Выбрать главу

Najłatwiej przyszło oczyszczenie złocistych promieni, gorzej natomiast sprawa się przedstawiała z półkulą wyciętą z kawałka drewna. Brud wdarł się w słoje drzewa, ale i tak należało się cieszyć, że tarcza słońca całkiem nie zgniła.

W końcu pozostała tylko jedna brudna plamka.

Wyraźnie wyłoniła się także inskrypcja na odwrocie, ale nie mogli jej zrozumieć.

– Spodziewałam się łaciny! – wyznała zdziwiona Theresa. – Być może udałoby mi się ją odczytać. Ale to…? Dolgu, czy to nie są mniej więcej takie same znaki, jak te na skale? W miejscu, gdzie znalazłeś szafir?

– Mniej więcej tak – żałośnie odparł chłopczyk. – Nie całkiem, ale podobne.

Stali zakłopotani. Takie znalezisko, a nie potrafili nic zrozumieć.

– Mam inne pytanie – odezwał się Erling. – Czy możemy uznać, że to centurion posiadł ten znak, który teraz należy do von Grabena?

– Tak musi być – stwierdził Móri. – Bo Cień wspomniał, że “oni” utracili dwa stare, drogocenne znaki. Ursus i jego przyjaciel znaleźli dwa znaki “wiszące na czymś w rodzaju ołtarza” w Rzymie. Zdarzyło się to chyba około roku sto dziesiątego przed Chrystusem, ponieważ bitwa pod Aix miała miejsce w roku sto drugim, a obaj byli dość młodymi ludźmi.

– Teraz więc ważne jest dla nas odnalezienie powiązań centuriona z Ordogno Złym z Leon – stwierdził Erling.

– Zgadza się – przytaknął Móri. – Ale właściwie to nie jest takie istotne. Ważniejsza jest dla nas jeszcze odleglejsza przeszłość. Musimy cofnąć się w czasie aż do starożytnego Rzymu i odnaleźć powiązania z “nimi”, z Cieniem i innymi, którzy są podobni do Dolga.

Theresa otrząsnęła się z zamyślenia.

– Czy możemy spędzić w Aix jeszcze trochę czasu? Nasz przyjaciel wspomniał, że w mieście jest podobno całkiem pokaźna biblioteka. Przywykłam do szperania po księgach, dorastałam wszak w wiedeńskim Hofburgu. Czy pozwolicie mi zbadać sprawę lemurów?

– Oczywiście – zgodzili się.

– Zrozumcie, coś mi podszeptuje, że lemury to nie tylko małpiatki. Chyba gdzieś o tym czytałam, nie bardzo pamiętam.

Ustalili, że Theresa pójdzie do biblioteki. Wciąż jednak otwarta pozostawała sprawa znaku Słońca…

– Moim zdaniem Cień życzył sobie, aby znak przypadł Dolgowi – odezwał się Erling. – Chłopiec powinien nosić go jako ochronę. Znak czyni przecież człowieka nietykalnym.

– I ja tak uważam – bohatersko stwierdził Siegbert. Zdążył już przywiązać się do znaku i uważał go niemal za swój. Musiał jednak ustąpić paniczowi, dobremu i mądremu chłopcu.

– Rzeczywiście, byłbym spokojniejszy, gdyby mój syn go nosił – przyznał Móri. – Bo kardynał nienawidzi Dolga i z pewnością uwziął się na niego, gotów jestem to przysiąc.

O tym wszyscy byli przekonani.

Móri zdążył już oczyścić znaleziony w grobie łańcuch, umocował teraz na nim znak Słońca i sprawdził, czy zapięcie mocno trzyma. Potem zawiesił łańcuch na szyi syna.

Dolg, czując dotyk znaku na gołej piersi, wziął głęboki oddech.

– Czuję się jak… jak… jak święty! – wyjąkał. – Albo raczej wtajemniczony.

– Teraz jesteś odpowiednio wyposażony do walki ze złymi mocami – uroczyście oświadczył Móri.

Dolg przez chwilę przyglądał się znakowi, delikatnie go poprawił. Oczy błyszczały mu uniesieniem.

Potem zwrócił się do Siegberta:

– Dziękuję, że go dla mnie znalazłeś! Niestety, nie mogę się nim z nikim podzielić, bo zdaniem Cienia powinienem go nosić, ale bardzo chciałbym ci podziękować za to, co zrobiłeś. Popatrz!

Ku zdumieniu zebranych Dolg wyjął wielką niebieską kulę. Poprosił, by Siegbert potrzymał ją przez króciutką chwilę.

– Nie bój się – zachęcał chłopiec, widząc wahanie parobka. – Szafir uczyni cię młodszym, piękniejszym i mądrzejszym.

– Byle tylko nie za pięknym – zastrzegł Bernd. – Nie życzę sobie rywali, jeśli chodzi o pannę pokojową Edith.

Wybuchnęli śmiechem, śmiał się także Siegbert.

– Edith nie jest moim marzeniem. W domu, na dworze, mam inną wybrankę, ale ona nawet nie chce zerknąć w moją stronę. Dobrze by było, gdybym mógł trochę potrzymać kamień.

– Bardzo proszę – rzekł z uśmiechem Dolg. – Zasłużyłeś na to.

Drżącymi rękami Siegbert przejął od chłopca kulę, delikatnie, jakby miał do czynienia z najcieńszą porcelaną.

– Ooch – szepnął, oddając szafir właścicielowi. – Dziękuję! Dziękuję, paniczu, nigdy tego nie zapomnę!

– A teraz Bernd, który był gotów zanurkować w tej brei, żeby wyciągnąć znak Słońca! – oświadczył Dolg.

– Co takiego? Ja? – Bernd ze zdziwienia aż rozdziawił usta.

– Oczywiście, proszę! Bohaterstwo należy nagradzać, bez względu na to, na czym polegało.

– W imię Ojca i Syna! Teraz stanę się aż zbyt przystojny!

Wszyscy roześmiali się z takiej naiwnej pyszałkowatości.

Bernd potrzymał kamień przez chwilę, trochę przy tym popłakał, a kiedy później opuszczali oberżę, wszyscy zapewnili młodych chłopców, że bije od nich światło.

I tak było rzeczywiście, jeśli tylko nie stawiało się zbyt wysokich wymagań.

Zaczekali na Theresę i Erlinga przed biblioteką.

Wyszli niedługo, najwyraźniej zaskoczeni i podnieceni.

– Wiedziałam! – zawołała Theresa, nabierając powietrza w płuca. – Wiedziałam, że gdzieś o tym czytałam! Ale że o to chodzi…?

– A co to było? – spytał Móri.

Erling wyjął kartkę, na której zapisali informacje znalezione w książce.

– Lemury, po łacinie lemures… Tak w starożytnym Rzymie nazywano dusze zmarłych, a szczególnie złe, nieczyste upiory. Aby je ułagodzić i trzymać z dala od domu, Rzymianie obchodzili święta, zwane Lemuriami. Przypadały one na dziewiąty, jedenasty i trzynasty maja.

Kąciki ust Dolga opadły.

– Och, nie! – powiedział ze smutkiem. – One nie są złe. Te małe istotki, które pomogły mi na moczarach, nie były złe. Ani Strażniczka, ani Cień, chociaż on czasami może wydawać się surowy. O ile wiem, ja także zły nie jestem.

– Ależ drogie dziecko! – zawołała Theresa. – Ty przecież nie jesteś lemurem! Poza tym w drugiej znalezionej przez nas książce napisano całkiem co innego. Tam nie wspomniano, że są złe, tylko że to rzymskie duchy próbujące odwiedzać domostwa żywych wiosną. Jeśli znalazły się w pobliżu, można je było zakląć. Ojciec rodziny, wyszedłszy z domu boso, rzucał poza siebie dziewięć razy garść bobu i mówił za każdym razem, nie oglądając się: “Przez ten bób wykupuję siebie i swoich”.

Erling dodał:

– A trzecia książka traktowała je jeszcze życzliwiej. W niej napisano, że zła dusza, która nie może zaznać spokoju, to larva, natomiast lemur to dobra dusza.

– To brzmi już znacznie lepiej – rzekł Móri z ulgą. – Postanawiamy, że przyjmujemy to ostatnie.

Dolg uśmiechnął się, jego buzia rozjaśniła się z radości.

Odezwał się kapitan.

– Czy wobec tego możemy przyjąć, że ponieważ Ursus i jego przyjaciel znaleźli znak Słońca przy ołtarzu, to zawieszono go tam przy okazji takiego właśnie święta? I że fragment z literami IMVR, który gdzieś znaleźliście, pochodzi właśnie od słowa “lemuria”, a nie lemury?

Móri miał ochotę wtrącić, że Ursus przypomniał sobie, jak to on i jego przyjaciel skradli znaki właśnie lemurom, ale nie chciał znów wystąpić w roli osoby krytykującej czyjeś pomysły. Kiwnął więc tylko głową, jak wszyscy pozostali.

– Dowiedzieliśmy się jeszcze jednego: Małpiatki otrzymały nazwę lemurów ze względu na swoje podobieństwo do ludzi czy może raczej do duchów. Wierzono, że małpy to duchy powracające na ziemię pod postacią zwierząt – wyjaśniał Erling. – Małpy więc nie mają nic wspólnego ze znakiem Słońca.