im się to uda? Tutaj, w nieznanym francuskim miasteczku Aix, które nigdy nie zostało wymienione w pismach dotyczących Świętego Słońca?

Opuścili już miasto. Na tle nieba zaznaczały się sylwetki topoli i cyprysów. Mistral wciąż dmuchał mocno, drzewa kłaniały się rytmicznie niczym gromady duchów. Wiat; jednak z godziny na godzinę cichł.

– Ale tu gorąco – zdziwił się Dolg. – Im dalej na południe docieramy, tym robi się cieplej.

– To prawda. – W oczach Móriego pojawił się marzycielski wyraz. – Paradoksalne jest, że teraz, kiedy wędrujemy po krainie ciepła, jeszcze bardziej niż zwykle tęsknię za swoją zimną Islandią. Za Islandią i Norwegią.

– Bardzo chciałbym zobaczyć te kraje – powiedział Dolg. Dobrze wiedział o tęsknocie ojca.

Móri, rozjaśniony, odparł spokojnie:

– I ja chciałbym ci je pokazać, synku. Islandia to bardzo szczególny kraj. Znam ludzi, którzy twierdzili, że jest brzydki z tymi jałowymi wrzosowiskami, górami nie porośniętymi trawą, ale ja patrzę na to zupełnie inaczej.

– Ubóstwo ma swój własny urok – stwierdził Dolg zamyślony. – Pojedziemy tam, ojcze.

– Skąd wiesz?

– Po prostu wiem.

Móri kiwnął głową. Przestał już dziwić się Dolgiem.

– Czy pojedziemy także do Norwegii? – spytał tylko.

– Tak.

– To dobrze – powiedział Móri.

Przeszli jeszcze kawałek, wreszcie Móri się zatrzymał.

– Myślę…

– Owszem – przerwał mu Dolg. – Jesteśmy już w pobliżu. Cieszę się, że jesteś ze mną, ojcze. Moje zdolności stają się wtedy w dwójnasób silne.

Bardzo miło z twojej strony, że tak mówisz, pomyślał Móri, lecz głośno tego nie powiedział. Często w stosunku do swego syna odczuwał niepewność. Jakby on, doświadczony czarnoksiężnik, nie dorastał do pięt swemu dziecku.

A jednak wiedział, że to on, Móri, jest silniejszy. Na razie.

– Musimy iść w tę stronę – oznajmił, skręcając w prawo.

Dolg podążył za nim bez słowa.

Albo ja naprawdę silniej wyczuwam, że coś nas ciągnie, albo też on jest najdelikatniejszym dyplomatą na świecie.

Ale co do jednego Móri się mylił. Przyznawał wprawdzie, że wciąż jest potężniejszy od syna pod względem znajomości magii, lecz uważał, że Dolg akurat teraz odgrywa główną rolę. W tym właśnie tkwił błąd. To on, Móri, był teraz najważniejszy, wciąż jednak nie zdawał sobie z tego sprawy.

Wkrótce odnaleźli grób. Nieduży występ skalny porastała trawa, pionowy brzeg był z wapienia. Obaj czuli, że trafili we właściwe miejsce, prędko więc oczyścili kamień z roślin i ziemi.

Wapienna ścianka okazała się oddzielona od podłoża. Za nią widniała jama.

– Postaw latarnię tutaj – powiedział Móri. – Tak będziemy lepiej widzieć.

– Ojcze, wydaje mi się, że w wapieniu wyryto jakieś imię!

– Pokaż!

Czas niemal całkiem zatarł litery, lecz dostrzegli chyba dwa imiona. Oba kończyły się na “…VS”.

– Czyżby to konsul? – spytał Dolg. – Mariusz? Caius Marius?

– O, nie! Mariusz nie poległ tutaj. Poza tym konsulów chowano w okazałych, bogatych grobach, a ten trudno tak nazwać. Ale zobacz, poniżej wyryto coś jeszcze. Nie zdołamy odczytać co, lecz długość słowa może wskazywać na tytuł, może “centurion” albo “tribunus militum”. Prawdopodobnie spoczął tu dowódca. No cóż, nic o tym nie wiemy. Zajrzyjmy do grobu.

Spróbowali odsunąć płytę na bok. Móri ze smutkiem rozejrzał się w koło.

– Jak myślisz, czy tutaj właśnie rozegrała się bitwa?

– Nie, trochę dalej na zachód – odparł Dolg bez cienia wątpliwości w głosie. Sprawiał przy tym wrażenie równie zasmuconego jak Móri. W przepięknych łąkach kryło się coś bezdennie tragicznego.

Móri popatrzył w kierunku wskazanym przez syna.

– Tam spoczywa wielu zmarłych, z pewnością to wyczuwasz – rzekł cicho. – Ale oni nie mają własnych grobów.

– Zwłaszcza Teutonowie – dopowiedział Dolg.

– To prawda. Zniszczono cały lud.

Odwrócili się w stronę grobu. Niewiele w nim było do oglądania.

– Został splądrowany – skonstatował Móri.

– Ale leżą tu szczątki.

– Rzeczywiście, chociaż niewiele. Ten półokrągły kawałek kości to fragment czaszki, prawda?

– Tak – odparł Dolg. – Nie śmiem niczego dotykać, bo boję się, że się rozsypie w pył.

– Tak, tak, uważaj! Pomimo że grób jest niemal całkiem pusty, musimy okazać szacunek. Ale czy widzisz to, co ja?

Dolgowi z napięcia zaparło dech w piersiach.

– Tak! On nosił coś na szyi!

– Łańcuch! Ale medalion zerwano.

– To nie był medalion, ojcze. Poznaję ten łańcuch.

– Ja także. Na podobnym łańcuchu wisi zwykle znak Świętego Słońca.

Dolg w migotliwym świetle latarenki patrzył na ojca, klęczącego w połowie we wnętrzu grobu.

– Czy mamy założyć, że ów Rzymianin nosił ten znak Słońca, który skradziono przyjaciołom Cienia? Że ten właśnie znak odziedziczył kardynał von Graben? Znak przekazywany kolejnym wielkim mistrzom w nowym zakonie, który wziął swój początek od Ordogno Złego z Leon?

– Nic nie wiemy na pewno, synku – powiedział Móri z tłumionym podnieceniem. – Ale mamy prawo zgadywać i snuć domysły!

– Oczywiście! To bardzo ciekawe – Dolg uśmiechnął się szeroko. – Ale dlaczego rabusie nie zabrali także łańcucha? Wygląda przecież na zrobiony ze złota.

– Prawdopodobnie przyczyną tego był pośpiech. Grób splądrowano chyba bardzo wcześnie, być może tuż po bitwie, więc on…

Móri urwał, nie chcąc roztaczać przed synem zbyt makabrycznych wizji. Ale Dolg był mniej wrażliwy:

– Wciąż miał głowę na swoim miejscu? Rzeczywiście, pewnie tak właśnie było. – Dolg westchnął. – Szkoda, że nie zostawili znaku Słońca. Przydałby nam się.

– Tak właśnie mówił Cień. Ale, Dolgu, jacyż jesteśmy niemądrzy!

Chłopiec patrzył na ojca pytająco.

Móri mówił z przejęciem:

– Jak myślisz, dlaczego tak nas ciągnęło w to miejsce? Pamiętasz słowa Cienia? “Wiem, kto posiadał drugi znak, ale ten człowiek musiał go stracić, bo poległ w bitwie. Nie doszłoby do tego, gdyby nosił znak”.

– Oczywiście – rozjaśnił się Dolg. – Spytaliśmy, kiedy ta bitwa miała miejsce, a Cień odparł, że bardzo, bardzo dawno temu.

– Właśnie! A więc tutaj był ten drugi znak!

– Sądzisz więc, ojcze, że Cień chce, abyśmy go odnaleźli? Dla niego albo dla nas?

– Tak właśnie uważam.

– Musi znajdować się gdzieś w pobliżu.

Móri omiótł wzrokiem niewielką komorę grobową.

– Dolg! Zobacz!

Na ścianie w głębi wyryto kilka znaków i parę słów. Znaki Dolg ku swojej radości natychmiast rozpoznał. Takie same znalazł przed grotą, gdzie przechowywano szafir. Kompletnie niezrozumiałe, lecz bez wątpienia takie same.

– Jesteśmy na właściwym tropie, ojcze! Ten człowiek należał do dawnego zakonu. Ale litery? Och, ten okropny wapień – poskarżył się. – Łatwo w nim ryć, ale wszystko tak prędko się zaciera!