Teraz jak zaczarowany wpatrywał się w kulę, którą Dolg trzymał nad drżącymi rękami matki. Na jego oczach zranienia się zamknęły i dłonie znów były gładkie. Tiril podziękowała synkowi za przyniesienie ulgi w cierpieniach.
– Brat Lorenzo mówił o ogromnym szafirze – przypomniała sobie. – Nie mogłam pojąć, o co mu chodzi. Gdzie go znalazłeś, Dolgu? I co to za siła?
– Nie czas teraz na bliższe wyjaśnienia – krótko odparł Móri. – Ale to właśnie szafir wrócił mi życie.
Tiril odwróciła głowę do Erlinga.
– Tobie także?
– Nie – zaprzeczył Erling. – Mnie uratowały duchy Móriego, panie powietrza i wody.
– Rozumiem. Tak czy owak, jestem ogromnie wdzięczna za wszystko.
– Ja także – zawtórował jej więzień, nie odrywając oczu od szlachetnego kamienia. Dolg schował szafir z powrotem do torby.
– Kim pan właściwie jest? – spytał Móri.
Mężczyzna zwrócił pytający wzrok na Tiril. Kiwnęła głową i powiedziała:
– To Heinrich Reuss von Gera. Zakon o nim zapomniał, a przed wielu łaty miał zostać stracony za zdradę.
Słowa Tirił wywołały wielkie poruszenie.
– Ależ, Tiril – uniósł się Erling. – Oszalałaś, nie możemy przecież…
Reuss podniósł rękę.
– Uwierzcie mi, wciąż pożądam Świętego Słońca, lecz Zakon przez resztę życia będę zwalczać ze wszystkich sił. Z mojej strony nie macie się czego obawiać. Przeciwnie. Pańska mądra żona dobrze o tym wie. Zaprzyjaźniliśmy się, chociaż dzielił nas gruby, zimny mur. Pamiętacie być może, że już wtedy, przed wielu laty, próbowałem uciec przed Zakonem? Dość miałem jego brutalności i nieludzko twardych reguł. Schwytano mnie jednak, skazano na śmierć za odstępstwo i zapomniano w lochu. Ani słowem nie chciałem się zdradzić, kim jestem. Przybycie pańskiej żony było dla mnie niczym przebłysk człowieczeństwa i zrozumienia. Wyjawiłem jej wiele tajemnic Zakonu Świętego Słońca.
Ponieważ milczeli niepewni, podjął, gestem wskazując na sakwę Dolga.
– Widzę jednak, że wy znacie ich jeszcze więcej.
– Owszem – przyzna} Móri ostrożnie. Nie zapomniał, jak Heinrich Reuss i Georg Wetlev prześladowali Tiril jeszcze w Bergen. – Ale coś się tutaj nie zgadza. Kardynał nigdy nie słyszał o szafirze, nie słyszał też o nim nikt inny w Zakonie poza biskupem Engelbertem, nawet Tiril. Skąd więc pan…?
– To proste – odparł Reuss. W naznaczonej zmarszczkami twarzy oczy sprawiały wrażenie oczu starca, lecz spowodował to zapewne długotrwały pobyt w więzieniu. – Habsburgowie wiedzieli o trzech olbrzymich kamieniach, niebieskim, czerwonym i złocistym – samym Słońcu. Ale pani, księżno Thereso, orientuje się, że wiedza o nich poszła u Habsburgów w zapomnienie, w każdym razie o czerwonym kamieniu i niebieskim.
– Zgadza się – spokojnie odpowiedziała Theresa.
– Wiedza na temat trzech kamieni łączyła się ze znajomością trzech części klucza do Tiersteingram. Jak pamiętacie, stary hrabia podzielił klucz pomiędzy swych trzech synów, jednocześnie usłyszeli oni o kamieniach, opisanych jedynie w księdze o kamieniu Ordogno. To wielka tajemnica, która nie miała być przekazana dalej.
– No tak, to da się zrozumieć – rzekła księżna. – Ale w jaki sposób pan posiadł tę wiedzę?
– Popatrzmy w przeszłość: Jedna część klucza wraz z wiedzą o trzech kamieniach oraz z niezwykle ważną księgą o kamieniu Ordogno przeszła z ojca na syna, który osiadł w Tiersteingram.
– Owszem – zgodził się Móri. – I ród zakończył się na tym synu, prawda?
– Drugą część klucza wraz z informacją o kamieniach otrzymał Rudolf, graf Tierstein, który poślubił Itę z Habsburga. W ten sposób w jego posiadanie wszedł ród Habsburgów.
– A trzeci?
– Z czasem odziedziczył go ród Wetlevow. A ja mieszkałem z Georgiern Wetlevem w Christianii, Bergen i innych miejscach.
– Wszystko więc panu opowiedział?
– To było nieuniknione. Ale zachowałem milczenie wobec Zakonu Świętego Słońca, podobnie jak wcześniej Georg. Ród Wetlevow już wymarł i nikt poza wami i mną nie wie już o kamieniach.
– Biskup Engelbert doniósł o tym kardynałowi – oznajmił z ponurą miną Móri. – Słyszał o nich w dzieciństwie, kiedy gościł w Hofburgu, lecz zapomniał o całej sprawie.
– Szkoda, że tak się stało – westchnął z żalem Heinrich Reuss.
– Cóż, i tak by się wydało – na pociechę stwierdził Móri. – Sługusy kardynała widzieli, jak Dolg posługiwał się kamieniem. Wówczas jednak nie zdawali sobie sprawy, że szafir jest ściśle powiązany ze Świętym Słońcem.
Przez chwilę rozważali to w myślach.
– A czerwony kamień? – spytał Reuss…
– Nic o nim nie wiemy… na razie – rzekł Móri.
– Nigdy nie wspominałeś przy mnie o kamieniach, Heinrichu? – zdziwiła się Tiril.
– Szczerze mówiąc, wcale o nich nie myślałem – odparł oswobodzony więzień. – Były tylko legendą, częścią rodowej opowieści.
– Podobnie jak u nas, Habsburgów – pokiwała głową Theresa. – Wierzę panu.
– Ogromnie mnie zdziwił widok niebieskiej kuli w rękach chłopca – powiedział Heinrich Reuss. – Przypomniała mi się legenda i zrozumiałem, że to jeden z kamieni. Szafir, prawda?
– Tak – z radością przyznał Dolg. – Posiada ogromną moc. Wyłącznie dobrą.
– Nie przypuszczałem, że istnieją tak olbrzymie kamienie szlachetne. – Reuss uśmiechnął się ze smutkiem. – Jak sądzę, nie ma sensu pytanie, czy mogę go odkupić. Szafir należy do chłopca, prawda? Tylko i wyłącznie do niego?
Wszyscy to potwierdzili.
– Zauważyłem, że stanowią jakby jedność. Ale dokąd on was zaprowadzi?
– Donikąd. Na razie – odparł Erling. – Musimy być cierpliwi. Być może pewnego dnia coś się wydarzy. Ale to pytanie nasuwa mi na myśl inne: dokąd pojedziemy teraz?
– Oczywiście do Theresenhof – odrzekła natychmiast Theresa.
– Nie bezpośrednio – zaprotestował Móri. – Zamkną przed nami wszystkie prowadzące tam drogi, dlatego musimy wyruszyć w kierunku, w którym najmniej się nas spodziewają: na południowy zachód.
– Och! – jęknął Heinrich Reuss. – Prosto w paszczę lwa?
– Taki był nasz pierwotny zamiar. Cień przykazał, abyśmy dalej posuwali się tą drogą. Sądzę, że należy go słuchać. W dodatku to najbardziej praktyczne rozwiązanie, ponieważ jesteśmy już tak blisko twierdzy Zakonu i najwyraźniej kamienia Ordogno!
– Znajdujemy się w pobliżu? – wybałuszył oczy Heinrich Reuss. – Doprawdy wiecie więcej niż Zakon Świętego Słońca! Szukali go rozpaczliwie przez setki lat. Wszelkie informacje o nim przepadły wraz z Tiersteingram, którego także nigdy nie udało im się odszukać.
– Wiemy o tym – rzekł Móri ponuro. Dobrze pamiętał, jak duchy pomogły mu się przenieść do nie istniejącego już Tiersteingram, a on wszystko popsuł, próbując otworzyć księgę o kamieniu Ordogno.
Chociaż wtedy nic jeszcze nie wiedzieli o Ordogno, kamieniu, ani że to takie istotne.
– Zastanawiam się nad jednym – wtrącił Erling. – A jeśli kamień Ordogno to ten czerwony kamień, taki jak niebieska kula Dolga?
– Ja także już o tym myślałem. Nie rozumiem w takim razie, jak mógłby nas doprowadzić do starego zakonu?
Na razie zrezygnowali z dalszych rozważań.
Tiril, wyciągnięta na ziemi przy Mórim, rozkoszowała się przyjemnym chłodem trawy, połyskującą wodą i lekkim wietrzykiem owiewającym policzki. Poprosiła, by opowiedziano jej o przygodach Dolga i o tym, w jaki sposób zdobył niebieski kamień.
– Cień mi pomógł – oznajmił po prostu chłopiec.
– Zaczekaj – przerwał mu Erling. – Czy powinniśmy mówić aż tyle w…
– W mojej obecności? – dopowiedział Heinrich Reuss. – O tym sami musicie zdecydować. Ja w żadnych okolicznościach nie chcę zbliżać się do bastionu Zakonu Świętego Słońca. Pragnę jedynie wrócić do domu, do Gera, ukryć się tam i zapomnieć o wszystkim, co ma związek z tym przeklętym Zakonem.