Выбрать главу

Być może to obcasowe pytanie było trochę ryzykowne, lecz Willy nie miał czasu do stracenia. W każdej chwili mógł ktoś nadejść.

Kucharka zwilżyła językiem wargi. Drżała już teraz na całym ciele.

– Nic nie mówiłam – szepnęła. – Ale słyszałam krzyki. Krzyki kobiety.

Willy przeżegnał się.

– Niczego nie słyszałem – zapewnił. – Z wieży?

– Nie, nie! Przeciwnie!

– Z lochów?

– Niczego nie powiedziałam.

– Ach, te kobiety – rzekł Willy z udawanym przerażeniem, pozwalając jej drżącej dłoni przesuwać się po opończy wzdłuż linii biodra i uda, a jednocześnie broniąc się skromnie, lecz nie bardzo przekonująco.

– Czyż to nie jest okrutne? – syknęła, spoglądając mu głęboko w oczy. – Ale my o niczym nie wiemy, bo do piwnicy prowadzi tylko jedno zejście, bardzo dobrze strzeżone!

Osiągnęła teraz stan takiego uniesienia, że nie zauważała nawet, że jest wypytywana. Chętnie odpowiadała na wszystko.

– A jak więźniowie dostają jedzenie? – pytał Willy.

Wyjaśniła szeptem:

– Strażnik przychodzi po dwa talerze… Aach! – jęknęła, kiedy przerażony lekko dotknął czubkiem języka jej szyi. Poczuł smak soli i cofnął się z obrzydzeniem, ale ona zrozumiała to jako reakcję żałującego za grzechy mnicha.

– Dwa? A więc jest dwóch więźniów?

– Na to wychodzi – odparła, przyciskając się do jego boku. – Akurat teraz dwoje. Czasami jest ich więcej, a kiedy indziej tylko jeden. Ale jeden jest zawsze. Wydaje mi się, że ta kobieta przybyła dopiero niedawno. A wczoraj…

– Tak?

– Ależ było zamieszanie! Przybiegli z piwnicy, wszyscy jak jeden mąż. Sługa, który ich widział, mówił, że byli do szaleństwa wystraszeni. Ach, zrób to jeszcze raz! Trochę więcej! I niżej…

Dłoń Willy’ego wsunęła się pod czarny fartuch. Dotknął wielkiego brzucha, ale uważał, żeby nie posunąć się “niżej”.

– Kto był taki przerażony?

– Wszyscy. Strażnicy, kasztelan i jego goście.

– A czego się wystraszyli?

– Krzyczeli coś o potworze, sługa nie wiedział, o co chodzi.

Willy wstał.

– Ja… muszę cię już opuścić, pani… święta przysięga nie pozwala mi na takie odczucia… Pani… twoja bliskość na mnie… działa.

Kucharka wyciągnęła do niego ręce.

– Ach, mój drogi, tak długo byłeś samotny, mogę… czy wolno mi dotknąć?

– Och, nie śmiem tego uczynić. Tak być nie może, proszę mnie nie kusić!

Drżącą dłonią złapała go za rękę i skierowała ją ku rozsuniętym udom.

– Zobacz, tutaj, dobrze ci to zrobi, taki jesteś samotny, a ja nic nie powiem. Uwolnię cię od męki, zobacz, dotknij!

Sapała jak miech kowalski. Pewnie wiele kobiet marży o uwiedzeniu mnicha, pomyślał Willy, przeklinając swój pomysł, przez który sam znalazł się w takiej sytuacji. Dłoń kucharki już wciskała się pod opończę i biedny żołnierz znalazłby się w prawdziwym kłopocie, gdyby pod drzwiami kuchni nie rozległy się głosy.

– Och, wracają, wracają! – jęknęła kucharka zrozpaczona. – Dlaczego?

– Pani, sprowadziłaś na mnie zbyt wielką pokusę – wyjaśnił niby z trudem, jakby nie chciał jej ranić. – Ci ludzie zostali zesłani przez Pana. Muszę odejść, zanim się zorientują, jakie uczucia mną targają. Oto pieniądze, czy mogę zabrać osła?

– Tak, tak – wysapała. – Och, jakże cię potrzebuję! Czy wrócisz tu jeszcze?

– Jeśliby się tak stało, czy obiecasz mi, pani, uwolnić mnie od mych żądz?

– Obiecuję, całym ciałem… i duszą – dorzuciła pobożnie.

Willy kiwnął jej głową, podał rękę i pospiesznie opuścił kuchnię akurat w chwili, gdy ktoś położył dłoń na klamce drugich drzwi.

Odwiązał osiołka i zabrał zwierzę ze sobą. Usiłował wrócić do równowagi, a przede wszystkim uspokoić oddech, krótki niczym po biegu.

A najgorsze, myślał, że cała ta sytuacja mnie także podnieciła. Nie rozumiem, przecież ona nie była nawet pociągająca!

Cieszył się jednak, że i kobieta zdążyła się przekonać, iż w istocie jej pożądał, a nie tylko prawił piękne słówka.

Ale jak na miłość boską mógł pożądać tej podstarzałej, tłustej baby? Tego pojąć nie mógł.

Ludzkie ciało bywa doprawdy zdumiewające. Rzadko słucha rozumu, a nawet uczuć.

Bardzo cię proszę, chodź ze mną, prosił w duchu opierającego się osła. Nie mamy czasu na takie siłowanie. Uwierz mi, będzie ci o niebo lepiej u nowych właścicieli, tego dziwnego chłopczyka o gorącym sercu, u jego ojca, który, choć nikt się na nim nie może wyrozumieć, nosi w sobie wszelką miłość świata dla żywych istot, i u babki, która mogła żyć życiem najwyższych sfer i nie zajmować się służącymi, a już na pewno nie osłami, a jednak posiada pełne zrozumienie dla najmniejszej nawet istoty.

Ciągnął zwierzę drogą, ale nikt nie zwracał uwagi na prosto odzianego pielgrzyma i jego osła.

Kiedy był już niewidoczny z wioski, skręcił w las do czekających towarzyszy podróży.

– Więżą w lochach kobietę – oznajmił krótko. – Kucharka słyszała jej krzyk.

– Krzyk – powtórzył Móri martwym głosem. – O, Boże!

Willy przekazał wszystko, co powiedziała mu kucharka.

– Dobra robota, Willy – pochwalił go Erling. – Jak zdołałeś tak wiele się dowiedzieć w tak krótkim czasie?

– Przyszło mi ją uwodzić, i to z takim rezultatem, że to ona prawie uwiodła mnie. Musiałem się siłą stamtąd wyrwać.

Uśmiechnęli się, lecz nie czas był na żarty.

– Co teraz zrobimy? – spytała Theresa, podczas gdy Dolg zaprzyjaźniał się z osiołkiem. Dla zabiedzonego zwierzęcia łagodny ton chłopca był czymś zupełnie nowym, nieufnie też traktował podsuwaną przez Dolga trawę.

– Najwyraźniej nie dostaniemy się do lochów – stwierdził Erling.

– Rzeczywiście, są podobno bardzo dobrze strzeżone – odparł Willy.

– Ale wczoraj czegoś się przestraszyli. Wspominali o potworze?

– Więcej się o tym nie dowiedziałem.

Popatrzyli po sobie.

– Nidhogg? Zwierzę? – z niedowierzaniem powiedział Móri. – Przecież oni nie mogą się włączyć, jeśli mnie przy tym nie ma. To moi towarzysze, nie Tiril.

W ciszy, jaka zapadła, Móri pojął, co się musiało stać. Nocowali wszak w pobliżu wioski i sam Móri znalazł się dostatecznie blisko, by Nidhogg i Zwierzę pozwolili się rozpoznać.

– W każdym razie Tiril żyje – rzekł Erling, chcąc dodać im otuchy.

– Owszem, ale powinniśmy raczej się spieszyć – odparł Móri. – Willy, dowiedziałeś się, czy brat Lorenzo przybył na zamek?

– Bałem się o to pytać wprost, żeby przypadkiem się nie zdradzić.

– Mądrze pomyślane! Ale kucharka wspominała, że kasztelan ma gości?

– Owszem.

Osioł zdecydował się spróbować trawy, Dolg delikatnie podrapał go za uchem. Zwierzę najpierw drgnęło, jakby chciało się cofnąć przed ciosem, zaraz jednak się uspokoiło. Ciemne smutne oczy, podobne do oczu chłopca, patrzyły na Dolga.

W tym momencie osiołek zrozumiał, że temu niedużemu człowiekowi można zaufać. Nigdy dotąd się to nie zdarzyło. Ludzie oznaczali krzyk, ciosy, kopniaki i uwiązanie na spalonej słońcem, pozbawionej trawy ziemi.

W lesie panował przyjemny chłód, trawa była smaczna i nikt nie krzyczał ostrym głosem.

– Chyba możemy przyjąć, że Lorenzo jest tutaj – orzekł kapitan. – Miał dość czasu, by tu dotrzeć. To na pewno on tak brutalnie przesłuchuje pańską żonę.

– Tak – przyznał Móri. – Pytanie tylko, w jaki sposób dostaniemy się do środka.

– Widzę jedno rozwiązanie – powiedział Erling spokojnie.